Prezydent Bronisław Komorowski odwiedził Toruń. Wizyta ta spowodowała, że nasze miasto na finiszu kampanii wyborczej znalazło się na ustach całej Polski.

Ale po kolei. Spotkanie z prezydentem, wiec czy jakby tego jeszcze nie nazwać rozpoczął się około godziny 11. Licznie zgromadzili się działacze lokalni partii rządzącej na czele z marszałkiem województwa Piotrem Całbeckim, posłem Tomaszem Lenzem i europosłem Tadeuszem Zwiefką.

Byli też przedstawiciele Kongresu Nowej Prawicy, Obozu Narodowo-Radykalnego. Bardzo dobrze, była możliwość wyrażenia nie tylko poparcia, ale i poglądów. Zacznijmy od tego pierwszego. Poparcia prezydentowi udzielili szef Od Nowy Maurycy Męczekalski, żużlowcy Adrian Miedziński i Paweł Przedpełski.

Poglądy manifestowane były różnorako: okrzykami, tymi lakonicznymi („Andrzej Duda”, „Bronek Komorowski”), ale i bardziej rozbudowanymi („Znajdź ze pracę, weź se kredyt”). Były też próby transferowania tych poglądów poprzez namawianie znajomych do poparcia prezydenta, smsami, telefonicznie.

Poglądy były też jednak manifestowane bardziej radykalnie. 34-latek służący jako wolontariusz podczas wizyty prezydenckiej, ubrany w koszulkę „Bronisław Komorowski”, tymczasowo zamieszkały w Toruniu, podarł planszę z napisałem „Głosuję na Bronisława Komorowskiego”. Krzyczał przy tym: „WSI, Pro Civili! Czytajcie książki Sumlińskiego!”. Niewtajemniczony obcokrajowiec byłby pod wrażeniem. Na wiecu politycznym nie dość, że czytana jest preambuła Konstytucji, to i ktoś głośno, głośniej od prezydenta, namawia do czytania książek.

Niestety, my wszyscy jesteśmy wtajemniczeni w sytuację. Jeden kandydat reprezentuje zupełnie inne spojrzenie na Polskę od drugiego. Nie dochodzę tutaj, który ma lepszą wizję przyszłości kraju. Naturalnym jest, że i jeden, i drugi próbuje przekonać do siebie wyborców. I ludzie są przekonani i próbują przekonać innych. Smutnym jest tylko i aż to w jaki sposób próbują innych przekonać. Cały incydent z 34-letnim mężczyzną, co śmieszniejsze, jest tutaj najmniej naganny.

Bardziej kłuje w oczy spalenie plakatu jednego z kandydatów, dzielenie się na obrońców wolności i jej przeciwników. Nie wnikając w polityczne spory, głosowanie na innego kandydata niż my nie znaczy, że jesteśmy przeciwnikami wolności. A tak niestety twierdzą zwolennicy obydwu kandydatów. Nawet nasz, toruński piernik został wykorzystany jako narzędzie walki politycznej. Dowodem słowa posła Tomasza Lenza:

Dajemy twardego piernika, z Torunia, żeby nikt nigdy nas nie zgryzł. Przeciwnik jest może buńczuczny, ale my jesteśmy twardzi.

Sam spotkałem się z jeszcze jedną formą sprzeciwu. Tym razem wobec niewątpliwie już sławnego na całą Polskę 34-latka. Na niebieskiej tablicy przeczytałem postulat o ukaraniu więzieniem zakłócającego spotkanie człowieka. Rzekomo próbującego użyć przemocy fizycznej wobec prezydenta. Jeśli tak było, pełna zgoda. Nie zaobserwowałem tego jednak na filmikach z całego wydarzenia. Bo na całe szczęście nie byłem bezpośrednim uczestnikiem tych wydarzeń. Po prostu nie chciałbym być świadkiem wyprowadzania ludzi z terenu spotkania wyborczego czy palenia czyichś podobizn.

W tej psychozie walki politycznej doszło do podziału Polski, mentalnego podziału Polski, idącej za dwoma partiami. Podziału męczącego, bo nie przez przypadek ponad 50 % społeczeństwa nie odczuwa wyraźnej potrzeby, żeby mieć wpływ na to, co się dzieje w kraju, nie idąc na wybory. Niebezpiecznego, bo dziś palona jest podobizna, kiedy indziej palone może być coś zupełnie innego. Podziału antagonizującego, bo niech podniesie rękę ten, który nie spotkał się z agresją wśród popierających tego i tego drugiego też. Podziału nieprowadzącego praktycznie do wyciągnięcia żadnych konstruktywnych wniosków na temat racji drugiej strony. Podziału z drugiej strony śmiesznego, bo jak tu nie śmiać się ze stronniczości i bezkrytycznego niemalże poparcia ze strony większości wielkich mediów.

I właśnie nie chcąc narażać się na śmieszność. Starając się nie brzmieć jak treść manifestu, chcę tylko powiedzieć: słuchajmy siebie, przyjmijmy, że rację może mieć też druga strona, mimo że mamy zupełnie odmienne zdanie. Bo nie chcemy być, my młodzi (mentalnie) zmęczeni, smutni, niebezpieczni, agresywni i śmieszni. Chociaż jeśli mam wybierać, to wolę być śmieszny, nawet pisząc te słowa niż być częścią tego podziału mentalnego, który wyrósł zapewne jeszcze z poprzedniego systemu. Tylko jest jeszcze bardziej podstępny, bo dzieli na „my” i „oni” NAS w wolnym (choć niewolnym od wad), demokratycznym społeczeństwie.

[Fot. screen z filmu na You Tube]