Fani sportu radzą sobie z pandemią oglądając powtórki czy zgłębiając różne materiały historyczne. My postanowiliśmy przybliżać kibicom toruńskiego sportu sylwetki lokalnych zawodników.

W pierwszej odsłonie cyklu Bohaterowie toruńskich aren poznaliście Olgę Kobrin, siatkarkę AZSu UMK ToruńTym razem skupiliśmy się na speedrowerze, dyscyplinie sportu mocno niedocenianej w naszym mieście, a w której Toruń jest jednym z najbardziej utytułowanych ośrodków na świecie. Bohaterem dzisiejszej części jest zawodnik TSŻu Toruń – Borys Wojciechowski. Porozmawialiśmy z nim m.in. o: jego początkach, pandemii,  udziale w Mistrzostwach Świata, które odbyły się w Polsce, popularności speedrowera ale też o… kulturze.

Od razu pokochałem całym sobą tą formę rywalizacji

Bartosz FryckowskiNa początek pytanie, które zadajemy i zadawać będziemy każdemu z naszych rozmówców. Jak zaczęła się twoja przygoda ze speedrowerem i dlaczego akurat on?  

Borys Wojciechowski (TSŻ Toruń): W wakacje 2014 roku kolega Szymon Tywczyński proponował mi zapisanie się do klubu, on sam zresztą dopiero od niedawna uczęszczał na treningi. Na tamten moment byłem jednak pochłonięty piłką nożną. Wiosną zacząłem trenować we Flisaku Złotoria, sporo czasu zajmowały mi również rozgrywki Playareny. Epizod z wyższym piłkarskim szczeblem skończył się dość szybko, bowiem w okolicach wakacji następnego roku. Zabrakło mi motywacji do dalszych treningów, dość mocno też odstawałem od kolegów z drużyny, którzy piłkę trenowali faktycznie od małego. Przez następne półrocze nie miałem odgórnie narzuconych treningów, trochę mi się przytyło... Stwierdziłem, że muszę w jakiś sposób się ruszyć i przystałem na ponowną propozycję “Tywczyna. Z początku bardziej wkręcony byłem w treningi ogólnorozwojowe na sali, co do samego speedrowera podchodziłem sceptycznie. Zima się jednak skończyła, trzeba było wyjechać na tor i tak już te cztery lata się przy Bielańskiej spędziło (śmiech). 

Dlaczego speedrower? Od małego pasjonował mnie żużel i od małego chciałem poczuć na własnej skórze specyfikę takiej rywalizacji. O samym uprawianiu czarnego sportu rzecz jasna nie było mowy. Na podwórku z kolei dzieciaki nie garnęły się do zabawy w żużel na rowerach. Nie miałem zatem możliwości wczucia się w swoich idoli, a później tak jak już wspomniałem pochłonęła mnie piłka nożna. W momencie, kiedy speedrower wkradł się do mojego życia, od razu pokochałem całym sobą tą formę rywalizacji. Nigdy natomiast nie traktowałem uprawianego przeze mnie sportu jako imitacji żużla. Wszelkie podobieństwa kończą się na czterech zawodnikach startujących spod taśmy, ścigających się ze sobą na dystansie czterech okrążeń po owalnym torze. Kto choć trochę zainteresował się specyfiką speedrowera, ten dostrzeże, że znacznie różni się on od żużla w kwestii wykonywanego wysiłku.  

Borys Wojciechowski (nr 7 na plecach), w walce z trzykrotnym indywidualnym wicemistrzem świata Codym Chadwickiem (numer 4) i Indywidualnym Mistrzem Polski Jakubem Kościechą (nr 10)

Borys Wojciechowski (nr 7 na plecach), w walce z trzykrotnym indywidualnym wicemistrzem świata Codym Chadwickiem (numer 4) i Indywidualnym Mistrzem Polski Jakubem Kościechą (nr 10)

Pandemia uderzyła we wszystkie plany nawet te sportowe. Jak sobie radzisz w tym czasie pod względem sportowym? 

Nie jest łatwo. Oczywiście trzeba szukać jakichś rozwiązań, aby nie wypaść z formy, ale w związku z pandemią możliwości są mocno ograniczone. W domu mogę pozwolić sobie co najwyżej na ćwiczenia wzmacniające typu pompki, brzuszki czy skakanka. W ten sposób jednak nie zbuduje się tej docelowej, speedrowerowej formy. Najważniejszy jest kontakt z rowerem, a w tej sytuacji właściwie jestem od niego odcięty. Pozostaje jedynie stosować się do ograniczeń i czekać, aż warunki epidemiologiczne w naszym kraju się poprawią. Oby jak najszybciej, bo prawdę mówiąc tęsknię za trenowaniem i braniem udziału w zawodach. 

Koronawirus mocno pokrzyżował rozgrywki speedrowera? 

W tej chwili trudno stwierdzić. Na sam kwiecień przewidziane były dwa ligowe spotkania. To bardzo mało, zaległości można nadrobić chociażby w okresie letnim. Sezon speedrowerowy rozkręca się jednak tak naprawdę z tygodnia na tydzień, więc wolne terminy zaczynają uciekać. Najpewniej dojdzie do sytuacji, w której władze Federacji będą musiały przysiąść do debaty nad konwencjonalnym odjechaniem tegorocznych rozgrywek. Może się to wiązać z ustaleniem, które zawody należą do najbardziej priorytetowych a które do tych mniej. Na podstawie wytycznych włodarze na nowo będą układać terminarz. Mocno prawdopodobne, że kosztem rozegrania tych najważniejszych rozgrywek, jak chociażby CS Superliga czy wszystkie zawody w ramach Mistrzostw Polski, będzie trzeba zrezygnować z cyklu Best Pairs i Pucharu Polski. Na pewno ostateczny kalendarz się zawęzispeedrowerzyści wolnych weekendów raczej mieć nie będą. Wszystko to jednak składa się na optymistyczny scenariusz, natomiast to, kiedy faktycznie wyjedziemy na tor zależy od dalszego rozprzestrzeniania się wirusa. Niepewne jest również rozegranie Mistrzostw Świata w Australii, które mają odbyć się w listopadzie. Odjechanie tej imprezy zależy od decyzji International Cycle Speedway Federationktóra ma zapaść pod koniec maja. 

Szukając odrobiny rywalizacji wziąłeś udział w Internet Speedrower Quiz i go wygrałeś. Ciężko było? 

Przede wszystkim zawody ISQ były bardzo ciekawą formą zabawy i możliwością sprawdzenia swojej wiedzy na tle kolegów z toru. Fajna inicjatywa ze strony Konrada Cinkowskiego i Artura Pisarka, którzy zorganizowali całe to przedsięwzięcieJedne pytania podczas turnieju były ciekawe, inne powodowały uśmiech na twarzy, jeszcze inne były na tyle trudne, że sam miałbym problem z udzieleniem na nie odpowiedzi. Przy ich zadawaniu szczęście mi jednak dopisywało, trafiałem raczej na te, z którymi kłopotów nie miałem (śmiech)Wynik w tym przypadku schodzi na drugi plan. Najważniejsze jest bowiem utrzymane w koleżeńskiej atmosferze współzawodnictwo z rywalami ze speedrowerowych obiektów. Co cieszy mnie jeszcze bardziej, to fakt, że w najbliższym czasie mamy spotykać się na tego typu turnieje częściej.  

Kiedy jednak stajesz się seniorem, nikt nie patrzy na to, że masz 19 lat i małe doświadczenie

Za tobą twój pierwszy seniorski sezon. Jak byś go podsumował? 

Już tak naprawdę przed początkiem sezonu doskonale zdawałem sobie sprawę, że łatwej przeprawy mieć nie będę. Do tej pory brałem udział głównie w zawodach młodzieżowych, ostatni rok w gronie zawodników do lat 18 przejechałem również jako podstawowy junior mojego zespołu w rozgrywkach ligowych. Wówczas jednak wymaga się od ciebie dowożenia za swoimi plecami rywali z twojej kategorii wiekowej. Kiedy jednak stajesz się seniorem, nikt nie patrzy na to, że masz 19 lat i małe doświadczenie. Stajesz się zawodnikiem odpowiedzialnym za końcowy wynik drużyny, każdy punkt urwany starszemu przeciwnikowi jest w ostatecznym rozrachunku na wagę złota. Tego przede wszystkim nauczył mnie miniony sezon. lidze swego rodzaju przełamanie nastąpiło w ich końcowej fazie. Zacząłem robić po te 10-14 punktów na mecz, których ode mnie oczekiwano. Dla mnie jest to dobry prognostyk na kolejne sezony. W zmaganiach indywidualnych przyznam szczerze, mogło być lepiej. Udział w Mistrzostwach Świata zakończyłem na mocno obsadzonym ćwierćfinale. Serducho na torze zostawiłem, niestety wykluczenie już w pierwszym biegu tych zawodów finalnie pozbawiło mnie szans na awans do półfinałówktóry był moim celem głównym tego turnieju. Z kolei w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski pełniłem funkcję pierwszego rezerwowego. Byłem blisko wywalczenia pierwszego w swojej karierze pełnoprawnego uczestnictwa w tych zawodach, natomiast swoje plany musiałem niestety odłożyć na kolejny rok. Pozytywnym akcentem zeszłego sezonu było wywalczenie na torze w Toruniu Drużynowego Mistrzostwa Polski do lat 23. Mocno mnie ono cieszyło, gdyż był to mój pierwszy tytuł wywalczony w zawodach tej rangi. Ponadto, dokonaliśmy tego z chłopakami w mocny i pewny sposób.   

Borys Wojciechowski podczas eliminacji indywidualnych mistrzostw świata.

Borys Wojciechowski podczas eliminacji indywidualnych mistrzostw świata.

Nadchodzący sezon ma być wyjątkowy. W CS Superlidze wezmą udział aż dwie drużyny z naszego miasta. Nie wiadomo oficjalnie, które barwy kto przywdzieje. Stąd zapytam cię o zalety pozostania w TSŻ lub w przejściu do Drwęcy? 

TSŻ celuje w tym roku w złoty medal ligowych rozgrywek. Oznacza to więc, że skład drużyny oparty będzie na najmocniejszych w danej chwili zawodnikach w całym klubie. przypadku, gdyby trenerzy widzieli mnie właśnie w tym zespole, byłoby to dla mnie duże wyróżnienie, ale również sygnał do jeszcze cięższej pracy na treningach. Cel zdobycia tytułu najlepszej ekipy CS Superligi jest motywujący, ale wiąże się z tym, że żaden z zawodników takiej drużyny nie może pozwolić sobie na tracenie punktów. Drwęca z kolei to kontrast dla mojego macierzystego klubu. Zespół ten nastawiony będzie raczej na ligowe rozjeżdżenie z możliwością sprawienia małej niespodzianki i urwania punktów paru innym rywalom. Na zawodników spod znaku Wodnika Kaszczorka nie będzie natomiast nałożonych oczekiwań związanych z osiąganymi wynikami. Z doświadczenia wiem, że brak presji może działać na jazdę pozytywnie. Gdybym miał znaleźć się w szeregach Drwęcy, zapewne byłbym jednym z tych zawodników liderujących drużynie i nawet jeśli ode mnie kompletów by nie wymagano, to sam od siebie oczekiwałbym wywiązywania się z tej roli w możliwie najlepszy sposób. Podsumowując – czy trafię do jednej czy do drugiej drużyny, nie ma dla mnie większego znaczenia. W każdej bowiem będę chciał dać z siebie sto procent i przyczyniać się do jej zwycięstw. 

Regularnie startując, czy to w Drużynowych Mistrzostwach Polski czy to w Drużynowym Pucharze Polski, ale też innych ważnych rozgrywkach, masz okazję obserwować światową czołówkę. Który z zawodników stanowi dla ciebie wzór i dlaczego? 

Miałbym ogromny problem ze wskazaniem jednego jedynego zawodnika. Na co dzień dane mi jest trenować z dwiema legendami toruńskiego klubu – Marcinem Paradzińskim i Pawłem Cegielskim. To właśnie od nich uczę się najwięcej i oni są swego rodzaju mentorami dla mojego speedrowerowego rozwoju. Każdą jedną wskazówkę od nich staram się wziąć sobie głęboko do serca. Marcin jest urodzonym fajterem i w mojej skromnej opinii jedynym zawodnikiem będącym w stanie zrobić na torze przy Bielańskiej dosłownie wszystko. Paweł z kolei to uosobienie determinacji i ciężkiej pracyczłowiek, z którym analizuję niemal każdy sukces czy niepowodzenie. Wiem, że jeśli mam stawać się coraz lepszym speedrowerzystą, to muszę podążać śladami tych dwóch panów. Za powtarzalność osiąganych sukcesów, ale przede wszystkim pozostawanie w światowej formie przez kilkanaście lat mocno szanuję Marcina SzymańskiegoJest jednak jeden facet, który przez całą moją karierę wywarł na mnie takie wrażenie, jakiego wcześniej ani później nie wywarł na mnie żaden zawodnik. To Australijczyk Joel Chadwick, który został mistrzem świata w 2017 roku w Adelajdzie. Miałem okazję uczestniczyć podczas tego czempionatu jako zawodnik i kibic. Jego jazda była piorunująca, w tamtym momencie był w mojej opinii absolutnym dominatorem i speedrowerzystą kompletnym.  

Jesteś speedrowerzystą od kilku lat. Jakie jest twoje najpiękniejsze wspomnienie związane z tym sportem? 

Speedrower dał mi tyle fantastycznych wspomnień i przeżyć, że chyba ciężko byłoby wymienić jedno szczególne. Zawsze pamiętne są wyjazdy na Mistrzostwa Świata i Europy. Pierwszym takim turniejem, na którym przyszło wziąć mi udział były właśnie Mistrzostwa Europy w Poole i Southampton w 2016 roku. Dla mnie jako żółtodzioba, uprawiającego wówczas speedrower raptem cztery miesiące, awans do juniorskich półfinałów tej imprezy po biegu dodatkowym był wielkim osiągnięciem. Przede wszystkim jednak zawody w Anglii były okazją do poznania wielu ludzi, z którymi kontakt utrzymuję do dziś. Pierwszy raz mogłem również ujrzeć sylwetki wielu wybitnych zawodników z bliska, a których wcześniej nie miałem okazji podziwiać. Kolejnym wielkim wydarzeniem w mojej karierze był wyżej już wspomniany światowy czempionat w Australii w 2017 roku. I znowu – nowi ludzie, nowe doświadczenia, związane przede wszystkim z poznawaniem nowych torów, które osobiście przypadły mi do gustu. Na Antypodach również pierwszy i jak dotąd jedyny raz otrzymałem szansę występu w Reprezentacji Polski. Miało to miejsce podczas prestiżowego turnieju ICSF Federation Cup w juniorskiej odmianie, gdzie z kolegami z drużyny zajęliśmy 2. miejsce. Jeszcze inne ciekawe wspomnienia to chociażby stworzenie ze sporą częścią innych speedrowerzystów swoistego “młynu” dopingującego kolegów – reprezentantów podczas Drużynowych Mistrzostw Europy 2018 w Częstochowie, obstawianie typów i raczenie się bodaj najlepszym obejrzanym dotychczas przeze mnie międzynarodowym finałem podczas Indywidualnych Mistrzostw Świata 2019 w Lesznie a także pomoc przy organizacji finału Drużynowych Mistrzostw Świata z tego samego roku w naszym rodzinnym Toruniu. Sporo już tego było, a ja wciąż mam nadziejęże najlepsze wspomnienia jeszcze przede mną… 

Speedrowerowi brakuje promocji i reklamy

Jak uważasz, dlaczego speedrower jest tak mocno niedocenianym sportem? 

Speedrower jest sportem amatorskim. Zdecydowana większość zawodników traktuje go jako pasję, która pochłania w pewnym stopniu wolny czas. Kto wie, czy diametralnie sytuacja by się nie odmieniła, gdyby w ten sport nie weszli poważni sponsorzy, a wraz z nimi duże pieniądze. Nie da się ukryć, że w dzisiejszych czasach bez finansowego wsparcia dużo się nie osiągnie. Speedrowerowi brakuje promocji i reklamy, jednak on sam musi mieć ze swojej strony “produkt na sprzedaż”, a w tej chwili może jedynie poza rozgrywkami ligowymi takiego produktu nie ma. W moim odczuciu w Polsce funkcjonuje zdecydowanie za mało ośrodków. Abyśmy uzyskali rozgłos w mediach, trzeba tą mapę poszerzać o nowe lokalizacje. Szeroko pojęta infrastruktura także nie stoi u nas na tak wysokim poziomie, jak chociażby w Wielkiej Brytanii. Nie pomaga również przypięta łatka “młodszego brata żużla”. Mimo wszystko uważam jednak, że speedrower jest dyscypliną widowiskową i ciekawą dla oka, mogącą zainteresować potencjalnego kibica. Z tego miejsca zapraszam wszystkich czytelników na tor przy ulicy Bielańskiej, aby przekonali się, że nie są to słowa rzucane na wiatr, a mające swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. 

TSŻ Toruń przed meczem w Częstochowie 2019 fot. TSŻ Toruń

TSŻ Toruń przed meczem w Częstochowie 2019 fot. TSŻ Toruń

Tajemnicą nie jest, że jesteś wielkim fanem lektury biografii sportowców. Nasz portal jest inicjatorem akcji #godzinadlaserwerów, którą z nich byś polecił czytelnikom? Jaka książka zrobiła na tobie szczególne wrażenie i cię zainspirowała? 

Faktycznie, masz rację. Jak już sięgam po książkę, to zazwyczaj jest nią biografia jakiegoś sportowca. Najciekawszą, jaką udało mi się do tej pory przeczytać jest autobiografia jednego z moich idoli – Michaela PhelpsaLubię zagłębiać się w życiorysy gigantów danej dyscypliny, czytać o tym, jaką drogę musieli przejść, aby wejść na sam szczyt, ile wyrzeczeń ich to kosztowało. Autentyczność tych książek sprawia, że bywają one inspirujące, a nieraz nawet motywujące. Ja odbieram również to w taki sposób, że mam szansę wejść do głowy bohatera takiego wydania i przeanalizować jego tok myślenia. Możesz mieć ciało wytrenowane do granic możliwości, ale to właśnie silna psychika w sporcie jest tym elementem, który w kulminacyjnym momencie decyduje o zwycięstwie.    

Oprócz tego kolekcjonujesz płyty, zwłaszcza te hip-hopowe.  

Dokładnie tak. W swojej kolekcji mam już około 60 albumów, liczba ta cały czas się zwiększa. Wszystko zaczęło się od zakupionej, o ile mnie pamięć nie myli, w marcu 2016 roku płyty O.S.T.R pt. “Życie po śmierci”. Z resztą Adam to artysta, który w moim zbiorze ma szczególne miejsce. Jego dyskografia mówi sama za siebie, a większość składowych tej listy udało mi się nagromadzić. Jeszcze innym raperem, którego podziwiam za twórczość, ale i nie tylko jest KęKę. Z jego twórczości polecam płyty “Trzecie Rzeczy” i “To tu”. Można w nich znaleźć sporą dawkę motywacji na życie. 

Bardzo dziękuję za rozmowę, życzę zdrowia  

Dziękuję i wzajemnie. Pozdrawiam wszystkich czytelników, którzy wytrwali do końca tej rozmowy (śmiech).