2 marca w toruńskim pubie Parter Whisky Vodka Cocktail Bar swój pierwszy pełny występ w grodzie Kopernika zanotował Jakub Poczęty-Błażewicz ze Stand-up Toruń. Komik podzielił się z nami m.in. swoimi przemyśleniami na temat kabaretów, tematów politycznych oraz „przyjaźni” toruńsko-bydgoskiej.

Spod Kopca: W Parterze wystąpiłeś z programem „Masa Pytań”, czy możesz coś więcej o nim powiedzieć?

Jakub Poczęty-Błażewicz: Wiesz ja po prostu mam sporo pytań. W moim programie staram się je zadawać i niekoniecznie na nie odpowiadam. Do tego masę też mam. Po prostu chcę rzucić pewną myśl w przestrzeń no i jakoś mi się to wszystko zgrało. Podsumowuje dwa lata grania, materiał jest tym, co wybrałem z tego czasu. Wcześniej nie miałem takiego występu w Toruniu, tytuł nasunął mi się jakoś sam.

SK: Niespełna miesiąc temu testowałeś swoje żarty, także w toruńskim Parterze. Czy to już jest odpowiedni moment na wykorzystanie ich, czy też ten proces od testowania do wersji ostatecznej musi potrwać dłużej?

JP-B: To bardzo zależy od konkretnego komika. Są tacy, którzy robią materiał przez rok czy siedem miesięcy, a są tacy jak ja, którzy rzeźbią, rzeźbią, wywalają mnóstwo rzeczy. Drugą godzinę mojego występu tak naprawdę usunąłem, bo po prostu była słaba albo ja jej nie lubiłem. Proces wygląda mniej więcej tak, że najpierw siadasz, próbujesz coś wymyślić, testujesz, potem albo wrzucasz to do materiału, kosztem czegoś lub też zwiększasz czas występu, ewentualnie zostawiasz na później. W Masie Pytań w czwartek pojawiła się tylko jedna rzecz, którą wtedy mówiłem. Ostatnio na testowaniu powiedziałem też stary żart, przez co byłem na siebie potem bardzo zły, bo miałem do niego nie wracać. Moja dziewczyna go bardzo nie lubi i obiecałem, że już go więcej nie powiem (uśmiech).

Z tego co mówiłeś, to był twój pierwszy pełny występ w Parterze. Scena bardzo się rozwija, tych imprez stand-upowych jest coraz więcej i w końcu również na ciebie padło.

JP-B: Właściwie technicznie to byłby drugi raz, ponieważ organizowaliśmy już w zeszłym roku z Mateuszem Świerskim nasze urodziny, zaprosiliśmy paru komików i my sami mieliśmy ok. 20 minut występu. Część żartów z tamtej imprezy się powtórzyło, bo siłą rzeczy jest to ułożony program, który chciałem pokazać tak czy inaczej. Jeśli chodzi o pełnowymiarowy występ, to faktycznie w końcu padło na mnie, w sumie – z toruńskich komików jestem pierwszy. Od dwóch lat współtworzę toruński Stand-up. Mamy świetne wsparcie od Parteru i ja uwielbiam tutaj grać, więc nie wyobrażałem sobie innego miejsca na mój materiał w Toruniu.

Ty jesteś również zaangażowany w działalność grupy Jeźdźcy Patokalipsy….

JP-B: (uśmiech) To jest tak! Zaczniemy od historii stand-upu w Toruniu jeśli pozwolisz. Był sobie Hubert Kotarski, młody student archeologii… chyba właśnie tego albo czegoś humanistycznego i strasznie pedalskiego (śmiech). Hubert już prawie siedem lat temu założył grupę Stand-up Toruń, zaczął zbierać ludzi. Byli tacy, którzy się pojawiali, potem odchodzili, bo stand-up kończył się dla nich w momencie, kiedy zaczęło się prawdziwe życie! Wtedy trzeba wybierać. Do Huberta dołączył później Mateusz Świerski, który też jest toruńskim improwizatorem, w świecie komedii z grodu Kopernika postać raczej znana. Następnie dołączył do nich Piotrek Pawłowski, który przez cały czas zajmował się rozwojem toruńskiej sceny komediowej i rozwija także scenę w Parterze, więc w zasadzie wszystko co dzieje się a propos stand-upu czy impro, kojarzy się z osobą Piotrka i jego pracą.

Jak to się stało, że Ty dołączyłeś do tego projektu?

JP-B: Dwa lata temu ja sobie poszedłem na open-mic, wyszło niespodziewanie dobrze i po jakimś czasie udało mi się do dołączyć do chłopaków. To był mój taki mały cel, żeby mnie do siebie wzięli gdzieś tam po 2-3 open-micach (śmiech). W końcu się udało. W całym kraju mieliśmy już dla przykładu Stand-up Poznań, Stand-up Łódź, Stand-up Toruń czy chociażby Stand-up Polska w Warszawie. Postanowiliśmy założyć taką grupę jako projekt wyjazdowy. Nazwaliśmy się Czterech Jeźdźców Patokalipsy. Piotrek Pawłowski wygląda jak śmierć, Mateusz jest zarazą, Hubert wojną, bo niby taki mały Mongoł, ale lubi się lać z innymi. Ja jestem gruby, więc byłem głodem, także to nam pasowało. Pojechaliśmy sobie w trasę po Polsce, która finansowo była ogromną klapą (śmiech), ale zebrane doświadczenie było bezcenne. Następnie projekt niemal kompletnie upadł. Zostało Stand-up Toruń, my zaczęliśmy występować osobno, Hubert musiał zrezygnować ze stand-upu na rzecz życia, Mateusz też powoli gdzieś tam od tego odchodzi, Piotrek poza imprezami w Parterze również coraz mniej się zajmuje toruńskim stand-upem i z aktywnie występujących, jeżdżących po Polsce zostałem ja. Mam nadzieję, że chłopaki do tego wrócą. Zresztą, Piotrek Pawłowski supportował mnie w Parterze i prowadził całą imprezę. Bardzo się z tego cieszę, bo dzięki niemu wiele się nauczyłem i z pewnością nie byłbym w tym miejscu, gdyby nie on.

Patrząc na twój spory tatuaż, widać u ciebie inspirację Jokerem. Czy to wynika po prostu z tego, że uwielbiasz tę postać, czy może z przywiązania do filmów o Batmanie?

JP-B: Ujmijmy to tak, uniwersum DC jest pedalskie, przynajmniej w ostatnich filmach (śmiech). Jestem fanem Marvela, choć mimo tego Batman i również Joker to moje ulubione postaci. Ten napis „Why so serious?” przypomina mi o tym, że nadal jestem komikiem i czasem nie ma sensu się denerwować, tylko lepiej po prostu się pośmiać. Lubię Jokera, ponieważ jest szaleńcem, który robi to wszystko z dużą dozą szaleńczego śmiechu. W jakimś tam stopniu na pewno mnie inspiruje, a do tego Harley Quinn… wiadomo (uśmiech).

Miałeś możliwość pojawienia się w programie Kuby Wojewódzkiego. Co sądzisz o samym występie i ogólnie o całym projekcie? Wydaje mi się, że pokazał stand-up jeszcze szerszej publiczności.

JP-B: Wiesz co, Kuba Wojewódzki zrobił to podczas jednego sezonu. Miałem przyjemność dostać zaproszenie do tego programu i nie żałuję, że tam poszedłem, choć nie jestem zadowolony. Na pewno coś to dało komedii, chociażby Michał Kempa, który współpracuje z Kubą Wojewódzkim został bardzo mocno wypromowany, ale też były już dwa duże roasty – samego Kuby i Michała Szpaka, szykuje się niedługo także trzeci, więc kilku moich ulubionych komików mogło dzięki temu trochę zyskać, natomiast sam program nie dał nam zbyt wiele, poza powiedzeniem, że „byliśmy u Wojewódzkiego”. To jest zawsze cenne, ale pomimo bardzo fajnego zaangażowania ludzi z produkcji, dobrej atmosfery, to np. kwestia publiczności, która przychodziła tam tylko po to żeby zobaczyć, dotknąć, polizać Kubę Wojewódzkiego i przez to była bardzo rozproszona, utrudniała nam zadanie. W każdym razie Kuba jest mega sympatycznym gościem…..

… o proszę, jednak? W Internecie i wśród ludzi panują bardzo skrajne opinie na jego temat.

JP-B: Może inaczej, w stosunku do mnie nie zrobił niczego, co wskazywałoby na coś innego. Przyszedłem tam, byłem bardzo zdenerwowany podczas próby i nagle słyszę, że ktoś mnie woła i to był Wojewódzki. Spytał czy to ja jestem Kuba, ja odparłem, że no właśnie tak. Powiedział, że fajnie bo, przyszedł specjalnie na mój występ. Takie wiesz… doskonale zdaje sobie sprawę, że kłamał, ale było mi miło. Wiesz, to jakby mówił grubej dziewczynie komplementy o których ona wie, że są kłamstwem, ale i tak się czuje lepiej (śmiech). Mimo szczerych chęci produkcji, to niespecjalnie wychodziło. Kuba Wojewódzki był zobowiązany przez akcje reklamowe do świecenia tabletami i podobnymi rzeczami, co rozpraszało publiczność. Jest ogromny stres, ma się kilka minut, kamery muszą cię zebrać, a ty mówisz do sali, która patrzy w zupełnie inną stronę. To bardzo trudne. Myślę, że same stand-upy nie odniosły sukcesu, dlatego nie ma ich w nowym sezonie, chociaż z pewnością jakieś drzwi otworzyły. Teraz będzie nowy program, na który od razu zapraszam. Comedy Central robi nowy program – „Comedy Club”. Był on już w kilku krajach, teraz wchodzi również do Polski. Miałem okazję dostać się do tego programu, byłem na nagraniu dwa dni przed występem w Parterze. 21 marca startujemy o 22:00 z pierwszym odcinkiem, w którym ja też wystąpię. Serdecznie zapraszam!

Rozmawiałem nie tak dawno z Cezarym Jurkiewiczem i Maciejem Adamczykiem ze Stand-up Polska i pytałem o roasty, podkreślając ich popularność. Panowie powiedzieli mi jednak, że najważniejszą część publiczności zdobywa się w takich kameralnych miejscach jak Parter. Jakie jest Twoje zdanie?

JP-B: Ja również miałem w Parterze swój roast, ale zdecydowanie zgadzam się z chłopakami. Dla mnie zawsze najważniejszymi miejscami będą takie, gdzie masz 80 kilka osób, bo więcej po prostu nie wejdzie. Gęsta atmosfera, masz dostęp do alkoholu, niedużą scenę do dyspozycji, wychodzisz i robisz swoje. Grałem na scenach, gdzie na występ przychodziło 200, 300 czy 400 osób i również plenery. To jest zupełnie coś innego. Tutaj energia się kumuluje i ja uważam, że ludzie są dla siebie takimi przekaźnikami energii, zarówno tej pozytywnej jak i negatywnej. Łatwo wszystko spieprzyć, ale też nieco prościej ich do siebie przekonać, jeśli są zbici. Czarek i Maciek mają rację bo roasty to jest coś dodatkowego, a najlepsi komicy to ci, którzy niezależnie od frekwencji wychodzą i rozwalają salę.

Ty również miałeś swój roast, na którym pojawiło się kilku znanych komików. Czy były takie tematy, które były przez Ciebie zakazane? Podobno jest taka możliwość, aby przed wydarzeniem nadmienić, z których rzeczy się nie wyśmiewają występujący.

JP-B: Tak, chodziło o moją ówczesną dziewczynę. Chciałem, żeby chłopaki jej nie ruszali.

Przestrzegali?

JP-B: Generalnie tak…. chociaż Tomek Kwiatkowski zrobił coś takiego, że wyszedł i powiedział „Stary napisałeś o dziewczynie, ale nie było tam nic o matce, więc…!”. No i zaczął! (śmiech).

Jednym z Twoich gości był Sebastian Rejent. Jest taki straszny jak go opisują?

JP-B: To znaczy tak, Sebastian jest jednym z moich ulubionych gości w polskiej komedii. Jest cholernym, aroganckim bucem – to najczęściej, ale przy okazji to na tyle serdeczny gość, że jak mieliśmy z nim warsztaty i przyjechał do Torunia, to dla mnie było to jak spotkanie z gwiazdami, a zarówno on, jak i Jasiek Borkowski czy Czarek Jurkiewicz okazywali się po prostu spoko ziomkami. Ja byłem kimś w rodzaju wiesz, „Cześć chłopaki, jestem Kuba, mogę was prosić o zdjęcie?” (uśmiech). Przede wszystkim to są normalni ludzie. Fajnie, że miałem Rejenta na swoim roaście, a on to lubi robić. Nie jestem do końca zadowolony z poziomu imprezy i przede wszystkim swojego występu, ale dobrze, że Rejent się pojawił. Jego wizerunek takiego człowieka, który jedzie każdego jak szmatę wykreowany przez roast sprawdza się tylko częściowo. Sebastian trochę taki jest, że z błotem i do gleby, ale z drugiej strony jakbym miał jakiś problem, to to jest jedna z osób w polskiej komedii, do której bym się z nim zwrócił.

Odejdźmy na moment od stand-upu. Jak to jest z polskimi kabaretami?

JP-B: Wiesz co… nie przypomnę sobie nazwy kabaretu, który mi się ostatnio spodobał. Natomiast polskie kabarety, działające w przestrzeni mainstreamu to zazwyczaj dno. Są takie momenty, które się wybijają i pojawia się w nich coś wybitnego. Przede wszystkim to jest biznes i wejście na hajs. Ostatnim kabaretem, który moim zdaniem robił naprawdę udane skecze, było Limo z Abelardem Gizą. Ja jestem wychowany na kabaretach, a nawet sam kiedyś chciałem w tym uczestniczyć, co przez moment się spełniło, gdy miałem jakieś 12 lat.  Zawsze było mi przykro, że gdzieś tam wszystkie kabarety wchodzą w jeden, powtarzalny schemat i nie poruszają ważnych tematów. Może to jest też kwestia czasów. Uwielbiam kabaret Tey. Przede wszystkim za motyw z rezerwatami dla czerwonych, za który mogli iść siedzieć. Teraz to stand-uperzy mają możliwość kształtowania rzeczywistości. Jeszcze nie ma takich komików, którzy mogą odmienić czyjeś życie. Cały czas na to czekam i może będę jednym z nich, ale co do kabaretów to po prostu trywializują życie. Są tanią i pustą rozrywką. Bardzo często robią to też stand-uperzy, o tym też trzeba koniecznie pamiętać. Niestety obecnie kabarety nie chcą poruszać ważnych tematów, starają się wszystko upraszczać i podawać w jak najbardziej błahy sposób.

W kabarecie pojawia się sporo polityki i zauważyłem, że sporo ludzi ze świata stand-upu tez o niej mówi. Uważasz, że to jest dobre? Z drugiej strony, czy w dzisiejszych czasach można się od tego tematu całkowicie odciąć?

JP-B: Tu się nie zgodzę, że stand-uperzy o tym mówią. Mamy dopiero pierwszy special polityczny w drodze. Chociaż np. Piotrek Pawłowski zawsze mówi o polityce. Jak słyszy o niej, to jest chory i musi swoje wtrącić, ale tak ogólnie – jest tylko kilku, którzy poruszają ten temat bardziej i kilku, którzy robią to okazjonalnie. Ja sam w Parterze mówiłem o rzeczach związanych z polityką, choć bardziej z kulturą i obyczajami. Natomiast publiczność stand-upowa bardzo nie chce polityki! Nie wiem dlaczego. To jest właśnie ten dysonans, że ludzie idą na kabarety, są tam te skecze polityczne – czy lepsze, czy gorsze to nieważne, ale są i one bawią ludzi. Tymczasem nawet ja sam jak testowałem żarty o polityce, to publiczność się od tego stanowczo odsuwała. Być może chcą odpocząć i oczekują czegoś innego, a to dla niektórych komików też jest problemem, bo nie chcemy uciekać od tematów ważnych.

Być może w dzisiejszych czasach, tak zdominowanych przez politykę jest bardzo trudno uciec od tego tematu.

JP-B: Uważam, że jest to nasz cholerny obowiązek, aby o tym mówić. Rozmawiałem z Piotrkiem Pawłowskim o kontekście, bo on jest zawsze strasznie obryty z polityki i lubię z nim dyskutować. Najlepszy materiał w Polsce to taki, który nie jechałby po PiS-ie, Platformie czy SLD, ale o myśleniu ludzi o polityce, bo bardzo często wchodzą w dziwne schematy myślowe i zamykają się w nich, na drugiego człowieka także. Wszystko przez poglądy polityczne. I po tym my powinniśmy cisnąć.

Przejdźmy do Torunia. Ty jesteś z Bydgoszczy, ale studiowałeś w grodzie Kopernika. Czy można już zatem stwierdzić, że jesteś „nasz”?

JP-B: Studiowałem, ale nie skończyłem (śmiech). Odszedłem z bezpieczeństwa wewnętrznego, ponieważ nie satysfakcjonował mnie poziom. Poznałem świetnych ludzi, chociażby barmana z Parteru Michała Marszałka, ale on skończył te studia i pracuje w Parterze (śmiech), taki trochę mały strzał w humanistów (śmiech). Nie skończyłem też Prawa na UMK, nie żałuję, mam fajną pracę, robię stand-up. Jestem bydgoszczaninem, który kocha swoje miasto, ale też uwielbia Toruń. Jeżeli ktokolwiek będzie czytał do tego momentu, to mam przekaz. Bydgoszczanie kochajcie Toruń, torunianie kochajcie Bydgoszcz. Po co się w kółko napieprzać, my już nawet nie jeździmy w tej samej lidze żużlowej. Kiedyś to miało sens. Ja mieszkałem koło stadionu Polonii, słyszałem dużo o waszym mieście zanim przyjechałem do Torunia. Kiedy już trafiłem, porysowali mi samochód, bo był na bydgoskich blachach, a rok temu, gdy moja mama przyjechała na moje urodziny do Parteru, to wyrwali jej grill z samochodu. Ja uważam, że to jest idiotyczne i również sztucznie napędzane przez polityków, niestety także przez naszego pożal się Boże pana marszałka, który powiedział kiedyś, iż Bydgoszcz jest miastem drugiej kategorii, dlatego Toruń dostaje więcej hajsu. Jak można tak bardzo skłócić te dwa miasta? Lepiej współpracować, bo mamy sobie nawzajem bardzo wiele do zaoferowania. No i przecież ilu ludzi jeździ z Torunia do Bydgoszczy do pracy, a ilu odwrotnie do pracy, na studia czy po prostu na imprezę? Dlatego skończmy tę idiotyczną wojnę. Ja jestem bydgoszczaninem, ale toruńskim komikiem.

Powoli przechodząc do finału. Jakie masz plany na rok 2017, a może już coś dalej? Ciągnie cię nieco do Stand-up Polska, czy w ogóle nie?

JP-B: Do Stand-up Polska w jakimś stopniu będzie mnie ciągnęło zawsze. Są mi bardzo bliscy jako komicy i bardzo ich szanuje. Mam tam kilku dobrych kumpli, którzy, mam nadzieję, myślą tak też o mnie. Bardzo wiele się od nich uczę, jeżeli chodzi o komedię i również dlatego zawsze będzie mi bliżej do nich, niż do paru innych organizacji. Co do planów – na pewno tym występem w Toruniu i być może następnym w Bydgoszczy będę się starał wygaszać Masę Pytań, bo to już jest dużo czasu. Ten materiał przechodził bardzo dużo zmian, wzloty i upadki, a nawet zdążyłem dostać za te żarty w papę w Katowicach, o czym też wspomniałem w Parterze. Będę chciał wejść w coś nowego, mam już potestowanych kilka rzeczy i mam nadzieję, że we wrześniu uda mi się z nimi wystąpić w Parterze. Nie jest to łatwe, ale wierzę, że mi się uda. Jeśli chodzi o resztę, czas pokaże. Miałem taki okres w swojej twórczości komediowej, że było bardzo dobrze i troszeczkę mi odbiło w tamtych czasach. Mam to szczęście, że w komedii spotkałem kilku świetnych ludzi, którzy potrafili strzelić mnie w pysk i powiedzieć, żebym się uspokoił i przestał gwiazdorzyć. Do grona tych osób należy Tomek Kwiatkowski, który występował ze mną w Parterze. Zaczynam niejako od zera, zresetowałem moje myślenie na pewne sprawy i samo występowanie w roli gwiazdy wieczoru jest dla mnie mocno stresujące. Po raz pierwszy mój ryj na plakacie w Toruniu! Chcę się skupić na tym, aby małymi kroczkami robić coś coraz lepiej i lepiej.

Ode mnie to wszystko. Chcesz coś dodać?

Tak, chcę powiedzieć jedną rzecz…. w sumie więcej niż jedną (śmiech). Dziękuję Parterowi, Dwóm Światom i Od Nowie za współpracę z nami. Moim serdecznym przyjaciołom Mateuszowi Świerskiemu, Hubertowi Kotarskiemu, Piotrkowi Pawłowskiemu za to, że wprowadzili mnie w magiczny świat stand-upu, który jest przeżarty również różnymi chorobami, ale jest przygodą mojego życia. Dziękuję mojej rodzinie i mojej dziewczynie za wsparcie, a niełatwo być z komikiem. Dziękuję toruńskiej publiczności, śledźcie mój fanpage, śledźcie fanpage Stand-up Toruń, gdzie będziemy informować o wszystkich nowościach. Staramy się rozwijać dla was. Mam nadzieję, że Toruń wejdzie do panteonu najlepszych komediowych ośrodków w kraju.

 

Rozmawiał Konrad Marzec