Ocena redaktora

8
Fabuła
9
Obsada
9.5
Reżyseria
8
Muzyka

Charlotte Brontë jest zaliczana do jednej z najważniejszych pisarek XIX wieku. Jeśli chodzi o literaturę angielską, zazwyczaj stawia się ją zaraz za Jane Austen. Jej najsłynniejsze dzieło – Dziwne losy Jane Eyre – jest już stałą pozycją w kanonie literatury. Ilość ekranizacji tej powieści nie zaskakuje i to trzy z nich pojawią się w zestawieniu przez najbliższy miesiąc. Na początek najnowsza z nich, czyli Jane Eyre z 2011 roku.

Wybrane przeze mnie ekranizacje zachowują szkielet opowieści, niektóre mają nawet niezmienione konkretne dialogi. Jednak Jane Eyre wyróżnia się na tle poprzednich adaptacji znaczną zmianą konwencji przedstawiania historii. Ta wersja nie zaczyna się tak jak w samej powieści, chronologicznie, od scen dzieciństwa Jane, ale od ucieczki panny Eyre (Mia Wasikowska) z Thornfield. Jej wędrówka, a potem pobyt u St. Johna Riversa (Jamie Bell) i jego sióstr są trzonem opowieści, które przeplatają wspomnienia, które doprowadzają właśnie do sceny ucieczki.

Jane jako mała dziewczynka była wychowywana przez swoją ciotkę panią Reed (Sally Hawkins), która uważała ją za swój ciężar. Została  odesłana do szkoły dla dziewcząt pana Brocklehursta (Simon McBurney). Pobyt Jane u Brocklehursta jest o tyle ważny, że spędza tam całe swoje nastoletnie życie i tam kształtują się jej poglądy. Niemniej, jest to dość nudny epizod, bo też nie wpływa na emocje widza, nie czuje się on jeszcze związany z bohaterką. W Jane Eyre ograniczono te sceny do minimum, jednocześnie pokazując ich esencję.

Jane-Eyre-2-DI

Po ukończeniu szkoły Jane Eyre zostaje zatrudniona w Thornfield jako guwernantka dla Adèle (Romy Settbon Moore), podopiecznej nieobecnego właściciela majątku. Poznaje go w dość nieprzyjemnych okolicznościach. Pan Rochester (Michael Fassbender) okazuje się być opryskliwym i nieprzyjemnym mężczyzną. Małomówna i konkretna Jane wzbudza jego zainteresowanie. Z czasem przywiązują się do siebie, każde na swój sposób. Jednak pan Rochester ma sekret, którego Jane nie może tolerować. Z szacunku do siebie ucieka z Thornfield.

To podkreślanie niezależności Jane jest konstytutywną cechą wszystkich ekranizacji, tutaj sama Mia Wasikowska doskonale to eskponuje. Gra bardzo oszczędnie mimiką, chociaż po doświadczeniu Kristen Stewart jako Belli Swan, widzowie mogą uznać to za wadę. W przypadku Jane się to sprawdza, oddaje istotę jej postaci. W porównaniu do starszych adaptacji widać zmianę w sposobie oddawania realiów tamtych czasów. Jane najpewniej nie miała idealnej cery i perfekcyjnie ułożonych włosów i tutaj to zostało zachowane. Natomiast Michael Fassbender jako pan Rochester, zgodnie z oryginałem, powinien być postacią ekspresyjną i rzeczywiście, jest gwałtowny, miota się od jednego uczucia do drugiego. Kiedy wreszcie wyznaje Jane swoje uczucia, jest bardzo skupiony i powoli staje się człowiekiem przeżywającym rozterki wewnątrz siebie. Jedynym mankamentem jest to, że jest za przystojny (sic!). Pod koniec historii jest zaniedbanym ślepcem o jeszcze gorszym, zgryźliwym charakterze – nawet w takim wydaniu Fassbender jest niesamowicie pociągający. Mia natomiast jest świetnie dobraną aktorką do tej roli. Nie jest klasyczną pięknością, ma bardzo surową urodę, jest szczupła, jej suknie są zawsze zapięte na ostatni guzik, nawet jej gesty są ograniczone do minimum. Życie Jane polega na ciągłym pilnowaniu się i ukrywaniu emocji.

jane4

Pozostali aktorzy są bardzo dobrym tłem. Judi Dench jako pani Fairfax przesadza nieco w swojej oschłości, wydaje się oziębła i niechętna uczuciu Jane i pana Rochestera, kiedy dystans jej postaci wynika z chęci ochrony panny Eyre. Drugą postacią o porównywalnym znaczeniu jest St. John. I tutaj również mam wrażenie, że jego stanowczość i konkretność doprowadzono do maksimum i widz nie widzi powodu jego zachowania. Nie zmienia to faktu, że są to dobrze zagrane postaci, jednak traci się do nich sympatię przez ich zbyt ostre zarysowanie.

Waga sceny, w której pan Rochester wyznaje Jane miłość, nie jest dla mnie ważna nawet z powodu całej romantycznej historii. Jane w kilku słowach zawiera kobiece credo, kiedy mówi o równości między nią a swoim pracodawcą. Jest to zasługa samej powieści, dzięki której nie potrzeba żadnych fajerwerków, by podkreślić ten przekaz. Tutaj pojawia się jeden z dialogów, który jest identyczny we wszystkich ekranizacjach. Jane staje się silną kobietą z przymusu. Wie, że może polegać tylko na sobie, a niezależność może dać jej wyłącznie praca guwernantki. Nie jest szczególnie piękna, poczucia humoru nie ma za grosz, nie odznacza się wybitną inteligencją. Jane jest prawie całkowitym przeciwieństwem bohaterek Jane Austen, które są ładne, pełne energii, z ciętym dowcipem i bystre. Jedyne, co je łączy to chęć bycia niezależną. Jane była poważana, lubiana, w miarę niezależna, wprawdzie bez stale wypłacanej pensji, ale każda wygoda była jej zapewniona i robiła coś, co sprawiało jej przyjemność. W tej ekranizacji ta samotność Jane Eyre, która jednocześnie sprawia jej przyjemność, jest wielokrotnie podkreślona.

Jane Eyre

Mimo wszystko chyba jestem najbardziej oddana tej adaptacji, bo czekano do tego momentu, by pozwolić pokazać Jane Eyre jakiekolwiek uczucie. W porównaniu ze starszą wersją nie mamy wglądu w głowę głównej bohaterki – w innych adaptacjach Jane bywa narratorką i opowiada o swoich uczuciach. Tutaj możemy je tylko zobaczyć. To jak Mia Wasikowska ukazuje ich niewiele, by potem pokazać całe spektrum emocji, z uśmiechem i łzami, robi ogromne wrażenie. Widać znaczącą różnicę między nową ekranizacją, a tą, starszą chociażby o 20 lat. ką na przykład o 20 lat starszą. Tutaj wreszcie teren, przyroda i budynki mają większe znaczenie i są wykorzystywane w większym stopniu niż w innych adaptacjach. Potęgą przekazu tej ekranizacji jest minimalizm, bardzo dobrze oddający klimat epoki wiktoriańskiej. Ostatecznie Jane Eyre jest jedną z lepiej zrobionych ekranizacji dziewiętnastowiecznej powieści.