To było dokładnie rok temu. Pamiętam tę chwilę, jakby to było wczoraj… Chwila zapomnienia, roztargnienie – nazywajcie to jak chcecie. Jak można było być aż tak nieostrożnym? Ten pierwszy raz na zawsze zapisał się w mojej pamięci.

Wydawało mi się, że nic mnie nie zaskoczy. Zazwyczaj jestem przygotowany na takie okazje, pamiętając na długo przedtem, by ogarnąć wszystko, co trzeba. Ale początek kwietnia, kiedy budzi się wiosna, to czas wyjątkowo sprzyjający roztargnieniu. Kiedy przyroda budzi się do życia i myśli młodego człowieka wędrują w różne strony, jak tu pamiętać o takich sprawach? Noszę to zawsze w portfelu, i zazwyczaj regularnie sprawdzam, czy wszystko jest na miejscu, kiedy ruszam w miasto. Nikt nie lubi przykrych niespodzianek, a z żelaznym zestawem studenta w portfelu można być spokojnym. Ale tym razem po prostu wypadło mi to z głowy. Zupełnie nie myślałem o tym, że nadszedł właśnie TEN DZIEŃ.

Nadszedł 1 kwietnia, i beztrosko wsiadłem do autobusu linii 15, zmierzając na Gagarina. W słuchawkach brzmieli Talk Talk, malując kolorami wiosny cały świat. Obserwując zieleniejący się Toruń, odpłynąłem w krainę wyobraźni. Nagle z uniesienia wyrwały mnie zgrzytliwe dźwięki, które zaburzyły wspaniałe melodie Marka Hollisa. Happiness is easy, bilet proszę, joy be written on the earth. Słucham? Bilet proszę, nie będę dwa razy powtarzać.

Jak zwykle zirytowany obecnością kanara (pisałem swego czasu o tym zjawisku) niechętnie wyciągnąłem z kieszeni portfel, w którego przegródce spoczywał bilet miesięczny. Parę dni wcześniej kupiłem sieciówkę, więc nie miałem się czym przejmować. Aż tu nagle usłyszałem słowa, które zniszczyły cały wiosenny nastrój.

Legitymacja proszę.

No i przypomniałem sobie. Że zapomniałem odwiedzić dziekanat celem „podbitki legitki”. Nalepka na odwrocie wyraźnie oświadcza, że dokument ważny jest do 31 marca 2014 roku. Do wczoraj. Co oznacza, że podróżuję pojazdem MZK na ulgowym miesięcznym, przy braku ważnego dokumentu poświadczającego uprawnienie do bezpłatnego albo ulgowego przejazdu. Co karane jest kwotą 89.20 zł.

To był mój pierwszy raz. Pierwszy w moim życiu mandat zaliczony w pojeździe komunikacji miejskiej. Bolało. Ja, który zawsze podróżowałem uczciwie, z ważnymi biletami i zawsze ważną legitką, musiałem najgłupiej w moim życiu wydać 90 zł. Nie wybaczyłem sobie tego do dziś, a kac moralny nawiedza mnie za każdym razem, gdy pani z dziekanatu nakleja magiczną nalepkę na odwrocie mojej legitymacji. Niech historia moja służy Wam ku przestrodze. Być może ważność twojej legitymacji upływa właśnie jutro.

ps. Historia nie wydarzyła się naprawdę, została wymyślona wyłącznie w celach edukacyjnych. :)

[fot. Wojciech Leszczyński]