Najnowsze dzieło twórcy „Enigmy” wpisuje się znakomicie w obecne czasy. „Tożsamość zdrajcy” opowiada nam o próbie udaremnienia ataku biologicznego na Londyn. Służby specjalne są infiltrowane przez potencjalnych zamachowców, a spisek może udaremnić tylko agentka z ciężką przeszłością.

Wygląda na to, że w filmie „Tożsamość zdrajcy” wszystko się zgadza. Opinia publiczna, która niedawno żyła wstrząsającymi zamachami w Manchesterze, Paryżu, czy ataku na londyńskim Tower Bridge powinna taki film chłonąć ile wlezie.

Alice Racine (niezła, ale tylko niezła Noomi Rapace) dręczą wyrzuty sumienia po ataku w Paryżu, za który w swoim mniemaniu jest odpowiedzialna. Gdy jednak pojawia się zagrożenie w stolicy Zjednoczonego Królestwa, ruszy na ratunek i spróbuje swych sił w walce zarówno z islamskimi ekstremistami, jak i zdrajcami, którzy infiltrują organizacje, którym powinna ufać. Wobec splotu niefortunnych zdarzeń, Alice zostaje uznana za groźnego zbiega. Tylko ona może jednak uratować miasto. Na jej drodze staje tajemniczy Jack Alcott (Orlando Bloom). Czy może mu zaufać?

Nie ma w tym filmie konkretnej dysputy na temat przyczyn moralnych działań zamachowców. Michael Apted nie będzie tutaj szukał filozoficznych dygresji. W zamian za to dostajemy sensacyjne widowisko, które z czasem będzie jedynie przyśpieszać. Całe to natężenie strzelanin, serii walk na pięści i nogi rodem z kina klasy „B” ze Stevenem Seagalem byłoby naprawdę zacne, gdyby reżyser oraz debiutujący scenarzysta Peter O’Brien nie próbowali tego pogmatwać. Niestety kolejne intrygi są coraz to głupsze, a bohaterowie wychodzą na totalnych osłów, którzy nie potrafią odróżnić przyjaciela od wroga. Dostaje się tutaj również CIA, które kompletnie nie potrafi sobie poradzić w sytuacji zagrożenia. Jak to wszystko zbierzemy do kupy, film serwuje nam zagadki, które nie są zbyt trudne do rozszyfrowania dla przeciętnego widza, a dla głównych bohaterów już tak. „Tożsamość zdrajcy” próbuje w kilku scenach być ponad przeciętnym kinem szpiegowskim, a niestety z minuty na minuty robi się coraz zabawniejsze, szczególnie gdy na siłę próbuje być obrazem politycznie poprawnym. Nie żebyśmy wcześniej do tego nie przywykli.

Recenzja powstała przy współpracy z siecią kin Cinema City

Recenzja powstała przy współpracy z siecią kin Cinema City

„Tożsamość zdrajcy” – kino dla garstki

To nie jest tak, że tego filmu nie warto zobaczyć. Gwiazdorska obsada – Noomi Rapace, Orlando Bloom, Toni Collette, John Malkovich i Michael Douglas robi robotę, choć trzeba tu od razu zaznaczyć, że ci dwaj ostatni nie dostali odpowiedniego pola manewru. Malkovich robi co może, sypie dowcipami, jest to arogancki, butny, dający się lubić ważniak z CIA. Postać Blooma może niektórym przypominać jego kreację w „Zulu” z 2013 roku, ale wówczas dał z siebie dużo więcej.

Jeśli zatem lubicie kino akcji, na którym wasze komórki mózgowe nie zostaną zmuszone do jakiegoś szczególnego wysiłku, wybierzcie się do kina. Klasyczne schematy z filmów sensacyjnych, które znajdują się w „Tożsamości zdrajcy” widzieliście już niejednokrotnie, ale w końcu nie ma nic złego w starym, dobrym schemacie o nazwie „wyklęta przez wszystkich, mierząca się z całym złem”. Z kolei jeżeli ktoś oczekuje, że po wyjściu z kinowej sali zapamięta najnowsze dzieło Apteda na następne kilka miesięcy, to raczej srodze się zawiedzie.

Ocena autora – 6/10

„Tożsamość zdrajcy” i wiele innych hitów w toruńskich kinach Cinema-City, zobacz repertuar na https://www.cinema-city.pl/

Chcesz być na bieżąco z eventami, które odbywają się w Cinema-City? Zapraszamy do polubienia strony kina na  Facebooku oraz Instagramie