W Toruniu można narzekać na komunikację, można na infrastrukturę, ale nie można narzekać na liczbę wydarzeń kulturalnych odbywających się w mieście. Szczególnie, jeśli chodzi o koncerty znanych muzyków. W 2013 roku Gród Kopernika odwiedziła cała polska muzyczna czołówka. Który koncert był najlepszy, ocenić mógłby tylko ten, który zaliczył wszystkie występy. Nie ma jednak wątpliwości, że taki hipotetyczny toruński koncertomaniak w ścisłej czołówce wymieniłby Luxtorpedę, która 12 grudnia koncertowała w klubie Lizard King (supportowana przez białoruski The Toobes). Bo na ilu koncertach fani śpiewają i znają na pamięć niewydane jeszcze utwory? Na ilu koncertach frontmani pozwalają sobie na tak osobiste wyznania? Na ilu koncertach mają miejsce oświadczyny na scenie?

Każdy występ grupy dowodzonej przez śpiewającego gitarzystę Roberta „Litzę” Friedricha (znanego także z 2 Tm 2,3, Arki Noego i Kazika Na Żywo) to wydarzenie wyjątkowe. Nie ma mowy o jakimkolwiek gwiazdorstwie i kreowaniu dystansu między „Artystą” a „plebsem” po drugiej stronie Sceny. Luxtorpeda sprawia wrażenie, jakby każdy koncert grała dla doskonale znanej sobie paczki przyjaciół. I jest tak rzeczywiście – w napakowanej do granic możliwości sali Lizarda co rusz można było natrafić na osobników w koszulkach oficjalnego zespołowego forum, które słynie z wielkiej zażyłości z muzykami ulubionej kapeli. Mało tego – najbardziej zagorzali fani mieli szansę pojawić się na scenie razem z grupą! Niejaki Jurek wykonał (czy raczej starał się wykonać) fragment największego hitu zespołu, Autystyczny, ale największa niespodzianka wieczoru miała miejsce przed utworem Tajne znaki. Na scenie fan Luxtorpedy o imieniu Piotr… poprosił narzeczoną o rękę! Nie trzeba dodawać, że oświadczyny zostały przyjęte. Zespół zadedykował przyszłej młodej parze fragment Kocham Cię kochanie moje Maanamu, a Litza dowcipnie pytał: – To kiedy przyjeżdżamy na chrzciny? Kiedy szczęśliwy narzeczony chciał w podzięce postawić liderowi zespołu piwo, ten odparł: – Ale my pijemy tylko wodę święconą.

Konferansjerka frontmana to tradycyjnie jeden z najmocniejszych punktów koncertu Luxtorpedy. Przed zadedykowanym forum utworem Robaki Litza ogłosił, że nazajutrz obchodzi 25. rocznicę małżeństwa. Gdy publika zaczęła skandować imię jego żony (Dobrochna!) z udawanym zdziwieniem pytał: Znacie imię mojej żony? Mistrz kurtuazji, przecież fani znają go jak najlepszego kumpla i wiedzą o nim wszystko… To nie był koniec prywatnych zwierzeń artysty. Zapowiadając Nieobecny/nieznajomy – nowy utwór, który trafi na przygotowywaną właśnie płytę Pierwiastek z pięciu – przypomniał, że jej bohaterem jest jego ojciec, który przed laty zostawił go z matką. – Ta piosenka jest bardzo trudna do śpiewania. Jest o przebaczeniu ojcu. Może macie kogoś, kto was w pewnym momencie życia zawiódł. Chciałbym przebaczyć do końca mojemu ojcu. Chcę mu przebaczyć dzisiaj. Frontman przemawiał wzruszająco nawet po dowcipnym wykonaniu utworu King Bruce Lee Karate Mistrz Franka Kimono, powiązanego z motywem z filmu Gwiezdne wojny. Co robicie, gdy w waszym domu robi się piekło? – pytał. – Ja jako dzieciak brałem gitarę i marzyłem sobie, że będę grał w zespole. Albo chodziłem kilka razy na „Gwiezdne wojny”… Oczywiście minorowe nastroje nie mogły zdominować koncertu. Przed innym z nowych kawałków, J’eu les poids basista Dr Kmieta opowiadał o swojej pasji, jaką są kolektory (w oryginale artysta mówił o korektorach) słoneczne… Trzeba tu dodać, co wyraźnie zaznaczył sam Litza, że toruński występ był pierwszym w historii bez pomyłki wokalisty w tekście tego utworu.

Jak widać, przybyli do Lizarda słuchacze mogli zapoznać się z dużą dawką premierowych utworów. Witane były one przez publikę niemal tak samo gorąco, jak wielkie hity w rodzaju Autystycznego czy Wilków dwóch. Znamienne, że od drugiej czy trzeciej piosenki publiczność domagała się nie żadnego wielkiego przeboju, ale nowego utworu, Pusta studnia! Utwór wyróżnia się nietypowym jak na Luxtorpedę, nowofalowym brzmieniem gitary, i z pewnością stanie się wielkim przebojem. Hitem już tak naprawdę jest Persona non grata, z niejednoznacznym tekstem, który wydaje się opowiadać o hipokryzji tzw. zielonych. – Rano zlinczowali pracownika rzeźni/Brutalnie kroił mięso na porcje/A już nocą ci sami dobroczyńcy/Legalizowali dla ludzi aborcję – można usłyszeć w tekście. – Może nie do wszystkich na razie dociera treść, jak wyjdzie płyta będzie łatwiej – komentował utwór lider. Zabrzmiał także J.U.Z.U.T.N.U.K.U., czyli zgodnie ze słowami Friedricha – utwór o zamachu na swój egoizm.

Oczywiście nie zabrakło dobrze znanych kompozycji. Kto kiedykolwiek był na koncercie Luxtorpedy może się domyślić, że numery z płyt Luxtorpeda i Robaki wykonane zostały z nieprawdopodobnym wykopem i nienaganną techniczną precyzją. Bo ten zespół rzeczywiście jest jak pociąg o tej samej nazwie – to maszyna sprawna i niezawodna. Ale najważniejsza w tym zespole jest nie technika, a chemia. Chemia zarówno między zespołem a publicznością, jak i między samymi muzykami. Chemia, która powoduje, że na koncercie czujemy się jak na spotkaniu z zaufanymi przyjaciółmi, którzy między sobą nie mają żadnych sekretów.

Fot. Robert Berent (Robert_foty)