To jedna z najpopularniejszych polskich grup ska, ale jej członkowie uwielbiają w równym stopniu The Specials, co Roxette, Madonnę i Andrzeja Zauchę. W kategorii koncertowej nie mają sobie równych, o czym można było się przekonać podczas ich występu w klubie Dwa Światy w ramach Toruń-SKA Potańcówki. Przed koncertem pogadaliśmy z wokalistą i basistą Kubą Kaczmarkiem, który opowiedział nam, jak idzie praca nad nowym albumem CGB, dlaczego nie śpiewa o Babilonie oraz na jakie pytania nienawidzi odpowiadać w wywiadach.

Patrząc na dyskografię Całej Góry Barwinków można łatwo zauważyć, że wydajecie płyty zawsze w trzyletnim odstępie. Ostatnia płyta, Beat 2 Meet U ukazała się w 2013 roku, więc na ten rok wypada wydać coś nowego.

KUBA KACZMAREK: Chciałbym zdążyć w tym roku, ale czy to się uda, to nie jestem tego pewien. Na razie mamy nagranych sześć piosenek, więc jeszcze z pięć-sześć musimy zrobić. Nad tym albumem pracujemy nieco inaczej niż zwykle. Nie robimy całego materiału i nie nagrywamy jednym ciągiem, ale nagrywamy partiami. Mamy studio na miejscu, prowadzone przez znajomego, jest fajnie wyposażone i dobrze się w nim czujemy, więc wchodzimy na studia, kiedy mamy zrobione kilka piosenek i nagrywamy na świeżo. Póki co, to się fajnie sprawdza. Niemniej jednak wciąż nie wiemy, jak będzie z wydaniem płyty. Na razie nie mamy wydawcy, a w Polsce drastycznie pogorszyły się warunki, jeśli chodzi o wydawanie płyt. W najgorszym razie wypuścimy to do sieci i damy ludziom za darmo…

Cała Góra Barwinków jak Radiohead.

(śmiech). Trochę tak. Właściwie artyści nagrywają teraz płyty sami dla siebie, aby utrwalić piosenki. Ludzie wolą sobie posłuchać w internecie niż z płyt, słuchają na Spotify i tym podobnych serwisach. Ja tego nie potępiam, sam korzystam, nasze utwory też są dostępne w Spotify. Ale ja oprócz tego jeszcze płyty kupuję… Zobaczymy, jak będzie z tą nową płytą. Chciałbym dać w tym roku ludziom nowe kawałki. Póki co, w najbliższym czasie wypuszczamy klip zapowiadający nowy album – do piosenki Mina.

Czy możesz już w tym momencie określić, jak wyglądało będzie muzyczne oblicze nowej płyty? Pojawią się jakieś nowe elementy w waszym brzmieniu?

Już na tym etapie mogę powiedzieć, że na nowej płycie będzie zdecydowanie większy udział kompozytorski mojego brata, Tomka Kaczmarka, gitarzysty, który dostarczył większość spośród tych nowych piosenek. Do tej pory ja byłem monopolistą kompozytorskim. Ale powtórzę – dopiero pół materiału jest zrobionego, więc wszystko się może zmienić. Chcemy wprowadzić trochę więcej elementów elektronicznych. Co nie znaczy, że nagle zaczniemy grać dubstep (śmiech). To nasze główne zamierzenie na ten nowy album, ale za wcześnie na jakieś wiążące deklaracje.

W waszym repertuarze znajduje się od niedawna kilka wielkich przebojów popowych z lat 80. – utwory a-ha, Roxette, Madonny i Cyndi Lauper. Skąd pomysł, by zespół ska wziął się za takie rzeczy?

To, że te numery znalazły się w naszym repertuarze sprawił przypadek, który się nazywał X-Factor. Kiedy przyszliśmy na pierwszy casting do tego programu, dali nam listę piosenek do wyboru. Wśród nich było Roxette, więc wybraliśmy The Look, bo wszyscy lubiliśmy ten numer. Potem zrobiliśmy też inne utwory z lat 80. do programu, bo są po prostu fajne, i dobrze wypadły, kiedy przełożyliśmy je na swój styl. To rasowe kawałki, z którymi można zrobić wszystko – zagrać na jazzowo, w stylu reggae czy ska i zawsze będą świetnie brzmieć.

Czy na nowej płycie usłyszymy zatem jakieś ejtisowe klimaty?

Myślimy o nagraniu tych coverów i dodaniu ich do albumu w roli bonusa. Nie chcemy nagrywać całej płyty z coverami, bo to się mija z celem. Ale domyślam się, że pytasz o coś innego. Myślę, że elementy lat 80. już w naszej muzyce są obecne. Prawie wszyscy jesteśmy urodzeni w tej dekadzie, pamiętamy wiele utworów z dzieciństwa, a dzieciństwo zawsze się fajnie kojarzy.

A skąd się u was wziął Andrzej Zaucha?

Zawsze chcieliśmy nagrać coś Andrzeja Zauchy, bo uważam go za najwybitniejszego polskiego wokalistę. Obok niego tylko Niemen. Na długo przed X-Factorem mieliśmy podejścia do jego piosenek, ale nie wychodziło. W X-Factorze miał być odcinek z polskimi piosenkami, zastanawialiśmy się, co tu wymyślić, i postanowiliśmy wrócić do Zauchy i zrobić Byłaś serca biciem. Jesteśmy z tego aranżu bardzo zadowoleni, do tego fajne chórki zrobili nam The Voices, których poznaliśmy właśnie w programie. Prawdopodobnie będzie to jedyny z naszych coverów, który wejdzie do podstawowego programu płyty.

Jak wasi fani przyjęli te covery w waszym repertuarze? Nie narzekali, że gracie pop zamiast na przykład The Specials, Madness albo innych klasyków ska?

Nasi fani to mądrzy ludzie z poczuciem humoru. Mamy specyficzną publiczność. Mam wrażenie, że przeważają na naszych koncertach nasi rówieśnicy. Oni dorastali z nami i też lubią te kawałki z lat 80. Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś narzekał. Inna sprawa, że chyba nie jesteśmy takim typowym zespołem ska. Jesteśmy zespołem, który gra swoje. Mieszamy różne gatunki.

Nie czuliście się nigdy prawdziwymi ska rudeboyami?

Nie jesteśmy tym typem zespołu. Mamy oczywiście w zespole rudeboyów, ale w ich przypadku są oni bardziej „rude” z natury, niż z wyglądu (śmiech).

Ale ta subkulturowa otoczka wiązana ze ska zawsze była u was wyczuwalna. Macie na przykład sporo tekstów o gangsterach.

To bierze się z tego, że nie chcemy, jak większość polskich wykonawców reggae – z całym szacunkiem – śpiewać o dupie Maryni. Mam w dupie śpiewanie o Babilonie i Jah-Jah. Mnie to w żaden sposób nie dotyczy. Nasze piosenki są o czymś i z konkretnych sytuacji się wywodzą. Niektóre historie zdarzyły się naprawdę. Faktycznie, masz rację – mamy kilka takich chuligańskich numerów, jak Bracia Strach, 24 godziny, Najlepsza partia w mieście. Nie wiem, skąd to się bierze, bo nigdy o tym nie myślałem.

Sądziłem, że to nawiązania do The Specials. Wiesz, Gangsters, te sprawy…

The Specials to rzeczywiście jeden z moich ulubionych zespołów. Nawet pojechałem specjalnie do Niemiec na ich koncert rok temu. Trop jest spoko, jeśli tak to kojarzysz, to dla mnie duży komplement. Ale te teksty nie były pisane z wyrachowaniem, aby trafić w jakąś konwencję. Tak po prostu wyszło. Mamy przecież też dużo piosenek o miłości. Mamy dwa oblicza – chuligańskie i romantyczne.

A może nagralibyście coś Madness? Takie Our House świetnie by pasowało do ejtisowego repertuaru.

Madness również bardzo cenię. Kiedyś też się przymierzaliśmy do ich numeru, mieliśmy go zagrać w X-Factorze, ale odpadliśmy z programu i temat się skończył (śmiech).

Wspomniałeś o tym romantyzmie w tekstach… Czytałem sporo wywiadów z CGB i mam wrażenie, że bardzo rzadko dziennikarze pytają cię o warstwę tekstową piosenek.

Większość wywiadów jest o dupie Maryni. Ten jest wyjątkiem (śmiech). A dla mnie teksty są dosyć ważne w naszej muzyce. To nie są złe teksty, mają swój specyficzny charakter – nie chwaląc się, oczywiście.

Pewnie w każdym wywiadzie padają pytania o nazwę zespołu. Wkurzają cię, czy już się przyzwyczaiłeś?

Stary, jeśli ktoś się minimalnie przygotowuje do wywiadu, to musi to wiedzieć. Więc po co pytać, skąd się wzięła nazwa, skoro opowiadam o tym w każdym wywiadzie. A jak słyszę pytania, co jest naszą inspiracją, to mam ochotę odpowiedzieć: „twój stary jest naszą inspiracją”.

[fot. Ewelina Be Photography/materiały prasowe]