Tazosowy szał, każdy z nas ich pięćset miał! Trudno logicznie wytłumaczyć fenomen kartonowych lub plastikowych żetonów z rozmaitymi wzorami, sprzedawanych w latach 90. jako dodatek do chipsów i chrupek. Chociaż tak naprawdę bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że dla większości dzieciaków to chipsy były dodatkiem do kolorowych krążków…

Tazosy (liczba pojedyncza – tazo) pochodzą z… Hawajów. Co ciekawe, są w prostej linii potomkami kartonowych kapsli z mleka, które służyły dzieciom do ustawiania wież. Były one następnie zbijane cięższymi kapslami. W 1991 roku dzięki nauczycielce z wyspy Oahu, Blossom Gaibiso, Hawaje ponownie oszalały na punkcie tej gry – tym razem do zabawy służyły kapsle od napoju POG. Krążki nazwano pogs, a moda przeniosła się do innych części USA, gdzie w formie promocyjnych gadżetów produkowały je rozmaite firmy, m.in. Pepsi. Po raz pierwszy jako dodatkowa atrakcja dołączona do chipsów pojawiły się w Meksyku. Firma Sabritas, oddział Frito-Lay (producent Lay’sów i Cheetosów) umieszczała w paczkach plastikowe krążki z bohaterami kreskówek Looney Tunes, z królikiem Bugsem na czele. Meksykańskie żetony zyskały własną nazwę – tazo. Olbrzymie zainteresowanie tazosami w kraju Azteków sprawiło, że nieuchronnie musiały podbić także nasz kontynent. Najpierw Hiszpanię, potem Wielką Brytanię, a następnie oczywiście Polskę.

Jedną z pierwszych serii tazosów, które podbiły nasz kraj, była ta związana z wprowadzoną na ekrany w 1997 roku edycją specjalną trylogii filmowej George’a Lucasa Gwiezdne wojny. W paczkach chipsów firmy Frito-Lay, czyli Lay’s, Ruffles (ich współczesnym odpowiednikiem są Lay’s Karbowane) i Cheetos, a także, o czym często się dziś zapomina, w opakowaniach ciastek Delicje firmy Wedel, można było znaleźć 50 okrągłych plastikowych żetonów z nadrukowanymi kadrami z trzech filmów lucasowskiej trylogii – po 13 na każdą część plus 11 przedstawiających dodatkowe ujęcia wprowadzone w nowej edycji z 1997 roku. Krążki miały nacięcia po bokach, dzięki którym można było je łączyć ze sobą, tworząc odlotowe konstrukcje. Reklamy telewizyjne zachęcały do ich konstruowania słowami „Zbuduj własną galaktykę”. Żetony można było zbierać w specjalnym klaserze, z którego można było również poznać uproszczoną fabułę gwiezdnej trylogii.

Tazosy podbiły serca dzieciaków, które siały spustoszenie w sklepach spożywczych. Wówczas producenci nie wpadli na pomysł, by umieszczać w każdej paczce żetony, co skutkowało tabunami dzieciaków (i rodziców) „macających” opakowania chipsów w poszukiwania plastikowego krążka. Ku rozpaczy sprzedawców – zmaltretowana paczka z pokruszonymi chipsami mogła zanęcić tylko najbardziej wygłodniałego klienta, bo oczywiste było, że nie znajduje się w niej żaden z obiektów małoletniego pożądania…

W ślad za Frito-Lay podążyli oczywiście także inni producenci chipsów. Najbardziej pamiętnymi konkurentami żetonów z Gwiezdnych wojen były krążki z nadrukowanymi rysunkami zwierząt, a następnie flag państw Europy, które można było znaleźć w opakowaniach produktów polskiej firmy Star Foods – chipsów Star Chips oraz chrupek Snacks, których każdy smak miał osobną nazwę (mało oryginalne, trzeba przyznać – Pizza Snacks, Cheese Snacks, Peanut Snacks i inne). Polskie żetony były tekturowe i łatwo się zginały, nie miały też nadruków z bohaterami uwielbianych filmów – ale cieszyły się równie wielką popularnością. Na odwrocie widniał napis „Szukaj żetonu z nominałem”, ale czy ktoś kiedykolwiek znalazł taki żeton? Oto jedna z wielkich tajemnic dzieciństwa… Pewną osłodą dla rodziców, zmuszanych przez pociechy do kupowania niezbyt zdrowych przysmaków były walory edukacyjne żetonów. Wizerunkom zwierząt (wśród nich m.in. skunks, żaglica, wieprz, muł i płetwal błękitny) towarzyszyły dane dotyczące ich szybkości, długości życia i wagi. Umożliwiało to grę z użyciem żetonów, nieco na zasadzie karcianej wojny. Gracze umawiali się na kategorię gry. Przykładowo, jeśli zdecydowali się na wagę, to słoń pokonywał ważkę, a jeśli na szybkość, to gepard pokonywał żółwia. Zwycięzca zabierał żetony pokonanego (oczywiście nie na zawsze ;), dopóki w rękach przeciwników nie został żaden żeton. Podobną rozrywkę oferowały żetony z flagami państw – można było z nich poznać powierzchnię, ludność i wysokość najwyższego szczytu. Żetony z flagami miały swoją drugą edycję, już z państwami pozaeuropejskimi (m.in. Barbados, Wenezuela, Syria i Etiopia). Edukacyjną „misję” chipsów kontynuowała seria kart z zagadkami pod hasłem Tyle wiesz, ile zjesz. Po nich przyszło już coś – teoretycznie – bardziej wypasionego, czyli w 1997 roku nieco większe od „flagowych” krążki z bohaterami bajki Disneya Herkules, a w 1999 roku z postaciami z filmu Tarzan. Ale to już nie było to…

Jednak to właśnie dzięki kreskówkowym bohaterom tazosy przeżyły swoje apogeum. Miało ono miejsce nieco później, w 2000 i 2001 roku. Żetony firmy Frito-Lay promowały japoński serial animowany (emitowany w Polsacie) i grę na GameBoy Pokémon. 50 żetonów z wizerunkami „kieszonkowych potworów” stały się obiektem pożądania nawet tych dzieci, które… nie oglądały bajki! Zachęcano do używania pokemonów do gry w zbijanie żetonowych wież, dokładnie tak, jak u hawajskich źródeł fenomenu, ale pokemon tazosy (reklamowane hasłem Złap je wszystkie!) przede wszystkim pełniły rolę dziecięcej waluty.. Podczas szkolnych przerw dzieciaki wymieniały się i handlowały żetonami, niejednokrotnie dochodziło do bójek i zatargów na tle nieuczciwej wymiany czy wręcz kradzieży. Szaleństwo na punkcie tazosów ogarnęło rozmiary gigantyczne, nie przypadkiem media mówiły o pokemanii. Tazosom towarzyszyła oczywiście cała masa pokemonowych gadżetów różnych typów, ale to właśnie żetony z chipsów najsilniej zapadły w pamięć i zapisały się jako ogólnokrajowy popkulturowy fenomen. Firma Frito-Lay eksploatowała Pokemony jak dojną krowę, wypuszczając kilka serii z wizerunkami coraz to nowych stworków. Ale rzecz jasna koniunktura nie mogła trwać wiecznie. Zmierzch popularności Pokemonów oznaczał także zmierzch szaleństwa tazosów. W chipsach można znaleźć było gadżety promujące inne seriale anime, np. Beyblade i Yu-Gi-Oh! (z pamiętnym sarkofagiem do zbierania żetonów), ale trudno porównywać to było do pokemanii.

Na przełomie lat 90. XX i pierwszej dekady XXI wieku chyba każdy producent słonych przysmaków umieszczał w swoich wyrobach rozmaite gadżety. W paczkach chipsów Chio można było znaleźć na przykład naklejki z dinozaurami, a w Cheetosach pomysłowe obrazki z gepardem Chesterem. Żetonami promowały się także produkty z innych branż spożywczych – na przykład do lizaków Chupa-Chups dołączano kapsle zwane dunkin cap, a także żetony z wizerunkami bohaterów kultowej animacji Kosmiczny mecz.

Wolę nawet nie myśleć o tym, jaką fortunę musiało kosztować moich rodziców moje tazosowe hobby. W poszukiwaniu kolorowych kółeczek przejadłem pewnie tony niezdrowych chipsów i chrupek, co skończyło się tym, że do dziś ziemniaczane przysmaki stanowią mój nałóg. A jednak, jak sądzę, dla większości z nas tazosy pozostają jednym z najfajniejszych wspomnień dzieciństwa. Dzięki żetonom Frito-Lay stałem się fanem sagi Gwiezdnych wojen, a krążki z rysunkami kolorowych flag bez wątpienia miały ogromny wpływ na zaszczepienie we mnie zainteresowania geografią i różnymi zakątkami świata. Do dnia dzisiejszego trzymam swoje tazosy z tych serii praktycznie pod ręką. W pudełeczku i klaserze zamkniętych jest tyle wspomnień z dzieciństwa… Ach, gdyby tazosy z tamtych lat jeszcze raz powróciły do paczek! Pewnie kupowałbym te okropne, tłuste chipsiory z takim samym zapałem jak dawniej…

[opracowane na podstawie książki Bartka Koziczyńskiego 333 popkultowe rzeczy… lata 90., wydawnictwo Vesper, Poznań 2011.]

PS. Masz w domu niepotrzebne żetony z flagami? Autor poszukuje żetonów Estonia, Rosja, Malta, Macedonia, Serbia, Chorwacja, Ukraina, Mołdawia, Belgia, Austria, Białoruś, Albania, Islandia Monako, Słowacja. Cena do uzgodnienia ;) Kontakt: maciejkoprowicz92@gmail.com