Kiedy zapytaliśmy Kubę „Czaplaya” Czaplejewicza z Eneja o najciekawszą juwenaliową przygodę, odpowiedział: „Liczę na to, że czeka nas dzisiaj w Toruniu!”. Koncert olsztyńskiej grupy był dla wielu najważniejszą przygodą zakończonych właśnie Juwenaliów UMK. Tuż przed piątkowym koncertem Eneja przepytaliśmy jego puzonistę między innymi o wrażenia z grania dla studenckiej publiczności.

Enej należy do zespołów, które najsilniej kojarzą się z juwenaliami. Macie nawet w dorobku oficjalny hymn Kortowiady, olsztyńskiego święta studentów.

Zgadza się, bardzo fajnie, że zespół Enej kojarzy się cały czas z juwenaliami. W ogóle od tego nie uciekamy, jesteśmy przeszczęśliwi, gdy możemy na sceny studenckie wracać. Wczoraj graliśmy pierwsze juwenalia w tym sezonie, w Krakowie. Kraków bardzo wysoko podniósł poprzeczkę, jeśli chodzi o publikę i zabawę.

Co wyróżnia twoim zdaniem koncerty juwenaliowe na tle pozostałych, granych przez zespół?

Strasznie lubimy te koncerty. Repertuarowo są takie same, ale jest pewna różnica. Różnią się one od koncertów klubowych czy nawet koncertów w plenerach, ponieważ studenci bawią się – nie oszukujmy się – trzy, cztery razy lepiej. Zupełnie inaczej reagują na muzykę – wprost euforycznie. Nie są jeszcze skażeni złymi nawykami muzycznymi i na dobrą muzykę odpowiadają dobrą energią. Dla nas to sama przyjemność grać dla takiej publiczności. Byliśmy przez chwilę pod sceną posłuchać koncertu Tabu i nie możemy się doczekać, żeby wyjść i zrobić swoje, po prostu!

Czy potrafisz wskazać gatunek muzyki, który najlepiej sprawdza się na takich imprezach?

Studenci nie przychodzą tu stricte posłuchać muzyki – która oczywiście musi być też dobra jakościowo – ale przede wszystkim wybawić się. Fajnie spędzić czas, poskakać i szaleć podczas jedynego święta w roku akademickim.Z doświadczenia, jako autorzy wspomnianego hymnu kortowiadowego wiemy, że taki gatunek muzyczny, jaki prezentuje Enej bardzo dobrze pasuje do juwenaliów. Takie grupy jak Kult, Hey, Coma, Strachy Na Lachy, jak i cała młoda gwardia w rodzaju Tabu, Raggafaya czy Bednarka bardzo dobrze sprawdzają się na juwenaliach i studenci bardzo dobrze je przyjmują. Cieszymy się, że jesteśmy w gronie, które przypadło do gustu studentom.

Niektórzy mówią nawet o istnieniu osobnego gatunku, zwanego rockiem juwenaliowym. Wśród czołowych jego przedstawicieli wymienia się właśnie Eneja.

Przed Must Be The Music, przed sukcesem medialnym bardzo się wzorowaliśmy na kapelach juwenaliowych. A to dlatego, że byliśmy młodą kapelą z Olsztyna, która wybiła się na szersze wody właśnie poprzez juwenalia. Graliśmy ich bardzo dużo, siłą rzeczy podsłuchiwaliśmy tego, co grają starsi koledzy i chcieliśmy ich dogonić. Możliwe, że istnieje takie zjawisko, jak rock juwenaliowy, i bardzo dobrze. To bardzo charakterystyczny gatunek, który się świetnie sprawdza na dużych imprezach.

Kortowiada w Olsztynie słynie z wyjątkowej atmosfery. Jak oceniasz juwenalia toruńskie na jej tle?

Ciężko mi stwierdzić, bo nie grałem w zespole Enej, kiedy występował u was na juwenaliach. Było to sześć lat temu (14 maja 2009 – przyp. mk), więc na razie nie mam porównania. Póki co jesteśmy nastawieni bardzo pozytywnie, bo jak widzimy za naszymi plecami, na koncercie zespołu Tabu publiczność bawi się wspaniale.

Maj upływa wam pod znakiem juwenaliów, ale to też miesiąc innej wielkiej imprezy. W ubiegłym roku nagraliście utwór Brać z Donatanem i Cleo, uczestnikami Eurowizji 2014. Jak zareagowalibyście na zaproszenie do udziału w tym festiwalu?

Zaproszenie pewnie w jakimś stopniu by nas ucieszyło, bo jest to wyróżnienie reprezentować nasz kraj na takiej imprezie – aczkolwiek to nie jest miejsce dla nas. Nawet z punktu widzenia technicznego wydaje mi się, że byłoby to niemożliwe, a to dlatego, że podczas koncertu Eurowizji jest określona liczba osób na scenie. Bodajże pięć czy sześć, a Enej posiada w składzie osób osiem. Dlatego w przypadku zaproszenia podziękowalibyśmy i oddaliśmy ten honor komuś innemu.

Jak sądzisz, jak zostalibyście przyjęci przez europejską publiczność?

Ciężko stwierdzić, choć wydaje mi się, że efekt mógłby być ciekawy. Choć to pewnie zawsze pozostanie w fazie gdybania. Ale z racji łączenia w zespole kultur, w naszym przypadku polskiej i ukraińskiej, mielibyśmy pewnie szansę na to, że znalazłyby się osoby, którym nasza muzyka mogłaby się spodobać. Być może byliby to mieszkańcy Ukrainy, oraz polonia na Wyspach Brytyjskich i na kontynencie również.

Co do Ukrainy to nie mam wątpliwości. Pierwiastek ukraiński jest u was zawsze mocno widoczny, szczególnie na ostatniej płycie, Paparanoja. Na piętnaście utworów prawie połowa jest w języku naszych sąsiadów.

Zaryzykowaliśmy przy tej płycie mocno, bo tak jak powiedziałeś, jest fifty-fifty polsko-ukraińska. Mieliśmy przyjemność zagrać tylko raz na Ukrainie, we Lwowie, to było bodajże dwa, trzy lata temu (15 września 2012 roku – przyp. mk). Nigdy nie rozsyłaliśmy naszych nagrań do rozgłośni radiowych z Ukrainy, dlatego zaskoczeniem były sygnały, że w pogranicznych odpowiednikach naszych województw jesteśmy grani. Radio Hello było nawet na pierwszym miejscu listy przebojów w którejś stacji. Na koncert we Lwowie przyszła masa ludzi, chyba ponad 10 tysięcy. Zespół z Polski przyjechał pierwszy raz, a ludzie kojarzyli numery i śpiewali refreny, niesamowita sprawa.

Czy twoim zdaniem Polacy i Ukraińcy różnią się, jeśli chodzi o postrzeganie muzyki?

Wydaje mi się, że jesteśmy podobni. Zarówno Polacy, jak i Ukraińcy to Słowianie, więc gra nam w duszy podobna melodyka. Zespół Enej prezentuje taką muzykę, która z racji swojej wielokulturowości nie musi być skazana na trafianie wyłącznie do polskiej wrażliwości. Można ją w sumie zaklasyfikować do stylu world music. Niezależnie gdzie byśmy grali, to połączenie rytmiki reggae czy ska z elementami muzyki bałkańskiej w postaci wstawek na akordeonie czy instrumentach dętych sprawdzić się może w każdym zakątku świata. Ale póki co wystarczy nam nasz rodzimy rynek. Jest tak obszerny, że nadal nie zwiedziliśmy wszystkich miejsc.

[fot. Paula Gałązka]