Inga Kaźmierczak to studentka pierwszego roku dziennikarstwa. Oprócz studiowania szyje sowy i torby z filcu. Postanowiliśmy dowiedzieć się co nieco o jej pasji. Zobaczcie, co nam o niej opowiedziała.
Skąd Twoje zainteresowanie filcem?
Zdolności manualne w mojej rodzinie przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Każdy coś potrafi, więc ze mną nie mogło być inaczej. Dokładnie rok temu po raz pierwszy zetknęłam się z filcem i przepadłam. To wciąga, uzależnia. Jestem osobą, która nie lubi się nudzić, zawsze wynajduję ciekawe rzeczy. W liceum byłam w klasie o profilu artystycznym, więc po maturze brakowało mi tych zajęć. W sklepie zobaczyłam cudowne, żywe kolory filcu, więc kupiłam i zaczęłam tworzyć. Tak oto powstała pierwsza sowa.
Dlaczego właśnie sowa?
Dlaczego sowa… hmm. to trudne pytanie, i tak naprawdę nie umiem na nie odpowiedzieć. Jak to mówią, wielkie dzieła powstają przez przypadek. Tak chyba było z pierwszą sową. Nie uważam jej za arcydzieło, jednak jest ona dla mnie ważna, taki mój amulet. Pierwsza sowa powstała dla 3-letniej wówczas córki mojej kuzynki.
Wspominasz, że bardzo Cię wciąga ta praca… jak dużo czasu poświęcasz na nią?
Gdybym mogła to najchętniej całą dobę. Jednak mam jeszcze inne obowiązki, np. studia. Moja działalność artystyczna nie ogranicza się tylko do filcu, ponieważ muszę najpierw stworzyć szkic tego co chcę uszyć. Od jakiegoś czasu zajęłam się również malowaniem drewnianych szkatułek, w przyszłości może będę również tworzyć w szkle. Chcę spróbować wszystkiego 🙂
Jak dużo czasu musisz poświęcić, aby stworzyć jedno dzieło?
Wszystko zależy od tego, jak duża jest sowa i ile ma dodatków, np. piórek czy guzików. Ale średnio zajmuje mi to od 2-4 godzin.
W pewnym momencie zrobiło się o Tobie i Twojej pasji dosyć głośno… spodziewałaś się takiej reakcji?
Myślę, że Facebook jest tu częściowo sprawcą mojego sukcesu. Fan page założyłam 3 lata temu, najpierw publikowałam prace malarskie. Gdy zaczęłam publikować zdjęcia sów reakcja była dla mnie zaskakująca, ponieważ zarówno rodzinie jak i znajomym bardzo się one spodobały. Później zaczęli mnie doceniać obcy ludzie z całej Polski. To miłe uczucie, daje pozytywnego kopa, jeśli chodzi o dalszą pracę twórczą. Zrobiło się o mnie głośno, ponieważ ktoś mnie zauważył, ale też ja sama wystawiłam się na ocenę, np. wysyłając zdjęcia swoich prac na konkurs do ogólnopolskiej gazety JOY.
Planujesz w przyszłości rozwinąć swój projekt i zająć się tworzeniem innych rzeczy z filcu?
Tak, przyznam, że przeszło mi to przez myśl. Nie ograniczam się tylko do sów. Projekt zależy w dużej mierze od osoby zamawiającej daną rzecz. Uszyłam już kameleona czy zające. Jednak sowy nadal cieszą się największym zainteresowaniem. W tej chwili szyję również etui na iPady, telefony a nawet torby. Cały czas wymyślam coś nowego, cały czas się rozwijam. Nie wykluczam, że może w przyszłości, hand made będzie moim sposobem na życie.
Ile projektów przechodzi przez Twoje palce tygodniowo?
Zdarza się, że w tygodniu tworzę nawet 5 różnych rzeczy, np. dwie sowy, tulaka i jakąś kopertówkę. Nieraz jest bardzo dużo zamówień, nieraz trochę mniej. Wiadomo, że najwięcej w okresie przedświątecznym, ale również przed różnymi okolicznościami takimi jak urodziny czy nawet śluby. Ostatnio dostałam oryginalne zamówienie na… ślubne sowy.
Miewasz czasem chwile zwątpienia, zmęczenia?
No oczywiście! To normalne. Gdyby tak nie było, to już dawno bym się wypaliła. Robię sobie nieraz przerwy od filcu, ale nie za długie bo tęsknie za tym. Jednak przez ten wolny czas projektuję prototypy tego co powstanie. Moje zaangażowanie to 300%, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, aczkolwiek 1-2 dni wolnego dobrze mi robi.
Zdarza Ci się projektować w specyficznych sytuacjach, np. na uczelni, podczas wykładu?
Oj tak! Mam podzielną uwagę, więc jakoś sobie radzę. Ale tak poważnie, to właśnie w takich momentach w ciągu dnia powstają najciekawsze projekty. Zawsze muszę mieć przy sobie długopis i kartkę.
Zastanawiałaś się kiedyś nad podjęciem nauki na jakichś studiach plastycznych?
Myślałam kiedyś o ASP ale raczej pod kątem malarstwa i stwierdziłam, że ten zawód byłby bardzo ryzykowny i niestabilny. Ale zawsze mogę nadrobić braki jakimś kursem, do którego powoli się przygotowuję.