Czyli o co tak naprawdę chodzi i dlaczego Polacy zawalili po całości.

Zanim w ogóle zacznę się pienić i produkować, odeślę was do pewnego klipu, nagranego przez Amerykanina z Kalifornii, u którego nie dalej jak kilka miesięcy temu zdiagnozowano ALS (czyli stwardnienie zanikowe boczne, o którym kilka słów napiszę później). Niestety filmik jest anglojęzyczny i póki co nie doczekał się polskiego tłumaczenia, ale ufam, że większość z was radzi sobie z angolem wystarczająco dobrze, by załapać o co tyle hałasu. Ci, którzy od angielskiego stronią, również powinni obejrzeć, bo momentami sam obraz bywa aż nazbyt wymowny. UWAGA: nie dajcie się zwieść absurdalnej czołówce i zostańcie do samego końca, bo zapewniam was, że warto.

Dobrze, teraz już możemy rozmawiać. ALS to dla mnie coś absolutnie przerażającego. Jak wielu z was pewnie się domyśla, choroba ta polega na stopniowym zaniku mięśni, zaczynającym się od miejscowych niedowładów, a kończącym na całkowitym paraliżu i – finalnie – śmierci z powodu zaniku mięśni oddechowych (wszystkich żądnych bardziej szczegółowych informacji odsyłam do Wikipedii). Będąc sprawną, zdrową jak rydz dziewczyną w kwiecie wieku, nie potrafię sobie wyobrazić, jak musi czuć się osoba, która słyszy z ust lekarza taką właśnie diagnozę. Udźwignięcie myśli, że w przeciągu kilku lat utracę zdolność do poruszania, a nawet do zaopatrywania w tlen własnego organizmu, wydaje mi się całkowitą niemożliwością.

Jak zostało to – dość dobitnie – sprecyzowane na filmie, IceBucketChallenge nie jest wyzwaniem rozrywkowym, tylko akcją mającą na celu szerzenie wśród ludzi świadomości na temat stwardnienia zanikowego bocznego. Poprzez oblanie się lodowatą wodą, serwujemy sobie próbkę tego, jak to jest nie czuć własnego ciała. Szok termiczny powoduje u nas krótkotrwały tak-jakby-paraliż, który nie jest nawet w jednej dziesiątej równie krzywdzący, jak chorowanie na ALS. Bohater klipu tłumaczy: “Nikt o tym nie mówi. Nikt nie chce o tym mówić, bo to bardzo trudny temat, trudny obraz. Rozmowa o tego typu rzeczach to wyzwanie” (przekład luźny i niedosłowny). Wspomina też, że na wiadomość o jego przypadłości ludzie reagują dwojako: albo popadają w konsternację, ponieważ nie mają pojęcia czym jest stwardnienie zanikowe boczne, albo owe pojęcie mają i całkowicie zabija to rozmowę. “Po raz pierwszy w całym swoim życiu widzę, że o ALS robi się głośno”, mówi. I ten hałas – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – świat zawdzięcza właśnie #ALSicebucketchallenge. A teraz czas na moje zwyczajowe krzyki i niewybredną krytykę.

No więc jestem wściekła. Jestem wściekła, ponieważ z całkiem sensownej, chwalebnej wręcz inicjatywy, zrobiliśmy głupawą zabawę w moczenie staników i gołych klat. Nie winię nikogo za niewiedzę, bo wszystkiego wiedzieć nie trzeba (errare humanum est), winię natomiast za ślepe podążanie za modą. Bezmyślne dryfowanie na fali społecznych trendów i nie poświęcenie nawet minuty, na zadanie sobie pytania “dlaczego?”. Bo przecież wszyscy mamy dostęp do Google, a skoro już – puchu marny – gotowy/a jesteś wylać sobie na łeb wiadro lodowatej wody, to dlaczego nie podejmiesz tego nadludzkiego wysiłku i nie zasięgniesz uprzednio języka, coby nie zrobić z siebie idioty na tle międzynarodowej akcji dobroczynnej? “hahaha, zostałam nominowana przez X, nienawidzę cię, hahaha. Hahaha, nominuję Y, a jak nie to kupujesz mi snickersa. Hahaha, jakie to śmieszne. Hahaha, ale jestem mokra. Woda taka zimna wow”. No na litość boską, czy ty masz rozum i godność człowieka, że tak pozwolę sobie wprost zapytać? Mówiąc szczerze, na widok wszystkich tych rozchichotanych klipów, nie wspominających choćby słowem o czymkolwiek związanym prawdziwą ideą akcji, do głowy przychodzi mi tylko jedno zdanie: “Jak świat światem, brat mój nie jest mi bratem”.

Wstyd mi. Za cebulandię.