Jak w najprostszy sposób zostać w Toruniu osobą, o której wszyscy mówią? Która będzie obecna na czołówkach gazet czy portali? Najprościej wejść na most i krzyczeć: „Uwaga, skaczę!”.

Przy okazji paraliżując ruch drogowy, doprowadzając do szału kierowców, którzy spóźnią się do domu, na ważne spotkanie, do pracy, bo jakiemuś idiocie zechciało się ze sobą skończyć. Czy dziwić może, że niejednemu wyrwie się złowrogi pomruk: „skacz, palancie, skacz i daj mi przejechać dalej”? Może jak by skoczył do zimnej wody, to by zmądrzał… Niektórzy wcale nie będą mruczeć, ale krzyczeć głośno: „No dalej, skacz!”. Niektórzy powodowani wściekłością na gościa, który im zaburzył codzienną rutynę dnia praca-droga-dom. Inni przeciwnie.

Bo fajne widowisko, coś się w końcu w tym Toruniu dzieje. Beka :DDD Kto nie skacze ten z policji hop hop hop xd Krzychu, weź nagrywaj, się wrzuci na jutuba. Hehehe ale jajca xD No dalej ziomeczku ale dobra kończ to bo nam chce się na piwerko iść :DDD A te psy co tutaj chcą? Negocjator przyjechał? xD Niech ten na moście wynegocjuje od nich pizzę i frytki do tego a potem pomyśli co dalej xDD Że co? Będzie schodził jednak? No trudno, była by większa bk jakby jednak skoczył :(( ale będzie co wrzucić na fejsika :DDD

Ludzie stojący w korku sami nie wiedzą, co myśleć, kiedy niedoszły samobójca jednak opuszcza swoje niedoszłe miejsce zgonu w asyście policjantów. Im chyba wszystko jedno, czy by skoczył, czy nie. Ważne, że za dziesięć minut policja odblokuje ruch i dojadą na miejsce przeznaczenia. Gdyby potrwało to dłużej, być może dołączyliby do krzyczących i zachęcali do skoku. Aby przyspieszyć zakończenie farsy, która ich akurat nie za bardzo bawi. Zbyt są zaaferowani śledzeniem uciekających minut na zegarku.

Niemniej jednak życie skoczka jest uratowane, i most także wraca do życia. Śmieszkowanie się kończy, bekowicze oddalają się na wymarzone piwerko. Pośpieszalscy wsiadają do samochodów i gazu do domu/pracy/gdziekolwiek. Skoczkiem zajmuje się teraz policja i psychologowie, starając się dowiedzieć o jego motywacji do skończenia ze sobą w tak efektowny sposób. Wszystko wraca do normy, pytanie tylko, kiedy kolejna taka akcja?

Ostatnia jak dotąd miała miejsce wczoraj po 22. Pewnie nie będziemy czekać długo na następną. Skoki z mostu (póki co tylko ze starego – co ciekawe, nowy jest wciąż pod tym względem dziewiczy) stały się w pewnym momencie prawdziwą epidemią tego miasta. Złośliwość ciśnie na klawiaturę, by napisać – toruńskim sportem narodowym. Takim naszym lokalnym Celebrity Splash. Ale trzeba skończyć w tym miejscu ze złośliwościami. Bo to nie jest powód do żartów.

Każdy sygnał, że ktoś próbuje popełnić samobójstwo od razu powinien zamienić się w najważniejszą sprawę na świecie. Nie można nigdy czegoś takiego lekceważyć. Oczywiście, z pewnością wiele przypadków nieudanych skoków podjęte było przez ludzi pijanych bądź naćpanych. Część – przez zwykłych żartownisiów (pamiętacie sprawę człowieka, który chciał skakać z… drzewa na placu Rapackiego?) Ale nawet jeśli wśród stu skoczków znajdzie się tylko jeden, który naprawdę ma ze sobą problem, to on jest ważniejszy niż 99 kretynów, którzy chcą robić wokół siebie tylko pusty szum. Kiedy idzie o życie ludzkie, wszystko inne powinno zejść na dalszy plan. Jeśli za chwilę może zginąć człowiek, co uprawnia nas do myślenia tylko o sobie? Jeśli się gdzieś spieszymy i wkurza nas, że opóźnia naszą drogę afera na moście, to na pewno mamy ważne powody do irytacji, ponieważ mamy ważne powody do pośpiechu. Ale czy są to powody tak ważne, że ich stawka jest większa niż życie? W 99,99% nie.

Być może egoistami są także owi samobójcy. Wspomniane robienie szumu często jest motywacją ludzi, którzy naprawdę mają powód, by skoczyć w odmęty Wisły. Skok, któremu towarzyszy spora widownia, kamery telewizji i flesze fotoreporterów to chyba najbardziej jaskrawy z możliwych przykład rozpaczliwego krzyku o pomoc. Można się zastanawiać, o czym świadczy sparaliżowanie połowy miasta tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę. Można słusznie takie postępowanie skrytykować. Ale też trzeba postarać się je zrozumieć. A przede wszystkim, postarać wyobrazić sobie, co czuje osoba, która naprawdę ma wszystkiego dość do tego stopnia, że światełko w tunelu widzi na dnie rzeki. Może to są komunały, co teraz piszę, ale kto wie, jakie niespodzianki przygotowuje dla nas los na przyszłość. Może jeden z tych przyszłych skoczków, których na pewno wielu jeszcze pojawi się na toruńskich mostach, to ktoś z nas. Nie życzę nikomu tego, by za jakiś czas sam poczuł, że jedynym wyjściem jest stanąć na krawędzi mostu i zakrzyknąć„skaczę”.

A tym bardziej nie życzę, by usłyszał odpowiedź: „Skacz, głupi, skacz”.
[fot. Mateusz Kosowicz]