Lesław, lider zespołu Komety i były szef kultowej Partii twierdzi, że tylko outsiderzy są w stanie zrozumieć jego piosenki. Outsiderów jest jednak najwyraźniej wśród fanów muzyki całkiem sporo, o czym świadczył zatłoczony toruński klub „Dwa Światy” podczas koncertu Komet 26 kwietnia. Po występie Lesław znalazł chwilę, by porozmawiać z wysłannikiem Spod Kopca. Dlaczego nowy album Komet Paso Fino jest szokiem dla niektórych fanów , jak to jest być prekursorem piosenek o gender i skąd się bierze legenda zespołu Partia – tego i wiele więcej dowiecie się z wywiadu z jedną z najciekawszych postaci polskiej sceny muzycznej.

W marcu Bal nadziei, singel z najnowszej płyty Komet Paso Fino można było usłyszeć w reklamie wiosennej ramówki stacji TVN. Czyżby Komety czyniły krok w stronę mainstreamu?

Absolutnie nie!  Istnieje coś takiego jak patronat medialny, a jednym z patronów medialnych Paso Fino jest stacja TVN. I to wszystko. Patronaty medialne są ważne dla wydawców. Ja  nigdy nie rozumiałem,  jak to wszystko działa i nie wnikałem w to.

W wywiadach powtarzasz, że nie chcecie być zespołem dla kur domowych.

Często zespoły z kręgu alternatywnego marzą, by stać się częścią mainstreamu. A my zawsze mieliśmy do zabiegów, które trzeba w tym celu podejmować, by do tych kur domowych trafić stosunek bardzo negatywny. To odróżnia nas od zespołów alternatywnych, które tylko marzą o tym, żeby przestać być alternatywne i trafić do mainstreamu. Mainstream w takiej formie, w jakiej istnieje w Polsce nas odrzuca.

Komety wystąpiły jednak w talk-show Agaty Młynarskiej „Świat się kręci” w TVP1.

Nie wiem, czy ktokolwiek oprócz ciebie to zauważył (śmiech) Staramy się dotrzeć ze swoją twórczością tam, gdzie jesteśmy w stanie, ale jednocześnie selekcjonujemy miejsca, w których się pojawiamy. To kwestia wielogodzinnych dyskusji i debat. Wiele propozycji odrzucamy.

Mówi się o was, że jesteście królami – ale królami bardzo hermetycznego kręgu.

To nie jest kwestia decyzji: „od dzisiaj gramy dla hermetycznego kręgu”. Aby zrozumieć twórczość Komet, trzeba mieć podobne doświadczenia. Wcale nie chcemy być hermetyczni, jesteśmy tacy z natury. Wiem też, że nie każdy nas zrozumie. Z jednej strony staramy się złowić tyle dusz, ile to możliwe, ale nie będziemy zmieniać swojej muzyki i słów, żeby zyskać szerszą publiczność.

Od zawsze powtarzasz, że Komety to zespół punk rockowy. Czujecie się częścią punkowej sceny?

Filozoficznie – na pewno. Wszystko zależy od definicji punk rocka. Jeśli dla kogoś punk rockiem są zespoły które czasami występują w Mam Talent… (śmiech) Punk to stan umysłu, a nie ubranie. Zmuszanie do myślenia przez szokowanie. My zawsze to robiliśmy.

Jak szokują Komety?

Jeśli spojrzysz na pierwsze punkowe zespoły, to one już na swoich  trzecich, czwartych  płytach grały zupełnie inną muzykę . Staramy się, aby każda nasza płyta była inna, i staramy się szokować nowymi pomysłami.  Nasze kolejne pomysły wiele osób rzeczywiście szokują. To mogą być choćby smyczki na Paso Fino, które niektórych naprawdę bulwersują.  Możemy szokować czarną muzyką, brzmieniami lat 70. Tego wcześniej w Kometach nie było, ale takie dźwięki nas  teraz inspirują i chcemy być z naszą publicznością szczerzy. Jeżeli ktoś zaczyna zadawać sobie pytania, to nasz cel został osiągnięty.

Dość osobliwą, jak na punkowy zespół, inspiracją wydaje się być muzyka z filmów, seriali i programów telewizyjnych czasów PRL-u. Słychać ją już na pierwszej płycie twojego dawnego zespołu Partia, słychać ją na nowej płycie Komet.

To prawda. PRL to nie tylko były złote lata filmu, ale i złote lata muzyki filmowej. Jako dziecko zasadniczo robiłem dwie rzeczy – albo oglądałem telewizję, albo chodziłem bez celu po Warszawie. Unikałem ludzi, to się nie zmieniło do dzisiaj (śmiech). Miałem bardzo bliską relację z Warszawą, postaciami, które widziałem w filmach i muzyką z filmów. W absencji ludzi ta relacja z wyżej wymienionymi była zatem bardzo intensywna. Wszystko to słychać w mojej twórczości. I na dobrą sprawę wciąż nic się nie zmieniło w moim stylu życia (śmiech).

Trudno w to uwierzyć, przeprowadzając z tobą wywiad.

Pozory mylą, młody człowieku! (śmiech).

W każdym razie teksty Komet nadal pozostają bardzo smutne – to znak firmowy zespołu.

Zawsze wydawało mi się, że w mojej muzyce jest dużo humoru, ale niewiele osób to zauważa (śmiech).

W singlowym Balu nadziei rzeczywiście jest nieco więcej optymizmu, tytułowej nadziei, ale dla mnie to taka nadzieja przez łzy.

Jestem realistą. Nawet nadzieję dawkuję ostrożnie. Realizm pozwala uniknąć większych rozczarowań.

Czy często to, „co Lesław miał na myśli” jest odbierane opacznie przez słuchaczy?

Powiem szczerze, że moja percepcja piosenek, a percepcja słuchaczy to dwie zupełnie różne rzeczy. Ale to powód do radości dla mnie, bo znaczy to, że moje słowa i muzyka żyją własnym życiem w świecie odbiorców. To dużo ważniejsze niż to, co ja miałem na myśli tworząc je. Kiedy jako nastolatek słuchałem piosenek , a potem się dowiadywałem, o czym one są, zawsze byłem rozczarowany. Uważałem, że moje interpretacje są dużo ciekawsze.  Dlatego niechętnie opowiadam o tym, co chciałem światu powiedzieć, bo odczucia słuchaczy są dużo ważniejsze. Nie chcę im niczego  odbierać, nie chce zabijać  tego, co najpiękniejsze w słuchaniu piosenek.

Szkoda, bo właśnie chciałem pytać, co szczególnego jest w ulicy Kasprowicza, o której śpiewasz na nowej płycie…

(śmiech) Ulica Kasprowicza to jedna z moich ulubionych ulic w Warszawie. Jest tam wyjątkowa atmosfera, ma wyjątkową lokalizację. Kiedy wracam do Warszawy po koncertach, często spędzam czas w tamtych rejonach, bo one mnie uspokajają i inspirują. To piosenka o powrocie z parodniowego wyjazdu koncertowego.

Nie dowiem się też, co się zdarzyło w Hotelu Artemis?

Dla mnie dużo ważniejsze jest pytanie, czym dla słuchacza  jest Hotel Artemis.  Dlatego pozwól, że zachowam to w tajemnicy, ale robię to tylko z troski o ciebie (śmiech).

Wśród tekstów na Paso Fino wyróżnia się tematyką Nerwica natręctw. Skąd pomysł, by śpiewać o tej dolegliwości?

Nerwica natręctw to temat bardzo rzadko poruszany, nie tylko zresztą w piosenkach. Słyszałeś kiedyś piosenkę o nerwicy natręctw, bo ja nie (śmiech). Poza tym te dwa słowa ciekawie brzmią kiedy się je śpiewa, wspaniale wkomponowały się w piosenkę. Wiesz, ja w Kometach śpiewam o swoich osobistych przeżyciach i obserwacjach. Sam otarłem się o nerwice natręctw, postanowiłem wykorzystać swoje wspomnienia w piosence. Dodatkową motywacją był fakt, że nikt o tym nie śpiewał wcześniej.

W tekstach Partii i Komet jest wiele tematów, których nikt inny się nie podejmuje. Jako pierwszy na naszej scenie śpiewałeś o niedookreślonej osobowości czy seksualnej niejednoznaczności. Można powiedzieć, że byłeś prekursorem piosenki gender.

Tak, jestem prekursorem śpiewania w Polsce o takich kwestiach. Nie lubię słowa gender, bo w naszych czasach wszystko jest spłycane i staje się sloganem wyborczym. Zastanawiam się, dlaczego ten wątek w moich tekstach nie został podchwycony. Dziennikarze zauważają zawsze wątek warszawski. No, ale może właśnie ta niejednoznaczność sprawia, że dla wielu odbiorców i dziennikarzy jest to nieczytelne. To tak jak z  Biblią. Jest napisana tak, aby ci, co mają zrozumieć zrozumieli, a ci co nie mają – nie zrozumieli. Zwróć uwagę, że nawet w Warszawa i ja, najbardziej znanej piosence Partii jest szminka w kieszeni.  Cieszę się jednak, że zauważyłeś ten aspekt i starasz się go rozgryźć.

Inny charakterystyczny dla ciebie wątek to kreowanie postaci życiowych outsiderów. Samotnych i niezrozumianych przez otoczenie, krzyczących jak bohater piosenki Partii Adam West „zadzwoń do mnie i uratuj mi życie, chcę przeżyć jeden prawdziwy dzień”.

W każdej piosence albo wymyślam bohaterów, albo śpiewam o sobie. Ale nawet  jeśli kreuję te postacie, to wszystkie łączy ze mną bycie outsiderem, postawa ucieczki, brak zainteresowania światem realnym. I to jest poniekąd odpowiedź, dlaczego nie chcemy być częścią mainstreamu. On zakłada, że trzeba śpiewać tak, by każdy cię zrozumiał i docenił. Żeby zrozumieć moje piosenki trzeba być outsiderem. A outsiderzy to margines społeczeństwa.

O takich outsiderach śpiewał u nas także Jarek Janiszewski z Bielizny.

Teksty Janiszewskiego były mi bardzo bliskie. Podobnie jak  Morrisseya, który był i Jarkowi  i mnie zawsze bardzo bliski. Akurat wczoraj nam zaproponowano udział w projekcie Tribute to Bielizna. Ucieszyło nas to ogromnie, bo uważam, że Bielizna to być może nawet  najlepszy polski zespół –  z pewnością jeden z najbardziej oryginalnych. Pierwsza płyta Bielizny nie ma odpowiednika na świecie, to była absolutna rewolucja. Dla mnie to, ze  mogę cokolwiek zrobić dla tak fantastycznego zespołu, to  wielki zaszczyt. Na albumie Tribute to Bielizna zagramy Stefana. Od wczoraj jestem z tego powodu najszczęśliwszym z ludzi.

Nie byle jaki zespół może poszczycić się albumem Tribute to… Partia może.

Zgadza się, Partia doczekała się takiego albumu (w 2005 roku – przyp. mk.), w sumie szybciej niż Bielizna. Najzabawniejsze dla mnie jest to, że gdy istnieliśmy, nikt nie grał nas w radiu, nikt nie chciał nam organizować koncertów.  W tamtych czasach zrozumiałem, co znaczy hasło „no future”. To dziwne, ale piękne zarazem, że zespół odrzucony za życia stał się popularny po śmierci. Zazwyczaj jeśli zespół nie gra koncertów i nie wydaje płyt, po paru latach popada w zapomnienie. Sytuacja przeciwna, kiedy kult zespołu rozpoczyna się po jego rozwiązaniu miała miejsce w przypadku garstki zespołów. Może Joy Division, The Smiths… Cieszymy się, że w takim zacnym gronie jest Partia.

Nie kusi was, by zagrać znów jako Partia? Obecny skład Komet jest taki sam, jak ostatni skład tamtego zespołu.

Nie, dlatego że w ten sposób zamordowalibyśmy legendę. Atrakcyjność Partii polega na tym, że ten zespół już nigdy nie zagra (śmiech).

Komety jednak mają się dobrze, a ich lider nie próżnuje także na innych polach działalności. Bierzesz udział w powstawaniu nie tylko hołdu dla Bielizny, ale także pewnego rodzaju hołdu dla innego zespołu. Malarze i Żołnierze nagrywają na nowo swoje przeboje, a wśród nich Na placu Wilsona z twoim wokalem.

Tak, propozycja udziału w tym projekcie bardzo mnie zaskoczyła i ucieszyła. Malarze to też jeden z tych zespołów, który wywarł na mnie duży wpływ. Płyta Malarzy i Żołnierzy ukaże się pod koniec maja, Tribute to Bielizna ma ujrzeć światło dzienne jeszcze w tym roku kalendarzowym.

A co z własnymi projektami?

Zaczynamy nagrywać część drugą projektu Lesław i Administratorr. Powstaje też materiał na nową płytę Komet.

Czyli Lesława ostatnio bardzo dużo na scenie muzycznej.

Dla jednych za mało, dla drugich za dużo… Ale dla tych, którzy uważają, że Lesława jest za dużo mam złą wiadomość – nadchodzą złe czasy (śmiech)

Rozmawiał: Maciej Koprowicz

[fot. Luiza Kwiatkowska, źródło: www.komety.com]