Michael Caine, Alan Arkin i Morgan Freeman powinni być gwarancją świetnej zabawy. Nie zawiedzie się ten, kto uwierzy w ten truizm i wybierze się do kina na „W starym, dobrym stylu”. Najnowsza komedia Zacha Braffa pojawiła się na polskich ekranach 30 czerwca.

W zasadzie nie ma tutaj wielkiego odkrycia, każdy kto widział zwiastun „W starym, dobrym stylu” – przeczuwał co przyniesie całość. Trzech sympatycznych bohaterów, którzy rozkochają w sobie widownię i będzie można z czystym sumieniem kibicować im przez czas trwania seansu. Dodatkowo spora dawka humoru i dystansu do ich wieku.

Trzech emerytów – Joe (Michael Caine), Albert (Alan Arkin) oraz Willie (Morgan Freeman) postanawia napaść na bank, który wspólnie z niesprawiedliwym systemem, czyniącym z nich kozłów ofiarnych przedsiębiorczej machiny, pozbawia ich oszczędności, niezbędnych do normalnego funkcjonowania. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie wiek wszystkich panów. Sprytem i inteligencją spróbują nadrobić braki fizyczne.

Film przez całe półtorej godziny nie zbacza z obranej od samego początku ścieżki. Pełny zabawnych dialogów oraz ciepłego humoru pokazuje nam, że życie dziadka wcale nie musi być nudne. Co jakiś czas, twórca „Powrotu do Garden State” serwuje nam również wykłady na temat rodziny i jej niezwykle istotnej roli w codziennym życiu. Kiedy na samym początku Joe jest świadkiem napadu na bank, dostajemy lekcję poglądową na temat bezwzględności ekspertów, którzy manipulują nieświadomymi pułapek klientami. Z pomocą przychodzą rabusie, którzy jawią się jako wymierzający sprawiedliwość przez co widzowie mają jeszcze mocniej stanąć murem za naszymi bohaterami, którzy decydują się na desperacki krok. Reżyser oraz scenarzysta Theodore Melfi wrzucają tutaj kamyczek do ogródka amerykańskiego państwa, które wcale nie jest rajem, a przynajmniej nie dla wszystkich.

Całość najlepiej oddaje słowo – „przyjemny”. Przez nieco ponad 90 minut sala kinowa rozbrzmiewa większym i mniejszym śmiechem. Braff nie silił się tutaj na wielkie kino, o którym będziemy wspominać latami, ale swój cel osiągnął. Przyciągnął ludzi odpowiednimi nazwiskami, które zdały egzamin i stworzyły spójną całość.

cc_master_black

„W starym, dobrym stylu” aktorami stoi

Wydawało się czymś oczywistym, że tercet Caine – Freeman – Arkin nie powinien zawieść. Trzej panowie mimo tego, że lat im nie ubędzie – pokazują do tego dystans i robią to z wrodzoną sobie gracją. Michael Caine już raz taki był – w dużo brutalniejszej rzeczywistości, jaką prezentował wspólnie z twórcami „Harry’ego Browna”. Wtedy ruszył sam przeciwko bezwzględnemu światu, niejako stając się jego częścią. Tym razem wygłasza świetliste przemowy, w których przysięga służyć jedynie dobru, a po niecodzienne środki sięga jedynie pod niedającym się poskromić przymusem.

Z trójki gentlemanów najokazalej wypada jednak Alan Arkin. Gwiazda „Operacji Argo” pokazuje się ze świetnej strony jako lekko podstarzały amant (podrywany zresztą w kapitalny sposób przez Annie, graną przez Ann-Margaret) lub umoralniający współtowarzyszy kolega. O Morganie Freemanie nie ma sensu się tu specjalnie rozpisywać. Jest po prostu sobą.

Najnowszy film Zacha Braffa nie zdobędzie prawdopodobnie siedmiu Oscarów, ani nie będziemy o nim mówić jako największym wydarzeniu lata. Z czystym sumieniem jednak mogę powiedzieć, że warto się na niego wybrać do kina. Z kobietą, rodziną, a może z dziadkiem?  Po wyjściu z sali, w przyjacielskich rozmowach z pewnością pojawi się kilka cytatów z „W starym, dobrym stylu”, większość powinna pamiętać niebanalną scenę ucieczki z marketu i wreszcie po prostu będzie miała poczucie bardzo dobrze spożytkowanego czasu.

Ocena autora – 7/10

„W starym, dobrym stylu” i wiele innych hitów w toruńskich kinach Cinema-City, zobacz repertuar na https://www.cinema-city.pl/

Chcesz być na bieżąco z eventami, które odbywają się w Cinema-City? Zapraszamy do polubienia strony kina na  Facebooku oraz Instagramie

 

**Recenzja powstała przy współpracy z siecią kin Cinema City