Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/server396623/ftp/migracja/s10.zenbox.pl/domains/spodkopca.pl/public_html/index.php:1) in /home/server396623/ftp/migracja/s10.zenbox.pl/domains/spodkopca.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-user-avatar/src/lib/wp_session/class-wp-session.php on line 139

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /home/server396623/ftp/migracja/s10.zenbox.pl/domains/spodkopca.pl/public_html/index.php:1) in /home/server396623/ftp/migracja/s10.zenbox.pl/domains/spodkopca.pl/public_html/wp-includes/feed-rss2.php on line 8
lata 90. – SpodKopca.pl https://spodkopca.pl Fri, 02 Oct 2015 23:20:32 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.8.9 Tydzień z latami 90. #6: Gry naszego dzieciństwa https://spodkopca.pl/tydzien-z-latami-90-6-gry-naszego-dziecinstwa/ https://spodkopca.pl/tydzien-z-latami-90-6-gry-naszego-dziecinstwa/#respond Sun, 14 Jun 2015 10:48:52 +0000 https://spodkopca.pl/?p=12413

Nie wiem jak wy, ale ja wspominam swoje dzieciństwo jako bardzo bogaty okres. Gdy patrzę teraz na dzieciaki w wieku kilku lat, małolaty, które z wściubionymi nosami w tablety, smart fony, nie widzą świata poza kilkucalowym ekranem, z nostalgią wspominam okres swojej adolescencji. A przecież nie różniliśmy się od nich tak bardzo, prawda? Bo oczywiście, biegaliśmy za piłką czy zbieraliśmy tazosy, ale komputery czy konsole nadal barwnie wypełniały nam czas wolny.

I chociaż wspomnień z dzieciństwa mamy co nie miara, zawsze gdy w gronie znajomych wraca temat gier z lat 90., atmosfera jakoś ożywa, a każdy z wypiekami na twarzy wspomina emocje jakie panowały przed ekranem. Redakcyjne koleżanki i koledzy zainspirowali mnie do tego typu wspomnień, przywołam zatem kilka gier – czy to na konsole, czy na komputer – które sam zapamiętałem z dzieciństwa.

Pikseloza i układanie klocków

Przyznam szczerze, że konsolę, potocznie zwaną Pegasusem, pamiętam jak przez mgłę. Przypominam sobie jednak gry o archaicznej grafice (która szczerze nikomu wtedy nie przeszkadzała), wyjątkowo proste sterowanie (właściwie tylko kilka klawiszy!) i możliwość gry w dwie osoby. To ostatnie wydaje mi się teraz szczególnie istotne – grałem zawsze z bratem, prawie nigdy sam. Stąd jak wcielaliśmy się w komandosów w Contrze, jak kierowaliśmy przygodami wojowniczych żółwi ninja w Teenage Mutant Ninja Turtles, czy jak jeździliśmy czołgami w Tank City, zawsze na podzielonym ekranie. Ale to dobrze, bo emocje były podwójne.

Contra

Zdecydowanie lepiej pamiętam za to swoją pierwszą przenośną konsolę. Zwano ją różnie, ja sam nazywałem ją „klockami”. Podłużna, z charakterystycznym wybrzuszeniem na środku, małym ekranikiem (który jeszcze i tak był zwężony) i kilkoma przyciskami. A wszystko to jaskrawych, tandetnych kolorach. Gier było tylko kilka na krzyż – klasyczny tetris (stąd układanie klocków), wyścigi, przeprawianie żaby na drugą stronę, czołgi, itd. Teraz brzmi jak najgorszy szajs – wtedy to był szczyt luksusu i podstawowe wyposażenie podczas podróży. Ale najważniejsze, że sprawiało ogrom frajdy.

Brick_Game

Kradzież aut i herosi

Jednak więcej czasu spędziłem, nie przed konsolami, a właśnie na komputerze. Sam system operacyjny, instalowanie gier i wszystkie inne magiczne zaklęcia po angielsku w stylu „setap.exe”, zdawały się nie mieć wtedy znaczenia. Nawet sam fakt, że dużą ilość gier przechodziło się kompletnie „na czuja” także zdawał się być błahy – wtedy niemal wszystko zachwycało i wciągało na długie godziny.

I przyznam, że gdy myślę o tym w jakie gry zdarzyło mi się grywać w latach 90. na komputerze, z przerażeniem stwierdzam, że pośród gier strategicznych czy ekonomicznych, znalazł się tytuł, w który pogrywałem namiętnie. Grand Theft Auto, bo o niej mowa, należała do gier szalenie prostych (oczywiście, gdy nie próbowało się wykonywać tzw. misji, to wymagało znajomości angielskiego). Rzut izomeryczny, proste sterowanie postacią i pokaźne miasto zapełnione ludźmi i samochodami. I chociaż zdawałem sobie sprawę, że to gra o mafii i złodziejach samochodów, jakoś nie przyjmowałem tego do siebie. Wtedy każdy samochód należał do mnie, a żaden mieszkaniec (nie mówiąc już nic o policji!) nie mógł mi nic zrobić. I jakoś później nie biłem kolegów w szkole, ani nie rzucałem stołkami. Wszyscy i tak wiedzieli, że to tylko gra.

Z końcówki lat 90. Pamiętam także kilka gier strategicznych i ekonomicznych. Prócz Rollercoster Tycoon, Simcity, czy Age of Empires, chyba najciekawsze wspomnienia łączą się dla mnie oczywiście z serią Heroes of Might and Magic. W grze wcielaliśmy się wcielaliśmy się we władcę jednego z kilku dostępnych nam fantastycznych królestw i zarządzaliśmy grupką tytułowych herosów. Rozgrywka zawsze była turowa, zatem bardzo często przed komputerem zbierało się kilka osób, siadało ściśle na krzesłach obok siebie. Atmosfera gęstniała, a przez następne kilka godzin nie rozmawiano o niczym innym, aniżeli o przyszłych inwestycjach budowlanych, gromadzeniu armii, czy walce przeciwko sobie. Aż nie przyszła pora obiadu, albo czas, by wracać do domów.

HoMM2_screenshot

Ksiażę, hydraulik i króliki

Na sam koniec pozostawiłem trzy perełki, które wspominam chyba najlepiej. Pierwszą z nich jest Prince of Persia. Kierowaliśmy w niej losami tytułowego księcia (jakoś wtedy do głowy nie przyszło mi, czemu przyszły możnowładca z egzotycznego kraju jest blondynem…), który musi uwolnić z rąk złego wezyra księżniczkę, a ma na to tylko godzinę czasu. I faktycznie! Gracz przez dosłownie 60 minut musiał przedostać się przez wszystkie niebezpieczne pułapki, pokonać hordy wrogów i… nie zginąć. Nie było wtedy możliwości zapisywania gry, więc każda porażka przepłacona była niemal łzami.

Jeśli chodzi o drugą perełkę, to miło wspominam przygody sympatycznych królików w serii Jazz Jackrabbit. Charakterystyczna, przesłodzona platformówka, szybko skradła moje młodzieńcze sympatie. Ogromne zróżnicowanie poziomów i niezwykła pomysłowość autorów – chyba to przykuło mnie na długie godziny do komputera. Nie brakowało niemego dowcipu, zagadek i kolekcjonowania klejnotów. Bo któż wtedy mógł się oprzeć, gdy w jednej chwili biegaliśmy po planszy pełnej gigantycznych marchewek, aby za chwilę biegać po nawiedzonym zamku?

Jazz_Jackrabbit_2

Ostatnią z zapowiedzianych perełek to oczywiście, a jakże by inaczej, Mario. Do tej pory nie pamiętam dokładnego nazewnictwa – to zawsze był po prostu „Mario”. Niemniej przygód sympatycznego hydraulika o włoskiej aparycji nie trzeba nikomu przedstawiać. Znał je każdy i niemal każdy posiadał egzemplarz gry na swoim komputerze. I ja zbierałem grzybki, skakałem po żółwiach i rozbijałem głową mury. A moja radość w momencie, gdy udało się przejść drugi świat? Bezcenna.

I chociaż nie uważam się za wybitnego gracza, wydaje mi się, że lata 90. bez Pegazusa, „klocków” czy Mario nie byłyby tym samym. Oczywiście, ganiało się za piłką, z kijami, skakankami, ale obok tazosów to gry elektroniczne tworzyły specyficzny koloryt naszych czasów. Czy informatyka w podstawówce byłaby tym samym, gdybyśmy wtedy nie grali w Mario albo Deluxe Ski Jumping?

 

[fot. wikimedia commons]

]]>
https://spodkopca.pl/tydzien-z-latami-90-6-gry-naszego-dziecinstwa/feed/ 0
Tydzień z latami 90. #4: „Wyjdziesz na dwór?” https://spodkopca.pl/tydzien-z-latami-90-4-wyjdziesz-na-dwor/ https://spodkopca.pl/tydzien-z-latami-90-4-wyjdziesz-na-dwor/#respond Thu, 11 Jun 2015 17:14:30 +0000 https://spodkopca.pl/?p=12291

Gra w piłkę lub kapsle, wspinaczki po drzewach – to typowo chłopięce zabawy. A jak w latach 90. wolny czas spędzały dziewczęta? Okazuje się, że równie aktywnie. Z rozwianymi włosami i radosnym błyskiem w oku stanowiły przykład zdrowego i szczęśliwego dzieciństwa. Idąc śladem redakcyjnego kolegi, ja także sięgam pamięcią do najchętniej wybieranych zabaw tamtego okresu. Zapamiętaliście którąś z nich?

Skocznie przez życie, czyli klasy, guma i skakanka

Zapach kredy na mokrym chodniku, obolałe stopy i czerwone pręgi na nogach – to pierwsze skojarzenia, które nasuwają mi się gdy wspominam czasy swoich podwórkowych zabaw. Wychodząc z domu zawsze zabierałam coś ze sobą. Przeważnie była to skakanka – przyjaciółka każdej dziewczynki i wielka zmora chłopców. Jak oni nieporadnie zaplątywali się w nią, chcąc nam udowodnić, że skaczą równie dobrze co my! A sposobów na zabawę było co niemiara. Najprostsza z nich: skoki przez wirującą skakankę. Dwie osoby kręcą, reszta skacze. Żabką, na jednej nodze, krzyżakiem – im więcej kombinacji tym trudniej. I zabawa staje się znacznie przyjemniejsza. Albo popularna gra w szczura! Tą na pewno wielu pamięta. Wytypowana osoba kręci sznurkiem po ziemi, reszta przeskakuje. Kto nie zdąży – przegrywa. Czasem jednak brakowało osób do zabawy, czasem skakanka stawała się zwyczajnie nudna… W takich chwilach dziewczynki sięgały po gumę. Jaskrawo kolorowa, niezwykle wytrzymała, stanowiła świetny sposób na spędzenie wolnego czasu. W rytm rymowanek wykonywało się coraz wymyślniejsze kombinacje skoków, z każdym kolejnym etapem guma podnosiła się coraz wyżej. Najpierw kostki, potem łydki i kolana, ostatnim etapem był chyba pas. A może było coś dalej i tylko ja nie potrafiłam tego przeskoczyć? Teraz już się tego nie dowiemy. Wśród podwórkowych zabaw pojawiały się też takie, które zaczerpnęliśmy jeszcze od swoich rodziców. Przykładem tego rodzaju gry są klasy. Narysowane pola, proste zasady – idealna opcja na gorące, leniwe popołudnia.

Raz, dwa, trzy – Baba Jaga patrzy!

Oto gra dla wytrwałych. Ile razy wracało się na linie startową tego wprost nie sposób zliczyć. Oczekując na hasło do rozpoczęcia zabawy wszyscy aż przebierali ze zniecierpliwienia nogami. A potem jak najszybszy bieg i nagłe zatrzymanie, gdy tylko padły kluczowe słowa: „Baba Jaga patrzy”. Najtrudniejszym etapem gry były całkowity bezruch i czujne spojrzenie Baby Jagi. Do dziś pamiętam koleżankę, która w rolę potrafiła wczuć się jak nikt inny. Z powagą przechadzała się wśród uczestników, jak najdłużej odwlekając powrót na metę. Była cierpliwa, więc zawsze znalazł się ktoś kto nie dał rady utrzymać równowagi. Mimo to nie mieliśmy do niej żalu – zwycięstwo w takich wypadkach smakowało nadzwyczajnie słodko.

W bardzo (nie) gęsim szyku

Dwa słoniowe, jedna mała parasolka – brzmi jak tajemniczy szyfr? To po prostu nazwy zaczerpnięte z kolejnej, bardzo znanej zabawy naszego dzieciństwa. Gąski, gąski do domu! to zabawa polegająca na jak najszybszym pokonaniu dystansu między linią startową a metą, na której czeka Mama Gęś – najważniejsza osoba w zabawie. Uczestnicy przemieszczali się dziwnymi sekwencjami kroków, jakie wybierała im Mama Gęś. Słoniowy krok to nic innego jak największy krok jaki może wykonać dana osoba, parasolka zaś to dwa kroki i obrót. Małe kroki, bo i parasolka mała. Razem z kolegami i koleżankami z podwórka na miejsce do tej zabawy wybraliśmy sobie rozległy trawnik za blokiem. Porośnięty niziutką trawą ratował przed bolesnym upadkiem, ale nie krępował też ruchów. Doskonale pamiętam jak wirowaliśmy w parasolkowym i słoniowym szyku, a z balkonów spoglądały na nas rozbawione mamy. „To była duża parasolka, nie oszukuj!” – moja mama interweniowała chyba najczęściej.

Zabawy z lat 90-tych można wymieniać i wymieniać. Im dłużej nad tym myślę tym więcej wspomnień do mnie wraca. Budowanie domowego fortu, gra w chowanego w gęstym polu, dwa ognie i państwa-miasta – uśmiech na twarzy pojawia się sam. Wiele się mówi, że obecne pokolenie dużo traci ze swojego dzieciństwa. Może to i prawda, ja wolę jednak patrzeć na to z zupełnie innej perspektywy. To my dużo wygraliśmy.

]]>
https://spodkopca.pl/tydzien-z-latami-90-4-wyjdziesz-na-dwor/feed/ 0
Tydzień z latami 90. #3: Eurodance Revival https://spodkopca.pl/tydzien-z-latami-90-3-eurodance-revival/ https://spodkopca.pl/tydzien-z-latami-90-3-eurodance-revival/#respond Wed, 10 Jun 2015 19:19:39 +0000 https://spodkopca.pl/?p=12252

Dla wielu temat kiczowy, ale wszyscy znają te utwory na pamięć. Kiedy w Polsce królowało disco-polo, za granicą rozwijał się nurt eurodance. Jak każda muzyka – i ta ma swoje perełki. Postaram się wam zatem przybliżyć dziesięć, według mnie najciekawszych, piosenek tego okresu.

 

CoronaRhythm of the Night

Zespół Corona pochodził z Włoch. Tworzyła go wokalistka Olga z dwoma muzykami. Zasłynęli właśnie z tego hitu i Baby Baby. Ten hit cieszył się popularnością w oryginalnej wersji, drugi zaś doczekał się masy remixów.

Tym utworem otworzyli sobie ścieżkę do kariery. Przez osiem tygodni królował on na włoskich listach przebojów. Syntetyczny beat z zapętlaną frazą tytułową szybko wpada w ucho. Przez cały czas również możemy doszukać się wielkich wpływów Italo Disco. Cóż, ciężko było nie zainspirować się tym nurtem będąc z tego właśnie kraju.

Snap! – Rhythm is a Dancer

Ponad rok temu, dość dobrej rewitalizacji tego utworu dokonał redaktor Bogdan Fabiański z Radia ZET Gold . Właściwie to mógłbym podpisać się pod jego słowami. Tę piosenkę znam chyba najdłużej z całego zestawienia, stąd przypominanie jej to dla mnie czysta przyjemność.

Dlaczego ten kawałek zapadł mi tak w pamięci? Progresywne syntetyki, ciekawy wokal raperki Turbo B oraz wpadający w oko teledysk. W przeciwieństwie do The Power, ten kawałek został oklepany w dość przyzwoity sposób. W dodatku po tych 23 latach wciąż doskonale się broni. Ogarniacie? – to zostało stworzone 23 lata temu. Tak się starzeje z klasą.

Crystal WatersGypsy Woman (She’s Homeless)

Zespół uwielbiany przez fanów niezależnej muzyki. Może dlatego, że w głównej mierze odnosili się do garage house’u lat 80. Niemniej jednak, ja postanowiłem przypomnieć o nich w tym zestawieniu. Chcąc nie chcąc, podobieństwo z muzyką eurodance jest tutaj bardzo wyraziste.

Pamiętacie może ten utwór? To teraz zastanówcie się, jak można było zepsuć oryginał w taki ohydny sposób. Pierwotna wersja zawiera bardzo proste, aczkolwiek charakterystyczne klawisze, refleksyjny tekst oraz zapadający w pamięć refren. Z pozoru może wydawać się, jako nie nastawiony na komercyjny sukces, jednak w wielu krajach osiągał szczyty list przebojów. Samplowali go T.I., Lone, Tinie Tempah. Ponadczasowy klasyk.

Culture Beat – Mr. Vain

He’d say, „I know what I want and I want it now
I want you cause I’m Mr. Vain
I know what I want and I want it now
I want you cause I’m Mr. Vain”

Ten utwór chyba doczekał się najmniejszej ilości remixów. To dobrze, gdyż ciężko byłoby zremixować go w dobry sposób. Kolejna dobra wiadomość – dotarł do 1. miejsca na UK Singles Chart. Nie muszę wspominać, co wtedy rządziło w UK? Widzicie… a tu nagle niemiecki eurodance.

Ignoranci rzekną – ale techno!! A to nie prawda. Damski wokal w refrenie, męski rap w zwrotkach, a to wszystko na szybkiej linii melodycznej z mocnymi werblami. Przepis na hit. Co najciekawsze, tutaj każda zwrotka ma inny rytm melodii. Rozbudowane, prawda? Koneserów elektroniki może to śmieszyć, ale jak na ten gatunek, spotykamy się z dosyć rozbudowaną kompozycją. Ja to kupuję.

Masterboy – Feel the Heat of the Night

Podczas odsłuchu tego utworu naszła mnie refleksja, że chyba wiele polskich zespołów disco-polo musiało się inspirować tym utworem. Słyszycie te szybkie syntetyki? To domena polskich twórców tej muzyki. No cóż, czymś trzeba było się inspirować. Ale nie będę Wam tu przytaczał tych hitów – to temat o jednak innej muzyce.

Ta piosenka nie dotarła do 1. miejsca UK Singles Chart, za to dotarła do 2. miejsca listy… francuskiej! Tutaj na plus zdecydowanie wybija się refren (czyżby skojarzenia z Saturday Night Fever?), no i ta linia melodyczna, o której wspomniałem wcześniej… zwrotka to jak zwykle rap, czyli w sumie domena muzyki eurodance. Niestety, tutaj nie wybijający się niczym szczególnym.

Robin S – Show Me Love
Przyznam szczerze, że wcięło mnie jak usłyszałem po raz pierwszy ten utwór. Dlaczego? Bo przypomniały mi się wszystkie fatalne remixy tego hitu. A sam oryginał jest perfekcyjny

W 1993 roku królowało tylko to. #1 Hot Dance Music/Club Play, #1 Hot Dance Singles Sales… można by wymieniać w nieskończoność. Tutaj pierwsze skrzypce odgrywa mocny damski wokal oraz prosta pętla, która została potem zsamplowana chociażby w kawałkach Kid Inka czy Jasona Derulo.

Real McCoyAnother Night

Wracamy do podziału ról damsko-męskich w muzyce eurodance. Zwrotka – męski rap, zwrotka – dynamiczny damski wokal. Zespół ten w latach 90 wydał jeszcze cztery inne single, ale największą popularność zyskał ten. Dlaczego? Posłuchajcie.

Ja się ucieszyłem, gdy znalazłem ten utwór po latach. Stąd też polecam 'digging’ w muzyce – mnóstwo perełek można znaleźć. A jeszcze większa radość, gdy znajdziecie coś, czego szukaliście od lat. Pamiętacie taki fanpage „Piosenki, które zna każdy, ale nikt nie wie jak się nazywają”?. This is it – jak u The Strokes.

Dr AlbanSing Hallelujah!

Spodziewaliście się It’s My Life? Nic z tych rzeczy – odkrywamy karty innych mocnych singli Doktorka Albana.

Przypadek tego wokalisty jest dość ciekawy, gdyż jako jedyny z tego zestawienia i być może jako jedyny z tego nurtu, pokusił się o inspiracje muzyką dancehall. Pod przykrywką eurodance kryją się jamajskie rytmy, ale ja tu również słyszę trochę Earth, Wind & Fire. Znacie September? To porównajcie refren. Jak widać, ta muzyka nie była tak banalna, jak mogłoby się wydawać.

Black Box – Ride on Time

Słowem wstępu – tak, wiem, że jest to rok 1989, aczkolwiek są dwa czynniki, które zaważyły o umieszczeniu w tym zestawieniu. Pierwszy z nich – ten utwór pojawił się na płycie Dreamland, która miała swoją premierę w… 1990 roku. Drugi czynnik – przecież to czysty eurodance. Wpływy Italo Disco, syntetyczna melodia, charyzmatyczna (ba, nawet groźna!) wokalistka (ale o tym powiem dalej :D). Piękny hit, który jeszcze w 1989 roku został numerem 1. w UK i został najlepiej sprzedającym się singlem tego roku. W dodatku świetny sampel hitu disco – Love Sensation Loleatty Holloway. Teraz już wiecie o co mi chodziło z wokalistką? :)

Ace of BaseAll That She Wants

A na koniec taki hit. I na tym zakończę, bo znacie go wszyscy. I tylko mógłbym przypadkowo napisać coś złego na jego temat. A tego nie chcę, bo ten utwór ma znaczenie większe niż dotknięcie nurtu eurodance. Dziękuję.

 

Końcowa refleksja

Jest coś, co nurtuje mnie w tej muzyce. Te utwory z jednej strony wydają się błahe i banalne, a z drugiej strony kryją za sobą rozbudowaną sferę taneczną. Niby patenty na utwory były takie same – męski rap i damski refren, aczkolwiek nie uważam, aby utwory Culture Beat były kalką utworów Real McCoy i na odwrót. Czego nie do końca możemy uniknąć w dzisiejszej muzyce. Przypadek tego nurtu jest dość podobny do Italo Disco – dopóki ktoś nie pokusi się na olbrzymią rewitalizację utworów z tego gatunku (przypominam o takich rzeczach jak The Italo Disco Collection – świetna składanka hitów Italo Disco z lat 70-80), dopóty ta muzyka będzie spychana na bok. A ja polecam poszperać trochę – te utwory to tylko stożek góry lodowej. Muzyki jest tak dużo, a czasu tak mało, prawda?

 

Grafika autorstwa Krzysztofa Szatkowskiego.

]]>
https://spodkopca.pl/tydzien-z-latami-90-3-eurodance-revival/feed/ 0