… to niełatwa sprawa w mieście. Szczególnie w Toruniu. Mniejsza, że jadąc po naszych kochanych drogach można poczuć się jak w studiu fotograficznym. Straż Miejska Photography działa lepiej niż niejedno rodzime przedsiębiorstwo. Jest jednak coś, co irytuje mnie jeszcze bardziej.

Przejeżdżając ostatnio przez piękny, nowy most poczułem się jak na amerykańskiej autostradzie. Cudowne widoki, ogromna konstrukcja budząca zachwyt. Aż chciało się przycisnąć pedał gazu tak, żeby strzałka na prędkościomierzu doleciała do trzech cyfr. Niestety, w jednym momencie musiałem brutalnie zweryfikować plany. Jeden znak zlikwidował uśmiech na mojej twarzy.

Nazywajmy rzeczy po imieniu – ograniczenie 70km/h ustawione na moście jest skandalem. Nie ma żadnych podstaw do tego, żeby na odcinku tak ważnego krajowego traktu stawiać tak rygorystyczne ograniczenia. Droga jednokierunkowa, oddzielona barierkami, obok chodnik, który również odgrodzony jest twardą i mocną barierą energochłonną. Takich warunków nie mają często drogi prowadzące do dużych miasta (patrz droga na Bydgoszcz przez Górsk). Nawet na starym moście, który mniej chroni bezpieczeństwo kierowców, swego czasu było podobne ograniczenie!

Zarządca drogi mógł ze spokojnym sumieniem ustawić bardziej optymistyczny znak informujący o ograniczeniu do 90km/h. Wiem jednak, że nie mógł i nie chciał. Czemu? W tym momencie pojawiają się ulubieni fotografowie wszystkich zmotoryzowanych obywateli. Kwestią czasu jest to, kiedy na moście pojawią się panowie z fotopstrykami w środku auta. A może postawią tam fotoradar stacjonarny? Niby nie można, ale kto bogatemu zabroni?

Szkoda, że most to nie jedyny bubel pod względem oznakowania. Kawałek dalej – estakada Żółkiewskiego. Szanowni Państwo! Nie widziałem (!) tam jeszcze auta (oprócz „L”), które jechało w tym miejscu 40km/h! Dwa pasy, droga jednokierunkowa, zakaz poruszania się pojazdów wolnobieżnych. Rozumiem, że na końcu jest zwężenie, ale ograniczenie, do (chociaż) 50km/h w miejscu, gdzie nawet nie ma chodnika byłoby bardziej logicznym rozwiązaniem.

Istną grozą jest ograniczenie prędkości przy ul. Skłodowskiej-Curie, tak lubiane przez strażników miejskich. Droga, po której jazda jest bardziej bezpieczna niż przy Szosie Lubickiej (przypominam – ograniczenie do 70km/h), jest głównym bastionem stawiania maszynek do robienia pieniędzy. Władza zrobiła piękną i bezpieczną drogę, w sąsiedztwie firm, a nie mieszkań i postawiła tam ograniczenia … do 40 i 50km/h! Po co? Po to, żeby „trzepać kasę” na normalnych kierowcach, którzy nie stali koło drogowego pirata. Podobnie jest zresztą z ulicą Polną.

Tu apel do zarządców dróg, policji i włodarzy naszego kochanego miasta – trochę rozsądku. Nie każdy kierowca to idiota i wie, że ulica to nie plac zabaw, a auto to nie plastikowa resorówka. Nakładanie bezsensownych ograniczeń tylko wzmaga niebezpieczeństwo. Z jednej strony przez mniej doświadczonych kierowców, którzy nie umieją odpowiednio dostosować prędkości do warunków drogowych, a z drugiej przez typowych „zawalidrogów”, którzy skupiając się na nieszczęsnych znakach powodują korki, stres i częste drogowe kolizje. Chyba nikt z „ważnych” tego miasta, nie twierdzi, że ustawianie znaków to skok na kasę? Przecież nam wszystkim zależy tylko na bezpieczeństwie uczestników ruchu, prawda?

[fot. Małgorzata Litwin/ www.torun.pl]