Ostatecznej formy cykl seriali nabrał dopiero w trakcie tworzenia. Z początku kierowałam się przy ich wyborze dość nieostrą kategorią, a mianowicie ich popularnością. Z czasem znalazłam kilka innych podobieństw między opisanymi produkcjami.  W takim razie poniżej krótkie podsumowanie opisanych seriali, gdyby ktoś potrzebował dodatkowej zachęty, by sięgnąć po któryś z nich.

Spośród wielu zalet Mostu nad Sundem jedna szczególnie może przekonać osoby niekonieczne lubiące gatunki kryminalne, ale zainteresowane Skandynawią. Serial świetnie oddaje nastroje społeczne, jakie panują w Danii i Szwecji. Jego twórcy nie udają, że robią hollywoodzką produkcję na poziomie konstruowania fabuły czy charakterów. Sam pościg za mordercą można ocenić różnie – niektórzy się wkręcą, inni za to będą kręcić nosem. Jest pan policjant ciapa, jest i silna policjantka, są tajemnice z przeszłości i historie szarych ludzi, na które czasami nie mamy ochoty. Znajdą się tam również narkotyki, seks, niespełnione miłości, uchodźcy oraz głupie dowcipy, które doprowadzają do tragedii. Generalnie, jest raczej przygnębiająco. I nie, nie ma pozytywnego ukrytego promyczka nadziei, że będzie lepiej. Świat jest zły.

Inną filozofię wyznaje się w Luthrze. Przyjaciółka głównego bohatera, Alice, powiedziała kiedyś detektywowi: Świat nie jest zły czy dobry. Świat jest obojętny. I Luther zmaga się z tym obojętnym światem, który wypluwa morderców, fanów nekro-porn i zmusza ludzi do życia w biedniejszych zakątkach Londynu. Ale w tym świecie istnieje także lojalność, dziecięcą ufność i zwykli ludzie, którym po prostu zależy. Bohater ewoluuje razem z serialem, odkrywa się na nowo, zmienia, czasami wybacza – nigdy nie zapomina, ma przysłowiowy twardy tyłek, bo serce jego jest miękkie. Tutaj również nie ma w scenariuszu przewidzianej żadnej nadziei, jednak w przeciwieństwie do Mostu nad Sundem, widz może tutaj znaleźć pokrzepienie w głównym bohaterze, który mimo wszystko stara się podejmować właściwe decyzje.

W przypadku Twin Peaks wydawałoby się, że na powyższe rozważania nie ma miejsca. W końcu jest to zupełnie inna rzeczywistość, spreparowana z elementów znanych nam z życia codziennego. Jednak osadzone są w takich dziwnych okolicznościach, że widz nie jest w stanie odnieść się emocjonalnie do samej historii. Specyfika samego miasteczka, istniejąca tam kosmiczna energia wyolbrzymia okrucieństwo, które wyrządzają sobie ludzie. Skontrastowane jest to z dość naiwnymi uczuciami bohaterów, co widać najlepiej na przykładzie kilku związków, które są pokazywane. Z góry wiadomo, że tym postaciom się powiedzie, tym się nie uda. Tu będzie płacz, a tu rozkosz. I dochodzi się do słynnego ostatniego odcinka i widz wie, że musi zapomnieć o wszystkim, co zobaczył. Teraz, po dwudziestu latach Lynch znowu na pewno pokaże coś, czego nikt się nie spodziewał.

Wszystkie te produkcje łączy właśnie to oczekiwanie, czym twórcy zaskoczą w nowym sezonie. Produkcje są zupełnie różne od siebie, dlatego nie porównuję ich na polu tematyki czy realizacji, a miarą nadziei na nowy sezon. W takim wypadku na pewno wygrywa Twin Peaks – kultowa produkcja ze słynną historią. Dalej znajdzie się Luther, produkcja, która wydawała się, że nie będzie mieć kontynuacji. Na trzecim miejscu plasuje się Most nad Sundem – serial z dwoma sezonami do tej pory, której zakończenie pozostawało pole do dalszej pracy.

PIERWSZE MIEJSCE: Twin Peaks

DRUGIE MIEJSCE: Luther

TRZECIE MIEJSCE: Most nad Sundem