Na co dzień stateczni wykładowcy Wydziału Politologii i Studiów Międzynarodowych – co jakiś czas przeistaczają się w punkowych kontestatorów systemu. Kiedy zamieniają uczelnianą katedrę na muzyczną scenę, studenci odkrywają ich zupełnie inne oblicze. Prof. dr hab. Marek Jeziński i dr Łukasz Wojtkowski w duecie Der Birken tworzą awangardowe dźwięki, które sami określają jako dark cyber electro punk. Już jutro ich muzykę będzie można podziwiać w klubie Od Nowa w ramach Majowego BUUM-u Poetyckiego. Z tej okazji namówiliśmy profesora Jezińskiego na rozmowę dotyczącą muzycznych fascynacji.

Pana dorastanie przypadło na lata 80., okres, w którym – parafrazując słowa hitu Perfectu Autobiografia – jak tornado rock się wdał i każdy chciał grać. Czy tak właśnie wyglądają pana muzyczne początki?

Zgadza się, przygodę z muzyką zacząłem jako bardzo młody człowiek. Kupowałem płyty Maanamu, Perfectu, Dżemu, tego typu wykonawców polskiego rockowego boomu. Jeszcze w podstawówce udało mi się kupić gitarę, której nie dało się nastroić, ale innych nie było w polskich sklepach muzycznych. I tak zacząłem grać sobie na gitarze, poznawać akordy, próbować jakieś melodie tworzyć. Wtedy też zacząłem myśleć o pierwszych próbach muzycznych, ale poza paroma spotkaniami z kolegami z podstawówki, którzy też mieli gitary – akustyczne oczywiście – nie za bardzo nam to wychodziło. Dopiero w liceum zacząłem grać w zespole postpunkowym, nowofalowym, gdzie pisałem teksty, trochę muzyki, wspólnie aranżowaliśmy utwory. To trwało rok, półtora, a potem poszedłem na studia i to wszystko się w oczywisty sposób rozmyło.

Nie oznaczało to jednak końca przygody z muzyką.

Na studiach próbowałem coś zakładać, ale nie za bardzo mogłem znaleźć ludzi, którzy by podeszli do tego ze zrozumieniem. Dopiero pod koniec lat 90. zaczęliśmy z ludźmi, z którymi grałem wówczas w teatrze myśleć o tym, by teatr zamienić na dźwięk.Wtedy zaczęła się bardziej poważna, systematyczna praca nad utworami i nad tym, co próbowaliśmy przedstawiać ludziom. Chociaż niezależnie od mojej współpracy z innymi w zespołach, cały czas udawało mi się coś pisać utwory, które „solowo” z gitarą akustyczną wykonywałem. Nie chcę przez to powiedzieć, że byłem jakimś „bardem” (śmiech), ale tego typu piosenki zawsze mi do głowy przychodziły i towarzyszą mi przez całe życie, choć wraz z rozwojem technologii inaczej te piosenki się piszą.

Pod koniec lat 90. powstał zespół Tacuara Nod. Na YouTube można odnaleźć ślady jego działalności, i można po nich stwierdzić, że bliska jest panu awangardowa formuła muzyczna.

Tak, zdecydowanie. Choć to, co można znaleźć na YouTube to jedynie „część prawdy” jak śpiewali Bob Marley i Peter Tosh. Druga część historii nie została nigdy wypowiedziana. W naszych archiwach domowych znajdują się nagrania z daleko bardziej posuniętymi poszukiwaniami awangardowymi. Używaliśmy na scenie zabawek, przeszkadzajek, przedmiotów domowego użytku, narzędzi. Przykładowo używaliśmy wiertarek, z których jedna wierciła w drewnie, a druga w betonie, co dawało zupełnie inny dźwięk (śmiech).

Tacuara Nod – prekursorzy dubstepu?

No, praktycznie tak (śmiech), choć tu bardziej Einsturzende Neubauten czy SPK byliby wzorami. Rzeczywiście, dobrze się bawiliśmy. Pewien mój kolega po jednym z koncertów powiedział: „Podzieliliście koncert na dwie części, jedna była częścią zasadniczą, a druga bisami. W pierwszej części pokazaliście, że jesteście artystami, a w drugiej, że umiecie grać” (śmiech). To chyba trafne podsumowanie tamtego okresu.

Skąd zrodził się pomysł projektu Der Birken?

Der Birken zrodziło się z tego, że zacząłem sobie myśleć o tym, że rzeczywistość w Polsce skręca w niebezpieczne rejony. Pomyślałem sobie, że osiągnąłem już wiek, który pozwalałby na to, by bez jakichkolwiek zahamowań wykonywać punkowe utwory na scenie. W związku z tym pojawiła się najpierw idea założenia zupełnie punkowego zespołu Święte Brzozy, dla którego zacząłem pisać utwory, ale okazało się, że nie bardzo jestem w stanie znaleźć ludzi, którzy utworzyliby pełny skład. Jak wiadomo, zespół punkowy musi składać się z czterech muzyków, muszą być cztery konkretne instrumenty, tutaj się nie da inaczej. A to oznacza, że muszą być próby, musi być stała działalność z pewnymi perspektywami. Przy obecnej sytuacji zawodowej i rodzinnej na coś takiego po prostu nie ma czasu. W związku z tym trzeba było tak pomyśleć, by utwory, mające punkową treść, dało się wykorzystać w inny sposób. W związku z tym powstał projekt, który miał być projektem pobocznym Świętych Brzóz, czyli Der Birken.

I projekt poboczny okazał się pana projektem głównym.

Miał funkcjonować do czasu, aż z doktorem Wojtkowskim znajdziemy ludzi, którzy uzupełnią prawdziwy skład. W związku z tym przearanżowalem te utwory na elektronikę, na sample i loopy. Dlatego to już nie jest punk, ale, jak to nazywam, dark cyber electro punk – lecz ciągle z tym samym przesłaniem. Te utwory po prostu dobrze brzmią – zarówno jako proste punkowe piosenki, jak i przearanżowane na elektronikę, gdzie na dobrą sprawę te linie melodyczne są nadal dość proste. Tak jak powinno być w oryginalnym punku, z tym, że pojawia się znacznie więcej przestrzeni muzycznej, znacznie więcej aranżacyjnych odniesień, no i miejscami tak się dzieje, że to nie jest już typowy punkowy przekaz, pojawiaja się innego typu niuanse.

Der Birken ma na już na koncie kilka bardzo udanych koncertów. Już w czwartek kolejny, u boku samego Tymona Tymańskiego i jego The Transistors!

Niespodziewanie dla nas pojawiła się możliwość zagrania u boku dużej gwiazdy sceny alternatywnej. Der Birken gra rzadko, ale na każdy koncert staramy się przygotowywać różne aranżacje. W czwartek zagramy jeden z pierwszych utworów napisanych dla Świętych Brzóz, co pokazuje, że Brzozy i Birken to historia, która jest ciągłością.

Zawód profesora uniwersyteckiego kojarzy się z powagą i statecznością. Jak jest odbierany profesor, który szaleje na scenie, grając awangardową muzykę?

Na naszym wydziale nie jest to jakoś dziwnie odbierane, bo ja grałem przez cały czas. Prowadziłem zespoły, zanim zacząłem pracować na Wydziale Politologii i Studiów Międzynarodowych. Nie spotkałem się ze słowami krytyki czy zdumienia. Zazwyczaj towarzyszy temu pozytywna ciekawość, i ze strony wykładowców, i ze strony studentów. Gdybym ja w waszym wieku miał wykładowcę, który występuje na scenie, też chodziłbym go zobaczyć w innej roli niż standardowa, oglądana na co dzień. Kiedy ja z kolei będąc na studiach działałem w teatrze, to często zapraszaliśmy swoich wykładowców na spektakle. Pojawiali się od czasu do czasu na naszych przedstawieniach i rozmawialiśmy z nimi na ten temat. Raz zdarzyło nam się nawet zagrać przedstawienie na zajęciach.

Zatem praca na uczelni i tworzenie muzyki nie wchodzą sobie w drogę?

Muzyka i nauka się splatają i nie ma rozdźwięku między występowaniu na scenie muzycznej i na katedrze wykładowej – to podobne typy obcowania z publicznością. Nie jestem wyjątkowym przypadkiem naukowca, który para się muzyką. Jeden z naszych byłych rektorów, profesor Jan Kopcewicz grał swego czasu w jazzowym zespole na trąbce. To coś zupełnie normalnego, że ludzie realizują różne pasje i zainteresowania. Nie przeszkadza to w niczym w wykonywaniu obowiązków naukowych.

Czy wśród pana kolegów z Wydziału Politologii i Studiów Międzynarodowych jest wielu miłośników muzyki?

Profesor Strzelecki (dr hab. Michał Strzelecki, prof. UMK – przyp. mk) jest wielkim fanem Marka Knopflera i Stinga, a więc „trójkowej” klasyki rocka. Pan doktor Lisiecki (dr Marcin Lisiecki – przyp. mk) jest „z pochodzenia” heavymetalowcem, ale też jest otwarty na różne jazzowe, awangardowe doznania. Podobnie szerokie spektrum zainteresowań ma doktor Wojtkowski, który jest fanem i punka, i progresywnych brzmień, i folku, potrafi też nie pogardzić zespołami country. Muzyka to coś, co towarzyszy nam codziennie. Nasiąkamy pewnymi sprawami, i fascynacje, które się pojawiają w wieku studenckim, pozostają w nas na dłużej.

Najbliższa okazja, by posłuchać Der Birken już jutro – zespół wystąpi w ramach ostatniego dnia Majowego BUUM-u Poetyckiego w klubie Od Nowa (ul. Gagarina 37a). Oprócz „profesorów elektro” zobaczymy również odczyty poetyckie Bianki Rolando, Marty Kapelińskiej, Radosława Sobotki, Pawła Tańskiego (wykładowcy UMK) i Marcina Jurzysty, spotkanie z popularną dziennikarką i krytyk literackim Kazimierą Szczuką poświęcone jej najnowszej książce „Janion. Transe-traumy-transgresje” oraz koncert gwiazdy wieczoru – grupy Tymon & The Transistors. Bilety na koncert Tymańskiego i paczki w cenie 25 zł w przedsprzedaży i 35 zł w dniu koncertu. Start całej imprezy o godzinie 20.00.

[fot. SKN Klub Dziennikarza]