-Zapraszamy do klubu ze striptizem!

Przepraszam, ale jestem umówiony/mam dziewczynę/jestem gejem/jestem biednym studentem/może po wypłacie?

Zawsze próbowało się obchodzić je naokoło, by się nie chciało im za nami ganiać. Jeśli się szło większą grupą, najlepiej było się rozdzielić, bo wszystkich przecież nie zgarnie, gdy każdy pójdzie niby to sam. Jednak nie zawsze slalomy giganty po Szerokiej i inne tego typu zabiegi okazywały się skuteczne. Czasem jednak wpadało się w łapy słodkiego wampira z parasolem.

Na ile sposobów udało Wam się już odmówić ślicznej pani, zapraszającej do najdroższego klubu w mieście? Wymyślanie uprzejmych, a jednocześnie dobitnych odpowiedzi, które miały skutecznie nie dać złudzeń panience – że jednak nie macie ochoty dać się poprowadzić do jaskini przyjemności – było pewnym intelektualnym wyzwaniem! Zawsze starałem się czynić to jak najbardziej kurtuazyjnie, aby jednak nie urazić nagabującej mnie dziewczyny – grzeczniutko, z najmilszym z moich nielicznych uśmiechów, no i z jakąś przekonującą wymówką. Jeden z moich kolegów w sytuacjach, kiedy szliśmy akurat we dwóch po starówce, z typowym dla siebie, złośliwym poczuciem humoru z lubością rzucał: ale my jesteśmy gejami. Moim ulubionym wykrętem było: nie mam pieniędzy, może po wypłacie. Dziewczyna przyjmowała to zawsze ze zrozumieniem, cały czas czarując uroczym uśmiechem. Prawie każdy facet starał się uniknąć tego typu spotkań, ale jednak było w nich coś, co dawało pewną wstydliwą przyjemność. Mało która kobieta w moim życiu przekazała mi tyle ciepła, serdeczności i uśmiechu co parasolniczki z Szerokiej. Z bolesną świadomością, że te uśmiechy przeznaczone były do naszych portfeli, nie dla nas samych – ale przypominały nam, że jednak jesteśmy mężczyznami. No, ale teraz nawet tego już nie ma.

There’s a place called Cocomo
That’s where you wanna go to get away from it all

Niestety, już nie – słowa starego przeboju The Beach Boys się dramatycznie zdezaktualizowały. W Toruniu nie ma już magicznego miejsca, które przyciągało wszystkich panów, chcących się oderwać od „tego wszystkiego”. Gdy żona cię nudzi, teściowa marudzi, dzieciaki męczą, a przełożeni dręczą – wiedziałeś, że jest jedna oaza. Jeśli kolejny miesiąc kończyłeś pod kreską, z pięcioma kredytami na głowie – tam mogłeś poczuć się jak burżuj, pan i władca, zamawiając napoje z najwyższej półki, nie licząc się z hajsem. Jeśli poprzedniego wieczoru nie stanąłeś na wysokości zadania, albo twoją kobietę bolała głowa – tam mogłeś poczuć się jak prawdziwy heros-maczo-mężczyzna, który nawet nie musi zadawać sobie trudu podrywania pięknych kobiet. Same bowiem przysiadały się, zagadywały, siadały na kolanach, głaskały po buzi. No i na każde twoje żądanie zrzucały garderobę… Raj! To nic, że wychodząc z lokalu goły zostawałeś już tylko ty, ze znacznym spustoszeniem w portfelu/na karcie (jeśli byłeś rozsądny, to przynajmniej tylko w portfelu). A chociaż cały wieczór byłeś samcem alfa, to przy porannej toalecie spoglądałeś w swoją prawdziwą twarz. Nie był to ryczący lew z loga MGM – zostawał wyliniały kocur, który tylko płacąc ciężki hajs mógł liczyć na pogawędkę z ociekającą seksualną energią, młodą dziewczyną, na dodatek – pogawędkę w samej bieliźnie (znaczy dziewczyna była w bieliźnie, nie ty). I na dłuższą metę czujesz się gorzej niż przed wyjściem do przybytku przyjemności.

Ale nie martwcie się panowie. Z ogłoszenia na stronie sieci Cocomo, które tak zelektryzowało wszystkich, wynika, że działalności zaprzestaje tylko MARKA Cocomo. Aż się chce zacytować inny numer Beach Boysów: Don’t worry baby, everything will turn out alright. Jestem zatem przekonany, że nasz ulubiony klub w Toruniu jeszcze powróci, tak jak i powrócą anielice-kusicielki z parasolami. Pod innym szyldem (może „Gotyk Na Dotyk”?), może nawet z innym kolorem parasoli – ale ten słodko-gorzki koktajl nadal będzie nas nęcił. Nas, bitch boys.

[fot. Wojciech Leszczyński]