Puchar Polski koszykarek to impreza na tyle nieatrakcyjna, że we wczorajszym meczu obie drużyny nie chciały wygrać. W końcu jednej się to nie udało.

Mecz pomiędzy Energą Toruń a Wilkami Morskimi Szczecin nie należał do tych stojących na wysokim poziomie. Pojawiły się także zawodniczki nie grające zazwyczaj w meczach ligowych, zarówno w toruńskiej jak i szczecińskiej drużynie.

Większość meczu prowadziły szczecinianki. Dopiero w czwartej kwarcie gospodynie odrobiły 11 punktów straty.

Prawdziwa parodia gry nastąpiła w dogrywkach. Potrzebnych ich było aż dwóch, ażeby rozstrzygnąć kto zagra w Final Four Pucharu Polski i dołączy do Wisły Can Pack Kraków, CCC Polkowice i Basketu ROW Rybnik. Wtedy też zaczęły się faule po obu stronach w zupełnie niegroźnych sytuacjach i nieudolne rzuty osobiste.

Ewidentnie obie drużyny nie dążyły do zwycięstwa. Najlepszym tego przykładem był faul popełniony na rozgrywającej Energi Weronice Idczak na samym końcu pierwszej dogrywki. Idczak zrewanżowała się dwukrotnym umyślnym rzutem piłki o tablicę. Sztuka przegrania meczu, bo tak to trzeba w tym wypadku nazwać, nie udała się w końcu zawodniczkom ze Szczecina.

Nasuwa się pytanie czy rzeczywiście warto było doprowadzić do tego meczu, skoro uznano, że lepiej w tym meczu po prostu przegrać. W ten sposób nie dostać się do Final Four Pucharu Polski organizowanego nie tak daleko, bo w Koninie, i zaoszczędzić trochę pieniędzy. Wydaje się jednak, że przeważyła chęć zarobienia na kibicach. Wejściówki kosztowały tyle, co na mecz ligowy, a przecież ranga zawodów, co podkreślali, choćby przy okazji tego meczu, trenerzy obu zespołów. Bardziej honorowym rozwiązaniem nie byłoby paradoksalnie oddanie meczu walkowerem albo chociaż wystawienie młodych, rezerwowych zawodniczek? Druga opcja pozwoliłaby oczywiście uniknięcia ewentualnych kar za walkower. Kibice toruńskiej koszykówki zapłacili jednak 15 zł za sportowe emocje związane z chęcią wygrania meczu przez ich drużynę, a nie za pozorowanie gry. Czy dostaną z powrotem te pieniądze?

Z tymi pytaniami, mniej lub bardziej retorycznymi, zostawmy kierownictwo toruńskiego klubu i same zawodniczki (zwłaszcza te bardziej doświadczone), by uniknąć ostrzejszych komentarzy z naszej strony. Tych ze strony kibiców, choć i oni są w pewnym stopniu podzieleni, lepiej nie powtarzać. Jednym z bardziej cenzuralnych wyrażeń na określenie tego było: „chamstwo”. I na tym poprzestańmy.

[Fot. fanpage Energa Toruń]