Naszej rzeczywistości niewiele brakuje do takich filmów jak Star Trek czy Tron. Momentami mam jednak wrażenie, że nasza świadomość nowoczesnych urządzeń dorównuje tej u bohaterów bajki Flinstonowie, a przecież technologia towarzyszy nam wszędzie.
Jeżdżąc przez wiele lat MZK przytrafiło mi się wiele przygód, jednak nigdy głównej roli nie odgrywał biletomat – jak to miało miejsce całkiem niedawno. Wchodzę do autobusu i jako uczciwy obywatel zamierzam kupić bilet. Widzę automat i ucieszony, że nie muszę zaprzątać głowy zapracowanemu kierowcy, podchodzę do maszyny chcąc dokonać zakupu. Wybieram odpowiednią pozycję i wrzucam pieniądze. Po chwili automat oddaje mi drobne i pokazuje komunikat, w którym dziękuje mi za zakup biletu i zaprasza ponownie. Był zakup – nie ma biletu. Zdezorientowany ruszam w stronę kierowcy.
Z zupełnie innej beczki. Często rezydując na różnych wydziałach UMK, zastaje widok wiszących na ścianach, nieużywanych i nowoczesnych telewizorów. Zazwyczaj nie leci na nich nic, choć mogłyby zajmować studentów jakimiś spotami reklamowymi czy programami. Ta sama sytuacja z salami wykładowymi – wiele z nich ma nowoczesny sprzęt, który egzystuje w czeluściach wydziałów zupełnie nieużywany, zamiast posłużyć do urozmaicenia zajęć.
Podobna sprawa jest z elektronicznymi informatorami, jakie możemy spotkać np. na toruńskiej starówce. Wydaje się jasne, że większość zagubionych z pewnością z nich nie skorzysta – czy to z przekory, czy ze wstydu. Zamiast tego wolą zapytać. A przecież to nic trudnego podejść i nacisnąć palcem dwa czy trzy razy w ekran, na którym pojawi się dana informacja. W każdym razie – powinna.
Chociaż rzecz zupełnie zgoła inna, lecz trafnie obrazuje nasz zapał do nowych mediów. Pewną niekonsekwencję możemy zauważyć w przypadku fanpage’y na Facebooku – dla rynku reklamowego trend mediów społecznościowych stał się niemalże wymogiem. Profile danej firmy czy produktu pojawiają się jak grzyby po deszczu. Przez pierwsze miesiące działają intensywnie, wrzucają dużo treści, ale entuzjazm w połowie gdzieś gaśnie, a strona, niczym zużyta chusteczka, pozostaje w śmieciowisku Internetu.
Mimo powyższych przykładów, zaznaczę, że nie mam nic przeciwko wszelkim innowacjom – ba – można powiedzieć, że jestem fanem nowinek technicznych. Po prostu ściska mnie coś w środku, gdy widzę, jak grube pieniądze, które wydane są na nowoczesne „udogodnienia” (które jak widać głównie potrafią przysporzyć problemu) zostają zwyczajnie wyrzucone w błoto. A wraz z nimi ogromny potencjał tych urządzeń. Cóż, jaki kraj takie nowe technologie. Ważne, żeby wyglądało nowocześnie, a czy działa tego już z obrazków nie widać…
Wniosek jest prosty: mamy nowe technologie, tylko nie zawsze wiemy jak z nich korzystać, aby z ich obecności przyszło coś więcej, aniżeli straty. Nie nawołuje, aby każdy z nas od razu pobiegł do domowego schowka i wyszukał opasły plik instrukcji telewizora, mp3ki, IPoda, smartfona…, zwyczajnie marzy mi się, aby nowinki techniczne używane (a także kupowane) były z rozmysłem.

fot. sxc.hu