Dwa dni temu, w środę, ruszyła rejestracja na wykłady ogólnouniwersyteckie. Niby zwykła rzecz, a jak bardzo… nie cieszy.

Czas wrześniowy, czas rejestracji. Na WF-y, na lektoraty, na zwykłe i te trochę mniej zwyczajne zajęcia też. A wśród nich wykłady ogólnouniwersyteckie. W terminarzu studenta: czas na czytanie lektur, spanie, przeglądanie facebooka (oczywiście ganimy jak najbardziej stanowczo) i układanie sobie czasu po tychże wykładach.

Właśnie, a propos czasu. Zdaniem zarządców USOSA rodem z UMK nie można go mieć, a już tym bardziej wolnego i, broń Boże, z dala od komputera. Bo zaskoczy rejestracja, jej termin OGŁASZANY na parę godzin przed jej startem. Na ile dokładnie, nie wiem, ośmieliłem się mieć „życie” z dala od Internetu w tym czasie. Z tego co „ludzie mówili”, informacja z terminem zapisów pojawiła się po synchronizacji USOSA po godzinie 18. Zatem maksymalnie 3 godziny przed „godziną startego F5”.

I chociaż padały głosy, że uczelnia przeszła samą siebie, to myślę, że sytuacja taka powtarza się często. Patrz: plany zajęć podane na ostatnią chwilę (przyznaję, mój pojawił się w tym roku wcześniej), zmiany godzin rejestracji. O przeciążeniu serwera i czekaniu na jego odblokowanie nie wspominam. Zawodność techniki – ludzka rzecz…

Mógłbym napisać za pomocą metafor, układając (nie) piękną bajkę o Uniwersyteckim Systemie Obsługi Studiów, ale dosłowność sytuacji kłuje w oczy. Te wpatrzone w ekran monitora w poszukiwaniu zielonego koszyka przedmiotu, który: pasuje nam do planu, jest po polsku, jest ciekawy i w dodatku przypada na interesujący nas, zbliżający się semestr a także ma odpowiednią ilość punktów ECTS. Zapomniałbym, zaliczenie jego jest stosunkowo proste( czyt. samo tylko chodzenie na wykłady).

Ale studencie, przygotuj się, że prawie wszystkie ciekawe wykłady po polsku „rozejdą” się w pierwszych minutach rejestracji.Ba, nawet te mniej ciekawe i z dość trudnym zaliczeniem będą szybko niedostępne.

Ciekawe wykłady, ktoś na nich był, ktoś słyszał, ale czy był? Owszem, ja byłem, raz jeden, o filmie. Ale nie spotkałem sie nigdy wcześniej ani później z ciekawym „ogunem”. Może przesadzam, ale obstawiam, że większość studentów podziela moje zdanie, niestety. Zapewne dlatego powstał fanpage „Nie dla wykładów ogólnouniwersyteckich na UMK”

W momencie publikacji tekstu 436 lajków. Autorom fanpage’a zapewne nie przeszkadzałby fakt literówek w nazwach wykładów, i takie się zdarzają, gdyby tylko były one choć trochę bardziej interesujące. Bo interesują one głównie prowadzących je wykładowców, a chyba można byłoby to trochę bardziej pogodzić przy pomocy jakichś odgórnych wskazówek.

Nawet gdyby tematy wykładów zainteresowały szersze grono studentów, to są one często w języku angielskim.„Ok”, rozumiem, ale czemu występują one w takiej ilości. Zaraz wrócę z USOSA i Wam powiem… 58 spośród 103 zajęć wymienionych na liście  wykładów ogólnouniwersyteckich ( bo są tam też konwersatoria) na zbliżający się semestr zimowy  jest w innym języku niż polski, zazwyczaj po angielsku. Zgaduję, że są one lepiej płatne dla wykładowców, bo odpowiedzi w  Internecie, do którego z nim obcowania zachęca mnie uczelnia przy okazji rejestracji, nie znalazłem. Za to znalazłem, już na USOSIE, że 9 wykładów obcojęzycznych cieszy się ZEROWYM zainteresowaniem. Niewiele lepiej jest z innymi.

Jaki jest sens tego wszystkiego?

Z tym pytaniem zostawiam władze uczelni i administratorów toruńskiego USOSA. Odpowiedzi nie czekam, idę sprawdzić czy jakieś koszyczki zaświeciły się na zielono.