Toruńskie krasnale twarde jak krasnoludy Tolkiena – niezrażone atakami bezmózgich orków jeszcze raz wracają na Mostową. Jak długo tym razem będą się bronić?
Historia przyjaźni polsko-krasnoludzkiej ma długą tradycję i obfituje w doniosłe wydarzenia. Do najbardziej pamiętnych zaliczyć należy pomoc krasnali dla pewnej małoletniej, prowadzącej samodzielnie przedsiębiorstwo hodowlane produkujące gęsinę (1896 rok), oraz (jak twierdzą niektórzy historycy) obalenie tzw. komuny przez gromadę wrocławskich krasnoludków pod przywództwem pewnego Majora (lata 80. XX wieku). Do wspaniałych tradycji wielowiekowego braterstwa najwyraźniej zapragnął nawiązać także Toruń. W listopadzie ubiegłego roku, pod przyczółkiem mostowym u wlotu Mostowej, usadowił się oddziałek małych brodatych postaci. Niestety, społeczeństwo naszego miasta ukazało swoje pumilofobiczne oblicze. Krasnale stały na Mostowej dziesięć dni, nim nieznani sprawcy uzbrojeni w nożyce dokonali ich bezprecedensowej hekatomby…
„Dlaczego?!” Z mojej młodej piersi wyrwał się wówczas bolesny krzyk niezgody na nieludzkie okrucieństwo. Kto, kto, kto za tym stoi? Szybko jednak ułożyłem teorię spiskową. Wszystko wskazuje na zorganizowane środowiska antylewicowe! Entymologia słowa „krasnoludek” jasno wskazuje na jego pochodzenie od słowa „krasny”, a raczej красный. Czyli „czerwony” w języku – uwaga – rosyjskim. Przypadek – nie sondze. Wypisz-wymaluj, ukryta opcja komunistyczna. Na korzyść krasnali nie gra również ich nakrycie głowy, które jako żywo przypomina czapkę frygijską, starożytny jeszcze symbol liberalizmu, lewactwa i wszelkiej tfu-demokracji. Dumnie dzierżone w dłoniach akcesoria robotnicze (młoty, łopaty i siekiery) także wskazują na zdecydowanie lewe sympatie krasnoludów. Pikanterii dodaje fakt pochodzenia karzełków, które umiejscowiły się w Toruniu – ni mniej, ni więcej, ich ojczyzna to Niemiecka Republika Demokratyczna! Łaskawie pominę milczeniem fakt, że wesoła gromadka składała się wyłącznie z obficie owłosionych mężczyzn. I wiewiórki.
Niezłomne krasnale ostatnio przysłały do Torunia kolejny oddział brodatych emisariuszy. Byliśmy jesteśmy będziemy – dumnie głosi hasło, choć ja sparafrazowałbym motto nadszyszkownika Kilkujadka z Kingsajzu: Ja wiem, torunianie nas nie kochają. Ale my ich będziemy tak długo kochać, aż oni nas wreszcie pokochają. Krasnale są paskudne, kiczowate, tandetą jedzie na kilometr. Ale nawet gwałt na estetyce nie usprawiedliwia bezmyślnej rozwałki – jak by nie patrzeć – publicznego mienia. Smutne skorupy po rozwalonych figurach wcale nie będą wyglądały fajniej, niż rząd szczerzących się szczerym, wschodnioniemieckim uśmiechem karzełków.
Instalacja kilkunastu figurek jest dziełem absolwentki Wydziału Sztuk Pięknych UMK Iwony Liegmann, która ofiarowała miastu część swojej kolekcji oryginalnych krasnali ogrodowych zebranych podczas podróży po wschodnich landach Niemiec. Inicjatorem umieszczenia instalacji pod przyczółkiem mostowym u wlotu Mostowej jest Biuro Toruńskiego Centrum Miasta.
[fot. torun.pl]