LUBI SUBIEKTYWNIE
komentarz Tomka Lubiatowskiego

 

Nie wszyscy próżnują w wakacje. Toruńska Inicjatywa Obywatelska ma co robić zwłaszcza teraz.

Co bardziej rozgarnięci wyborcy z utęsknieniem wyczekują raportu TIO poprzedzającego tegoroczne wybory samorządowe. Chyba bardziej niż listy nieobecności radnych, ciekaw jestem zestawienia realizacji obietnic wyborczych sprzed czterech lat, czyli tego, czego nie zrobili rządzący, bo przeszkadzała im opozycja i tego, czego nie zrobiła opozycja, bo nie miała władzy.

Apetyt rośnie w miarę zgłębiania się w ostatni raport TIO. Rekordzistką była najbardziej majętna z pań radnych Krystyna Dowgiałło, która opuściła 174 głosowania. Wyjątkową aktywnością wykazywała się także w Platformie Obywatelskiej – w marcu została wyrzucona z klubu za frekwencję na posiedzeniach. Drugi, bliżej nieznany, Tomasz Kruszyński miał dwadzieścia obecności więcej. Na podium załapał się jeszcze (bez)radny Platformy – nijaki Paweł Wiśniewski (149 nieobecności). W internetach piszą jedynie, że jest jakimś prezesem przy kasie. Najbardziej sumienny był Michał Rzymyszkiewicz, który opuścił jedynie trzy głosowania. Niewiele więcej absencji zaliczyli z kolei niezbyt aktywni Aleksander Rojewski i Danuta Zając z Czasu Gospodarzy oraz Zbigniew Ernest z Prawa i Sprawiedliwości (znany informatyk). A to „tylko” frekwencja. Żaden wielki wstyd.

Co się musi dziać w co niektórych głowach. Tak na przykład radny Arkadiusz Myrcha przed wyborami obiecał stworzenie Gminnego Programu Rewitalizacji, krzyczał „parkingi, parkingi i jeszcze raz parkingi”. Zbigniew Ernest przyrzekał założyć stronę internetową (podobno już nie raz, nie dwa).  Tomasz Kruszyński głosił: Powstrzymamy komercjalizację służby zdrowia będącej formą ukrytej prywatyzacji, utworzymy sieć sportowych klubów uczniowskich w szkołach. Marian Frąckiewicz mówił o przejściu podziemnym na Placu Rapackiego (OK, to już mogłem sobie darować). A to tylko wierzchołek góry obietnicowej. Jak tu nie kibicować pracy Toruńskiego Monitoringu Obywatelskiego?

Czyż nie pięknie być w takiej sytuacji Waldemarem Przybyszewskim? Jemu niczego nie można zarzucić.

Nigdy nie zabiegałem o polityczne sukcesy a działalność samorządową zawsze traktowałem jako służbę ludziom oraz jako możliwość realizowania skutecznie zmian na lepsze. Nie akceptuję polityki jako sfery snucia wizji, proponowania, obiecywania. Polityka była i jest dla mnie obszarem konkretnych, precyzyjnie zaplanowanych działań – zmian na lepsze – zawsze wynikających z potrzeb konkretnych ludzi.

Tyle wygrać. Wygrać mandat nie składając obietnic.