„Wedle mojego doświadczenia, nie ma nic lepszego niż dobry pomysł na samego siebie i plan, aby ten pomysł zrealizować.”

Nicola Palladini jest cenionym aktorem, autorem i reżyserem. Ma on na swoim koncie wiele cenionych ról w renomowanych spektaklach muzycznych. W 2011 roku zadebiutował na polskiej scenie teatralnej w musicalu „CABARET” reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego w nowym Teatrze im. Witkacego w Słupsku.

Już 6 września zaczaruje on toruńską publiczność swoja energią i zabawą podczas Muzycznej Podróży Spaghetti Dance.

Dlaczego wybrał Pan ścieżkę zawodową artysty? Od dziecka wiedział Pan, że jest to coś, co chciałby robić przez resztę życia czy może miał Pan jakąś inną wizję swojej przyszłości?

– Od dziecka oglądałem z wielką chęcią wszystkie filmy muzyczne i czułem, że chciałbym występować razem z tancerzami i bohaterami, śpiewać jak oni, tańczyć jak oni. Moja rodzina zabrała mnie w wieku 6 lat na zajęcia taneczne. Dokładnie na zajęcia baletowe. Spodobało mi się i od tego momentu zacząłem chodzić na różne warsztaty związane ze światem teatru i musicali. Nigdy nie myślałem o innej drodze zawodowej przez te wszystkie lata, nawet jak coś szło nie tak, to zawsze szukałem nowego pomysłu, aby wystąpić na scenie z czymś nowym. Wedle mojego doświadczenia, nie ma nic lepszego niż dobry pomysł na samego siebie i plan, aby ten pomysł zrealizować.

Dlaczego zdecydował się Pan na występy na polskiej scenie? W końcu ma Pan doświadczenie nabyte we włoskich teatrach. Co w takim razie przesądziło o rozwijaniu przez Pana kariery w ostatnim czasie przede wszystkim na deskach polskich teatrów?

– 9 lat temu miałem marzenie, aby spróbować moich sił na zagranicznej scenie. Już byłem po kilku tournée we Włoszech i cały czas nachodziły mnie myśli, jak by to było pracować w swoim zawodzie w innym kraju. Sprawdzając castingi w internecie, natknąłem się na przesłuchanie do musicalu „Cabaret”. Wysłałem CV, zdjęcia, nagrania i przyjechałem na casting. Zaproponowali mi rolę Mistrza Ceremonii, pięknie wykreowanej w wersji filmowej przez Joel’a Grey’a. Nie mogłem odmówić zaproszenia, przyjechałem, poznałem polską scenę i polską publiczność. Odkryłem, że tu, w Polsce, ludzie chodzą regularnie do teatru, czułem tę pasję w oczach ludzi, którzy mnie oglądali na scenie. To było świetne, tego właśnie brakowało mi we Włoszech.

Planuje Pan zostać w Polsce, czy może przenieść swoją karierę do jakiegoś innego państwa?

– Każdy człowiek szuka swojego miejsca na ziemi. Wydaje mi się że znalazłem je tu w Polsce… ale nigdy nie wiadomo.

W tych czasach jest wiele utworów, które przez chwilę królują na listach przebojów, a po latach nikt już o nich nie pamięta. Z Italo Disco jest inaczej. Dla większości jest to pewnego rodzaju powrót do przeszłości. Co Pana zdaniem się do tego przyczyniło? W końcu prawie każdy zna przynajmniej jeden utwór, który często wywołuje na jego twarzy uśmiech.

– Lata 80. w Polsce były latami wyjątkowymi i trudnymi. Dostęp do podstawowych rzeczy był ograniczony. Te niedogodności były osładzane muzyką. Muzyką Italo Disco, która wpadała szybko w ucho i pozwalała ludziom w PRL-u choć na chwilę przenieść się do słonecznego Acapulco, czy pomarzyć o wakacjach z Sabriną. Wedle mojego zdania, to jest wyznacznikiem, czy utwór będzie sukcesem. Dziś te piosenki , teledyski wywołują na mojej twarzy uśmiech, bo wydają się takie dalekie w czasie, ale w tym samym momencie takie nostalgiczne. Przywołują wspomnienia, smaki, czasy których już nie ma i już się nie powtórzą w dzisiejszym świecie.

Mówi się, że Włosi przyciągają serca Polek. Panuje przekonanie, że są oni bardziej romantyczni, co z kolei jest kluczem do zdobycia kobiety. Czy uważa Pan, że jest to prawda? A może mają oni coś innego, czego brakuje Polakom?

– Oh, chyba już tak nie jest. Tak mi się wydaje. Nie przyjechałem tutaj za miłością, tak jak może większość moich rodaków tu w Polsce, mimo że też miłość znalazłem.  Ale na pewno Włosi mają pewien temperament, są romantyczni i dobrze gotują. Może więc… przez żołądek do serca?

Czy jest coś wspólnego między naszymi dwoma narodami? Chodzi mi przede wszystkim o charaktery i gust, skoro Polacy tak cenią sobie włoskie samochody, kuchnię, piosenki i inne trendy.

– Jest nadal takie ogólne pojęcie, że Włochy są wyznacznikiem pod względem mody, samochodów, gustu, smaku, ale moim mniemaniu zatrzymało się to w latach 90. Mundial we Włoszech to był chyba szczyt rozwoju tego kraju w historii współczesnej. W późniejszych latach Włochy stanęły w miejscu. Inne kraje poszły do przodu. Polska jest na liście tych krajów. Jedyny wyjątek może stanowić włoska nieśmiertelna kuchnia. Przepisy, czy smak produktów są uwielbiane na całym świecie, a restauracji włoskich jest coraz więcej. Ja też osobiście nie wyobrażam sobie życia bez tych smaków.

Czy uważa Pan, że taki styl życia i kariera są wymagające? Czy musiał Pan coś poświęcić, żeby znaleźć się w tym miejscu, w którym jest teraz?

– Są trudniejsze momenty w karierze każdego artysty… wówczas poświęcałem cały swój czas, aby znaleźć nowy casting, nową drogę, aby rozwinąć moją karierę. We Włoszech, tak jak i w Polsce, aktor musi regularnie chodzić na przesłuchania, szukać propozycji pracy, szukać nowych możliwości rozwoju osobistego. To nie jest praca od 9.00 do 17.00. Cały czas trzeba być „na fali”, bo inni mogą nas w pewnym sensie „wyprzedzić”.

Czy gdyby stał Pan znowu przed wyborem swojej ścieżki zawodowej wybrałby Pan tak samo?

– Absolutnie tak, z chęcią bym przeżył jeszcze raz pewne momenty mojej kariery w Polsce, jak choćby przygodę w Teatrze Muzyczny w Łodzi z musicalem „Jesus Christ Superstar”, czy „Kiss me, Kate” w Poznaniu. Cieszę się z moich wyborów i z tego, że te chwile zostaną na zawsze w szufladzie moich artystycznych wspomnień.

Jakie rady mógłby Pan dać początkującym artystom?

– Uczyć się, chodzić na zajęcia, startować do egzaminów do uczelni, która ich interesuje. Trzeba poświecić się całkowicie, aby osiągnąć własny cel. Poświęcać choćby dużo własnego czasu, jeśli naprawdę chcemy dostać się tam, gdzie marzymy. Moja osobista rada jest taka, by nie słuchać tego, co telewizja próbuje nam przekazać przez wszystkie reality-show  czy talent-show. Człowiek, owszem rodzi się z jakąś pasją, czy z jakimś talentem, ale to nie wystarcza. Utrzymać się w świecie artystycznym mogą tylko ci, którzy naprawdę kochają to, co robią i są gotowi poświecić się, aby ten sen stał się rzeczywistością.