LUBI SUBIEKTYWNIE
komentarz Tomka Lubiatowskiego

Bicie rekordu, którego wcześniej nikt nie ustanowił nie należy do zadań najtrudniejszych. Ba. Prawdopodobieństwo ustanowienia go przez miasto inne niż Piernikolandia jest równe zeru.

Księga pana od piwa zawiera już taką masę głupot, że z pewnością moglibyśmy zastąpić nią wszystkich pracowników toruńskich urzędów. W blasku chwały rekordów w wieszaniu czerwonych skarpetek czy przeciąganiu samochodu powiekami może stanąć wymysł rodem z kujawsko-pomorskiego, który zowie się „picie kawy z maczaniem piernika” (jakoś tak).

Ostatnia próba bicia rekordu w Toruniu skończyła się fiaskiem po niewystarczającym zaangażowaniu akordeonistów. Tym razem będzie inaczej, gdyż fejsbukowicze prześcigają się w „byciu fajnym” promując ową akcję dystrybutora kawy (sprytna reklama swoją drogą…). Żal gardło ściska, że organizator nie próbuje pobić sopockiego rekordu z tego roku (rozdano 20 tysięcy kubków kawy jednego dnia). Nie szukano także baristów parzących w godzinę kilkaset kaw (Mediolan, 2011) i nie zbudowano trzy metrowego kubka (Puerto Rico, 2011)… Ale piernika w kawie jeszcze nie maczano…

Może nie powala ambicją na kolana, ale ludzie przyjdą- w myśl zasady „za darmo dają to trza brać”. Z innej filiżanki… to znaczy beczki, co niektórym zabawę może popsuć klasa urzędnicza. Prawo Piernikolandii stawia opór przed plenerowym parzeniem kawy na Rynku Staromiejskim przy wykorzystaniu ruchomości zwanej wózkorowerem. I tu bez względu na sens przedsięwzięcia i mój własny pogląd, należy domniemać społeczne zapotrzebowania na podobne imprezy (choćby sugerując się zainteresowaniem w sieci) oraz uwzględnić wystarczająco wysoki wskaźnik bezrobocia (myślę tu o panu Stanisławie) i powiedzieć: skoro miasto nie miewa podobnych pomysłów, miło by było, żeby chociaż nie mieszało swoją łyżeczką w cudzej filiżance.

Obiektywnie o akcji 

[Foto: commons.wikipedia.org]