Juwenalia 2015 to już historia. Jak co roku cały Toruń był pod absolutną władzą studentów – tańczących, śpiewających, pijących, bawiących się przez trzy dni do białego rana. Ale tak jak po procentowej imprezie przychodzi kac, tak po beztroskiej studenckiej zabawie powinna przyjść trzeźwa refleksja. Jak wszyscy wiemy, juwenalia mają mnóstwo plusów, ale „rozchodzi się jednak o to, żeby te plusy nie przesłoniły nam tych minusów”.

Od czwartku do soboty na kampusie UMK bawiło się kilkanaście tysięcy ludzi (nie napiszę, że studentów – dlaczego, o tym później). W całej tej masie ludzkiej pewnie w dziesiątkach można było liczyć osoby, które nie spożywały tam alkoholu. Ilość procentowych płynów wniesionych na teren uniwersytetu trzeba byłoby z kolei mierzyć w hektolitrach. Po wykorzystaniu w roli rozweselacza zostały one zwrócone przyrodzie głównie w kampusowym lasku. Swoją drogą, interesujące jest przyzwolenie na, jakby nie patrzeć, łamanie prawa w czasie juwenaliów – kto płacił kiedyś gorzką karę pieniężną, gdy fizjologia przycisnęła w publicznym miejscu, wie o co chodzi. Ale co mogła zrobić monitorująca kampus policja, skoro alternatywy żadnej nie było – toi toie stały dopiero na terenie odbywania się koncertów. Nie będą studenty chyba do basenu sikać? No, ale mniejsza o to, o basenie później. Jako że każdy student przynosił ze sobą średnio czteropak piwa, to po jego opróżnieniu „zwłoki” browaru musiały gdzieś spocząć. Najczęściej na miejscu spożycia, podobnie jak paczki po chipsach, papierosach i prezerwatywach, a nawet przenośne grille. To wszystko generuje niewyobrażalne wręcz ilości śmieci. Kto to wszystko posprząta? Część posprzątają stosowne ekipy, których pracę można było podziwiać już pod koniec juwenaliowych wieczorów, a część niezawodni „panowie Mietkowie” z wózkami i płóciennymi torbami – z tym, że ich jedynie amelinium interesuje. Niemniej jednak, czy musimy być w juwenalia aż takimi syfiarzami? Odpowiedź nasuwa się „tak”, bo też nie za bardzo pomyślano o tym, gdzie śmieci „po bożemu” wyrzucać. Chyba nie do lasu… I w przypadku śmiecenia panuje pełne przyzwolenie – kiedy moja koleżanka wynosiła z terenu koncertowego plastikowe kubki po piwie celem ich wyrzucenia w jakimś stosownym miejscu, „macający” ochroniarze ją obśmiali, że nie wyrzuciła kubka na ziemię… Cóż, jeśli my, studenci mienimy się przyszłą „intelektualno elito” tego kraju, to może powinniśmy nie zachowywać się jak świnie, które zostawią tam, gdzie zjedzą?

Jak już pisałem, puszki sprzątną Mietkowie, ale gorsza sprawa z butelkami. Zwłaszcza tymi potłuczonymi. Ulubionym miejscem pozbywania się tego typu odpadków dla uczestników juwenaliów jest basen koło biblioteki, który jak co roku zamiast wodą wypełniony był szkłem. Szczytem rozrywkowej finezji dla studenckiej braci pozostaje rzucanie butelkami po piwie z dużej odległości w środek basenu, powodując efektowną dezintegrację naczynia na dziesiątki okruchów. Ciekaw jestem, ile przypadkowych osób zarobiło w łeb flachą rzuconą przez nawalonego eksperta od trajektorii lotu, który pod wpływem „zmęczenia” machnął się w obliczeniach… Z kolei wypełniony odłamkami szkła basen dla wielu osób okazał się atrakcyjnym miejscem do podjęcia skoków. Ta studencka wersja Celebrity Splash (proponuję nazwę Juniwersity Flasz) dla niejednego następcy wieloryba szukającego żony zakończyła się niezbyt szczęśliwie. Wspomniana już koleżanka zaobserwowała wczoraj na dnie basenu nieszczęśnika, który wylądował stopą na popękanej butelce, która wyjątkowo złośliwie przebiła mu się przez but, a kto wie, czy nie przez stopę. Poszkodowany niewiele chyba sobie z urazu robił, ponieważ według relacji sprawiał wrażenie przebywającego w odmiennym stanie świadomości. Nie wyglądał również na studenta – musiał być w w wieku mocno przedmaturalnym.

To kolejna sprawa – osób absolutnie nie wyglądających na studentów kręciło się po kampusie całe mnóstwo. Nie da się tego uniknąć, ponieważ juwenalia są imprezą z wstępem wolnym dla wszystkich, podobnie jak dni miasta. Tyle że w przeciwieństwie do dni miasta, juwenalia mają bardzo mocno określoną grupę docelową. Studentów. Każdy, kto odwiedził kampus w juwenalia, z pewnością wielokrotnie natykał się na osobników, którzy mogliby być studentami najwyżej dresoznawstwa, kibologii polskiej i wpierdoloterapii. Poruszających się charakterystycznym, szybkim krokiem z sztywnym, uniesionym karkiem, z obowiązkową, trzymaną za szyjkę butelkę piwa. Wśród studentów wzbudzających głównie popłoch i zdecydowanie psujących radość z zabawy. Szczególnie wielu osobników tego pokroju można było zaobserwować w okolicach namiotu klubowego, tam też sam byłem świadkiem, jak policja ładuje ubranego w – jakże by inaczej – dres chłopaka do radiowozu. Oczywiście nie znaczy to, że każdy, kto nosi dres przychodzi na imprezy robić burdy, ale… No, wiecie, o jakim typie ludzkim mówię. Być może byłoby ich mniej, gdyby juwenalia były bardziej konsekwentnie studenckie. Niekoniecznie może biletowane, ale ze wstępem na teren imprezy za okazaniem legitymacji studenckiej? Jeśli byliście kiedyś na festiwalu wiecie, że można to ogarnąć dla naprawdę wielkich mas ludzi – choć faktem jest, że dla mas trzeźwiejszych.

No właśnie. Impreza imprezą, ale czy trzeba się doprowadzać do stanu zezwierzęcenia? Wystarczyło się rozejrzeć dookoła siebie, by ujrzeć studentów zalanych do nieprzytomności, nie mogących ustać na nogach, rzygających gdzie popadnie. Trzeba tak? Czy to jedyny sposób miłego spędzenia czasu podczas juwenaliów? Szkoda, że niektórych horyzonty są tak wąskie, że ograniczają zabawę do zrobienia z siebie świni. Juwenalia, juwenalia, kto nie pije, ten kanalia. To jest hasło największej imprezy przyszłej elity umysłowej tego kraju. Szkoda, że w tym roku nie grał Kult, może przypomniałby jej pewną piosenkę o skutkach nadużywania alkoholu na umysły: „Bo im tylko o to chodzi, abyś sam sobie szkodził, abyś sam nie mógł myśleć, abyś sam nie mógł chodzić”. Studentów nie mogących myśleć ani chodzić widziałem w te juwenalia zdecydowanie zbyt wielu. Może po prostu Polska, mieszkam w Polsce, mieszkam tu, i inaczej być nie może?

Rozchodzi się jednak o to, żeby te minusy nie przesłoniły nam plusów. Wybawiłem się zacnie w tym roku i większość czytelników pewnie też. Do zobaczenia za rok, oby na jeszcze lepszych juwenaliach.

[fot. freeimages.com]