Dzisiaj rano już nie wytrzymałem. Nerwy puściły. Padło wiele niepotrzebnych słów. Mogłem już tylko wyć z rozpaczy i bezsilności. Wiedziałem, że nie mogę już tego ciągnąć dłużej. Nie mógłbym się dusić w tym toksycznym związku, który nie daje mi już żadnej radości. Za to cały czas rodzi poczucie frustracji, wstydu i upokorzenia.

Znamy się od czasów, gdy byłem dzieckiem. Co mnie w niej zafascynowało, że postanowiłem się z nią związać? Dziś zupełnie nie mam pojęcia. Już wtedy była szarą myszką, nieszczególnej urody, niczym się tak naprawdę nie wyróżniającą. A jednak było w niej coś pociągającego, coś, co kazało mi z zainteresowaniem śledzić wszystko na jej temat. Wiedziałem, że gdzieś indziej są piękniejsze, bardziej interesujące, ze znacznie większym talentem, szykiem i klasą. Ale ona była zawsze tak blisko mnie, że ten związek zrodził się niejako naturalnie. Szybko jednak okazało się, że miłość do niej nie będzie usłana różami. Że to uczucie to tak naprawdę ciężki krzyż do dźwigania.

Mieliśmy razem kilka wspaniałych momentów. Kiedy chciało się ją kochać z całej siły! Parma, Gelsenkirchen, Manchester, Turyn, Kijów, Oslo, Chorzów – te miejsca znaczą momenty naszego największego szczęścia. Kiedy kochałem ją z całej siły i uważałem ją za najpiękniejszą na świecie! Ale znacznie częściej jednak nasz związek wypełniony był rozczarowaniami. Kiedy przynosiła mi taki wstyd, że wolałem udawać, że jej nie znam.

Tak, dobrze się domyślacie – moją wieloletnią wybranką była polska piłka nożna. Z rutyny, przyzwyczajenia, siłą rozpędu, nie wiem, tkwiłem przy niej od kilkunastu lat. Powyższe triumfy boiskowe to jednak kropla w morzu porażek, nie tylko zresztą na zielonej murawie. Zwycięstwa w pucharach europejskich nad drużynami z Premier League, Bundesligi i Serie A, ale i klęski z zespołami z Estonii, Azerbejdżanu, Kazachstanu czy… właściwie każdego kraju Europy. Mecz XXI wieku z Portugalią w Chorzowie, ale też mecz z Irlandią Północną i podaniem Żewłaka wprost do bramki Borubara. Cudownie zorganizowane Euro 2012, ale i kibice pływający w Basenie Narodowym. Nadwiślańskie calciopoli, gdy okazało się, że połowa klubów handluje wynikami meczów jak pyrami na targu. No i chuligaństwo, na stadionach cudzych i rodzimych w wykonaniu hołoty z trybun (lecz oczywiście znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że tacy ludzie ginęli w powstaniu).

Nie powiem, że przymykałem oko na to wszystko, bo z wściekłością to wszystko obserwowałem i wypunktowywałem. Jednak mimo to wybaczałem. Zawsze wybaczałem i wracałem, dając za każdym razem drugą szansę. Ale dzisiaj drugiej szansy nie będzie. Głupota, ignorancja i nieudolność polskiego futbolu sięgnęły zenitu w wykonaniu działaczy Legii Warszawa. Polska to jedyny kraj, który przegrywa, nawet gdy wygrywa – ten obrazek już obiegł internet, i nawet nie potrafię się z niego śmiać. Jeśli nie znacie sprawy – wpiszcie sobie w google „legia celtic” i poczytajcie, ja nie mam siły o tym pisać. Nie mam siły pisać, czytać, oglądać czegokolwiek o polskiej piłce nożnej. Nie mam zamiaru tego robić przez najbliższe… przez najbliższą resztę życia. Oficjalnie ogłaszam koniec mojego związku z polskim futbolem. Już w moim sercu nie ma dla niego żadnego uczucia. Polska piłka z twarzą Wawrzyniaka, fryzurą Ostrowskiej, brzuchem Boruca i dupą Koseckiego – w pełni dostrzegam teraz całą jej brzydotę i chce mi się puszczać egzystencjalnego pawia na jej widok. Status związku zmienia się z „to skomplikowane” na wolny.

[fot. Rubber Dragon/Wikimedia Commons]