Jestem szczęśliwą posiadaczką samochodu. Wszędzie gdzie mogę, wybieram się autem. Na uczelnię, na zakupy, na koncert, do pracy. Wszędzie, gdzie jest za daleko, żeby przejść się pieszo. Żeby tylko uniknąć komunikacji miejskiej. Ale jeśli już czasem zdarzy mi się przeżyć podróż takim środkiem, zdecydowanie mnie ona wkurza.

Przystanek pełen ludzi. Stoję, marznę, czasem moknę. I czekam. Oczywiście podjeżdżają wszystkie autobusy, które jadą w innych kierunkach niż mój docelowy. Zdarza się. Ciekawe tylko dlaczego zawsze. Ale ja nie o tym. Tak więc stoję sobie na przystanku i czekam na swój autobus. W końcu widzę z daleka upragniony numer linii. Zaraz wsiądę. Wreszcie. Na pewno nie będzie jakoś specjalnie przepełniony, w końcu nie ma teraz godzin szczytu. Może nawet sobie usiądę. Podjeżdża. Wysiada masa ludzi. Wsiada kilka osób. Za nimi ja. I… ledwo mogę wejść do autobusu. Niestety, zapowiada się podróż spędzona stojąc w drzwiach i przepuszczając innych ludzi.

Autobus odjeżdża, a ja rozglądam się wokół. No tak, nie postoję sobie spokojnie nawet chwilę, przecież muszę jeszcze skasować bilet. Przez ten tłok zapomniałabym. Przeciskam się przez tłum, mówiąc milion razy „przepraszam”. Niestety, część ma na uszach słuchawki, więc i tak muszę się przepychać na siłę, bo nikt się nawet pół centymetra nie przesunie. W końcu dobijam do celu. Jest kasownik! Kasuję bilet, odwracam się w bok i moim oczom ukazuje się… praktycznie pusty autobus! Pięć na dwanaście dostępnych (tylko w tej połowie autobusu, nie widzę drugiej, bo mi tłum ludzi zasłania) miejsc siedzących jest zajęte. Reszta wolna. Pomiędzy siedzeniami w przejściu stoją jeszcze trzy osoby. Idę więc w tym kierunku i wygodnie zasiadam na wolnym miejscu.

Siedzę tak sobie, jadę dalej i zaczynam rozmyślać. Ku mojemu zdziwieniu, żaden inny pasażer nie poszedł za moim przykładem. Stoją, tłoczą się, trzymają mocno poręczy na zakrętach. Ale nie przejdą dalej, gdzie można stanąć luźniej. A już nikt nie wpadł na pomysł, żeby się przejść te pół metra i usiąść. Nie no, po co? Siedzę i liczę (matematyczna dusza wychodzi z człowieka w najmniej oczekiwanych momentach). Doliczyłam się piętnastu stojących osób tylko w tej części autobusu, którą widzę i której mi oni nie zasłaniają. I siedmiu wolnych miejsc. Gdyby te siedem osób usiadło wszystkim byłoby lżej. Zarówno im, bo by sobie usiedli zamiast stać w ścisku, jak i reszcie osób, które stoją, bo mieliby więcej miejsca, więcej możliwości manewru, więcej tlenu. Lepiej by było też dla osób, które stoją na kolejnym przystanku czekając na autobus i zaraz do niego wsiądą. Miałyby jak przejść i dostać się chociażby do kasownika. Że nie wspomnę o wysiadających, którzy chcieliby zdążyć wyjść, zanim autobus ruszy dalej.

Czy ktoś ma pomysł na to, dlaczego oni wszyscy stoją? Bo ja nie rozumiem. Powiedzmy, że młodzież może stać, bo jest młoda, ma na to siłę i energię. Powiedzmy, że część z osób jedzie jeden, dwa przystanki i stwierdzili, że nie opłaca im się siadać. Powiedzmy, że kogoś boli kręgosłup i jak usiądzie będzie mu ciężko wstać. Powiedzmy, że część ludzi jest dobrze wychowana i nie chce zajmować miejsca starszym. Powiedzmy, że ktoś lubi sobie po prostu postać i zawsze stoi w autobusie. Ale przecież nie wszyscy ludzie stojący w autobusie muszą się zaliczać do którejkolwiek z tych kategorii. Poza tym, jeśli wsiądzie w pewnym momencie jakaś starsza pani i będzie chciała usiąść na siedzeniu, to się do niego nie dostanie. Bo nie będzie miała jak przejść. Wszyscy będą musieli zrobić dla niej przejście. Czy nie lepiej by było dla wszystkich, gdyby miejsca były zajęte, a jak staruszka wsiądzie, to po prostu wstaniemy i jej ustąpimy? Możliwe, że jeszcze usłyszymy dziękuję albo chociaż się do nas uśmiechnie. I doceni, że wstaliśmy specjalnie, żeby mogła usiąść. A jak będzie tak się przeciskać między ludźmi to ani dla niej, ani dla nich nie będzie to komfortowe.

Jadę dalej. Część ludzi wstaje, część siada, ale nadal wkoło mnie są puste miejsca i tłok przy drzwiach. W końcu czas wysiadać. Wstaję, przeciskam się do drzwi. Na moje miejsce (jak i pozostałych kilka) nie ma chętnych. Nikt nie zauważył, nikt nie pomyślał, że miejsca siedzące się marnują, a oni stoją i się tłoczą. Stąd mój apel: Człowieku, usiądź! Będzie więcej miejsca w autobusie, będzie więcej przejścia, będzie bezpieczniej. Poprawisz komfort jazdy zarówno sobie, jak i pozostałym pasażerom. Którzy i tak są już poszkodowani tym, że muszą się tłuc przez całe miasto autobusem…

[Fot: Filip Wojciechowski]