KARI – artystka emocjonalna i nieprzewidywalna, grająca muzykę, jaką czuje w duszy. Młoda, zdolna kompozytorka, wokalistka i producentka. Delikatnym wokalem na koncertach snuje opowieści o poszukiwaniu prawdy w sobie, o zranieniach i podnoszeniu się po nich. Jej występy to katharsis, zarówno dla publiczności, jak i dla niej samej. Przed solowym koncertem Kari w klubie NRD 23.11.2014 rozmawialiśmy z artystką o planach wydania kolejnego krążka i powstającym nowym materiale, o oczyszczającej mocy muzyki i traktowaniu koncertów jako inspirującej podróży. Jeśli chcecie dowiedzieć się, gdzie Kari lepiej się czuje: w Warszawie czy w Leeds, co skłoniło ją do zaprezentowania się na scenie w solowej odsłonie i dlaczego bardzo nie lubi określania zarówno jej, jak i muzyki którą tworzy, jako „magiczna”, zapraszamy do lektury.

 

Angelika: Dzień dobry, witamy w Toruniu :) Na początek chciałam zapytać: Polska czy Anglia? Warszawa czy Leeds? Gdzie się lepiej pracuje, gdzie się lepiej koncertuje, gdzie się lepiej żyje? Jest jakaś zauważalna różnica?

KARI: Zadałaś tak dużo pytań, ze nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Każdy aspekt ma trochę inny odcień.

Dobrze, to po kolei, gdzie się lepiej żyje?

Wiele zależy od naszego nastawienia i ludzi którzy nas otaczają, miejsce w sensie lokacji nie do końca ma znaczenie. Anglia jest fascynująca i póki co czuję, że zostanę tam na dłużej.

Czyli tam się lepiej tworzy?

Nie ma reguły. Czuję, że muzykę mogę tworzyć wszędzie. Natomiast jest tu coś dobrego i pozytywnego w powietrzu. Coś takiego co cię motywuje do wstania każdego dnia, do uśmiechnięcia się, powiedzenia czegoś miłego. Małe rzeczy, ale bardzo ważne, bo dają poczucie bezpieczeństwa i wyciszenia, które było mi bardzo potrzebne.

A koncerty? Publiczność jest tam inna, inaczej się tam gra?

Nie mam jeszcze dużego doświadczenia. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie jak szybko można nawiązać relacje z publicznością, która jest tu bardzo otwarta, chce cię słuchać  i lubi nowe rzeczy. To nie jest dla nich problem, że słyszą zespół po raz pierwszy. Nie trzeba ich długo „rozgrzewać” żeby poczuć, że są razem ze mną. W Polsce publiczność często otwiera się dopiero przy 2-3 ostatnich piosenkach z set listy. Przez pierwszą połowę koncertu wolą obserwować.

Każdy inaczej odczuwa dźwięki. Mamy teraz trzecią odsłonę Twojej trasy z drugą płytą „Wounds and Bruises”, mija rok od jej wydania, jest to któraś odsłona tych samych utworów granych przez taki czas. Coś się zmienia w człowieku przez rok. Różnią się te koncerty teraz, lepiej Ci się gra czy właśnie już trudniej, czy chciałabyś już grać coś nowego?

Jako zespół, po 1,5 roku koncertowania mamy wrażenie, że weszliśmy na nowy poziom swobody na scenie. To na pewno wynika też z relacji jaka się ciągle między nami się buduje. Obserwuję niesamowity progres w tym jak my się wyczuwamy na scenie, jakie mamy porozumienie. Drugą rzeczą jest to, że aranże zmieniają się z czasem, podobnie jak my się zmieniamy, tak i one podążają za nami. Ta trasa różni się przede wszystkim tym, że gramy też nowe piosenki.

Czyli idziecie dalej, nie jest to cały czas ta sama set lista.

Nie. Teraz te trzy pierwsze koncerty które zagraliśmy to w 1/3 set listy już zupełnie nowe utwory. Były zagrane w tajemnicy, bo najprawdopodobniej te piosenki będą się jeszcze rozwijać, może zmienią swój kształt i brzmienie, ale już bardzo chcieliśmy się tym podzielić.

Czyli pomysły na jakąś trzecią płytę już są, już się tworzą i ewoluują też razem z Wami. Jest już jakiś zarys tego co ma być na tej trzeciej płycie? Przy drugiej płycie mówiłaś, że stawiasz na rytm, udało się. Jakiś kształt na tę trzecią płytę, powstaje już jakiś szkielet, czy to są na razie takie luźne inspiracje?

To ciągle etap szukania, próbowania, szukania inspirujących historii… mamy już 8 napisanych piosenek.

To już prawie płyta.

Tak, w ostatnim czasie nie ma dnia bez pisania (śmiech)! Czuję, że wracam trochę do korzeni, do gitarowych brzmień. Będzie bardziej organicznie w porównaniu do „Wounds and Bruises”.

Słyszałam kiedyś w wywiadzie, że Twój zespół to Twoi rycerze, Twoi wojownicy, więc skąd pomysł na solową odsłonę podczas koncertu w Toruniu?

Zdecydowałam się pokazać się z trochę innej strony niż dotychczas. Chciałam zaprosić ludzi do uczestniczenia w czymś, co przypomina proces tworzenia, improwizacji… Blisko – trochę tak jakby być ze mną w pokoju kiedy sobie piszę te piosenki. Takie spotkanie to jest dużym wyzwaniem, bo nie mam obok kolegów, którzy dopełnią mnie rytmem i dźwiękami. Jestem tylko ja i pianino. I to jest duży test, czy ta piosenka się obroni czy nie, bo czasami produkcja potrafi zakryć sedno.

Takie odsłonięcie się przed publicznością oznacza, że poznajemy w pewnym sensie nową Kari. Wczoraj już też był taki koncert solowy. Jak pierwszy odbiór?

Było świetnie. Wczoraj, oprócz mojego klawisza miałam też prawdziwe pianino, trochę rozstrojone, ale było takie magiczne, że nie mogłam się powstrzymać. Usiadłam sobie przy nim i dwa razy zaimprowizowałam coś zupełnie od zera.

Czyli nie ma sztywnej set listy, wychodzą niespodzianki teraz.

Nie, to jest właśnie to co mnie najbardziej ekscytuje w graniu solo. Chcę się spotkać z publicznością w bliski sposób. Wydaje mi się, że to co się wydarzyło wczoraj to było dokładnie to, o co mi chodziło. Ludzie siedzieli naokoło tego pianina, ja grałam, śpiewałam, rozmawialiśmy wręcz i to było bardzo fajne doświadczenie.

Brzmi pięknie, klimatycznie. Chciałabym porozmawiać trochę o Twojej płycie „Wounds and Bruises”. Kiedy czytałam recenzje zauważyłam, że ten album jest bardzo odcinany od poprzedniego i nazywany „nową Kari”. To prawda, te płyty są inne od siebie, ale nadal mamy spójność przekazu. To nadal jesteś Ty, ale to już inny rozdział. Na koncertach jednak nie grasz już tych starszych piosenek. Czy dla Ciebie jest to naprawdę zamknięty już rozdział, kompletnie zapomniany, czy jeszcze czasami do niego wracasz?

Wiesz co, każdy z nas jest w procesie zmian i nie ma takiej siły, żeby muzyka za tym nie poszła. I oczywiście na to co się wydarzyło w przeszłości spoglądamy z sentymentem i z uśmiechem. Ja na pierwszą płytę patrzę z wielką radością zawsze, bo jestem z niej dumna, ale już nie czuję że te piosenki są częścią mnie. Już jestem w innym momencie w życiu i chyba nie potrafiłabym odgrzewać piosenek sprzed lat i grać cały czas na koncertach. Dla mnie jest bardzo ważne to co się aktualnie u mnie dzieje, bo wiem, że tylko wtedy jestem w stanie dać 100% przekazu ludziom, jestem w stanie dać siebie naprawdę, z miejsca w którym jestem tu i teraz. Drugi powód jest taki, że dla mnie „Wounds and Bruises” to wydawnictwo które ma początek i koniec. Utwór który kończy płytę, kolejność, cała wizja, która towarzyszyła tworzeniu tej płyty była bardzo konkretna. I dla mnie spójność jest bardzo istotna, począwszy od grafiki, stylizacji, po ostatni dźwięk na koncercie. I dlatego wracanie do innego projektu lub łączenie tych dwóch różnych tworów byłoby dla mnie zupełnie niekonsekwentne.

Czyli każdy nowy projekt, nowa odsłona, nowy rozdział, nowe dźwięki na koncertach.

Zdecydowanie, to są oddzielne wizje i tak samo będzie z następną płytą na pewno. Już widzę, że już jestem w innym miejscu, że mam nowe inspiracje, nowe historie, którymi żyję i nie sądzę, że będę grała piosenki z „Wounds and Bruises” przy promocji kolejnej płyty.

Rany i siniaki symbolizują doświadczenia, ciężkie doświadczenia, ale jeżeli się je pokona człowiek staje się mocniejszy. Czy opowiadanie o nich za każdym razem na koncertach jest dla Ciebie trudne i jest to wracanie do ciężkich wspomnień, czy właśnie jest takie oczyszczające, że to już jest za Tobą?

Śpiewanie tych piosenek było dla mnie bardzo oczyszczające. One mówią o procesie wychodzenia z trudnego czasu, owszem mówią o słabości, ale to słabość która staje się siłą. To nie jest rozgrzebywanie przysłowiowych ran, jest bardziej takim wyrażeniem zupełnie nowego stanu, stanu siły i wiary w to, że będzie dobrze, że cały czas stawiam kroki do przodu. Dla mnie te teksty są w większości pełne nadziei, więc nie nazwałabym tego powracaniem do tego bólu, wręcz przeciwnie, jest to dla mnie rodzaj katharsis.

Powiedziałaś katharsis, ja tego słowa używam w relacji swojego odczuwania koncertów. Bo nie wiem jak dla całej publiczności, ale dla mnie te koncerty Twoje są katharsis, są takim oczyszczeniem. To co mówisz między piosenkami – o wybaczaniu, o nadziei, przekaz tych piosenek, magia która jest na tym koncercie wyczuwalna w powietrzu. Czujesz, że przekazujesz to ludziom, że to nie tylko dla Ciebie jest takie ważne, ale że im pomaga w życiu, że to jest jakaś misja?

Wydaje mi się, że jeśli nie dzieliłabym się rzeczami, które mnie osobiście budują, i nie dzieliłabym się treściami, które maja dla mnie wartość, to tworzenie nie miałoby dla mnie zupełnie sensu. Ja sama muszę się trzymać w takiej dyscyplinie pilnowania swojego serca, bo jak mogę wyjść do ludzi, jeżeli to co im daje nie jest szczere albo nie jest tym, co sama przeżyłam. Nie wyobrażam sobie siebie, że coś udaje albo że tylko wyrzucam swoje złe emocje i potem jadę sobie do następnego miasta. Wydaje mi się, że muzyka to jest takie medium, to jest taka siła, która bardzo głęboko dotyka ludzi. Pomyślałam, że skoro jest w tym taka moc, to ja jestem odpowiedzialna za to, żeby za tymi słowami stał przekaz, który będzie budujący.

Czyli zdajesz sobie sprawę, ze Twoja muzyka może mocno oddziaływać na ludzi, zmieniać ich postawy życiowe, dawać im siłę, nadzieję. Bo to tak działa i to jest piękne. To jest jakaś magia, to jest talent, ale to jest też Twoja rozbudowana duchowość. Powiedziałaś mi kiedyś, że modlisz się śpiewając. Chciałabym, żebyś mi jeszcze trochę o tym opowiedziała, jak to jest w trakcie koncertu, czy czujesz w tym momencie tę magię, czy przenosisz się do jakiegoś innego świata grając?

Na pewno to co jest ważne dla mnie to podkreślenie, że to nie jest żadna magia. Chcę to zaznaczyć, bo wiele recenzji po pierwszym roku grania koncertów mówiło „magiczna Kari”, „szamańska Kari”, „Kari zaczarowała…”. Jestem świadoma, że ludzie czują konkretną energię kiedy gramy, ale tylko ja wiem, co to jest za energia, ja wiem, że to nie jest magia. Wierzę w Boga i mam głębokie przekonanie ze to właśnie Bóg daje o sobie znać kiedy gramy. (Uśmiech) Nie potrafię tego oddzielić od swojej twórczości, bo to część mojego życia. Nie chcę nikomu nic narzucać, ale ponieważ to jest żywe we mnie nie mogę tego zepchnąć na dalszy plan. To jest realna siła, której doświadczam, Bóg, który jest jak przyjaciel. Dlatego to czujecie kiedy gram koncerty. Ja wierzę naprawdę, że wszyscy jesteśmy duchowymi istotami i każdy z nas ma tą wrażliwość, każdy z nas umie rozróżnić, kiedy coś się dzieje dobrego i tak jakby w każdym z nas była ta tęsknota. Szukamy akceptacji, szukamy przebaczenia, szukamy miłości. Ktoś może to nazwać religijnym gadaniem, ale taka jest prawda. Każdy z nas ma to pragnienie czegoś więcej.

Jeśli grasz, śpiewasz, jesteś na koncercie, szukasz kontaktu z publicznością, ona Ci coś daje, czy raczej się zamykasz i odpływasz w swój świat?

Każdy koncert jest inny. Czasami publiczność daje mi dużo energii, jest bardzo aktywna, i wtedy jest to dla mnie bardzo inspirujące. Lubię z nimi porozmawiać, lubię wejść dialog. Czasami publiczność jest totalnie wycofana, w swoim świecie, może z jakimś ogonem doświadczeń, może z jakimś ciężarem. Czasami czuję, że muszę się przebijać. Przez pierwszą połowę koncertu staram się to wyczuć. Dopiero potem coś się odblokowuje.  Czasami wchodzę w interakcję i to jest dla mnie większa przyjemność, a czasami wolę się zatopić w dźwiękach, wolę, żeby koncert był jedną wielką podróżą. Dla mnie, i dla ludzi.

Zależy, jaki klub, jaki koncert, jaka publiczność…

Każde miejsce jest inne, każde miasto jest inne, każdy klub w danym mieście może być inny.

Mam wrażenie, że Twoja głowa jest pełna pomysłów i niespożytej energii. Przeglądałam wywiady z Tobą i tu mówisz o jakiejś epce akustycznej, tu o jakiejś innej epce wyjątkowej, tu o jakiś piosenkach, które powstają, ale w sumie to nie idą w kierunku płyty i by się przydała jakaś epka… Co z tymi epkami? Nie było żadnej epki.

Bo z pomysłów na Epki powstało „Wounds and Bruises”. Myślałam, że będą ze wydamy kilka singli, a tu powstała pełna płyta. Te piosenki nie przepadły, one po prostu połączyły się w jedną całość.

Jakie są Twoje życzenia na 2015 rok?

Żeby mieć siłę, żeby mieć wizję i żeby była inspiracja.

W takim razie tej inspiracji Ci z całego serca życzę.

 

Rozmawiała Angelika Plich

[fot. Angelika Plich]