Sztokholm to kolejni laureaci cyklu Koncertowa Fala, przygotowanego przy współpracy Radia Sfera UMK z Klubem Studenckim Od Nowa. Koncert wywołał wielkie emocje, a my postanowiliśmy przepytać zespół o plany artystyczne oraz zagłębić się w historię tych chłopaków. Miłej lektury!

 

Czy za nazwą Sztokholm kryje się jakieś głębsze znaczenie, czy po prostu została ona wybrana przypadkowo?

Szymon: Po obejrzeniu filmu „Enter the Void” przyśnił mi się neon z literkami „dźwięk”. Początkowo myślałem nad wykorzystaniem tego słowa jako nazwy zespołu, jednak drażniły mnie polskie znaki (śmiech). Nie stało to jednak na przeszkodzie, aby użyć go jako jednego z „firmowych” hasztagów zespołu (wraz z miłością i pulsującym światłem). Ostatecznie, postawiliśmy sobie za zadanie, aby każdy z nas przyniósł parę nazw na jedną z prób. Pomijając zabawne hasła typu „Bananowe rymy”, padło słowo Sztokholm – i tak już zostało.

Wasze inspiracje są dosyć kontrowersyjne, ponieważ z jednej strony zasłuchujecie się w Aphex Twinie, z drugiej strony jesteście fanami Tedego, a i nie jest wam obca niezależna scena rockowa lat 90. Dlaczego więc poszliście w muzykę elektroniczną?

Szymon: Muzyka gitarowa, moim zdaniem, posiada ograniczony zasób emocji, które można za jej pomocą wyrazić. W elektronice możesz przekazać wszystko – od maksymalnej radości, eskapizmu, Rihanny aż do pustkę obecną w dźwiękach np. Autechre. To jest fajne. Poza tym fajnie się tworzy ten gatunek.

Daniel: Przez dwa lata nie graliśmy razem. Niemniej jednak to był czas gdy Szymon poznał Aphex Twina, ja zaś zasłuchiwałem się w Boards of Canada. To budowało później klimat naszych spotkań i przerodziło się w to, co mogłeś usłyszeć na dzisiejszym koncercie. Co prawda nie są to szczyty IDM-u, bo takich rzeczy nie jesteśmy w stanie przeskoczyć, ale popchnęło nas to w stronę elektroniki.

No właśnie, bo wcześniej graliście w zespołach rockowych. Co więc było momentem przełomowym w odsunięciu gitar w cień na rzecz elektroniki?

Ariel: Podczas tej dwuletniej przerwy zagłębialiśmy się w muzykę inną niż gitarowa. Stwierdziliśmy więc, że dojrzeliśmy do grania innych rzeczy. Padło na muzykę elektroniczną, gdyż jej słuchaliśmy najwięcej.

Dzisiejsza scena muzyczna jest przesiąknięta zespołami, które porzuciły gitary na rzecz syntezatorów. Nie boicie się wybicia w tak trudnych dla newcomerów czasach?

Daniel: My mamy trochę inny pomysł na siebie. Chcemy, aby nasze występy były połączeniem tradycyjnego koncertu z dj-setem. Mieszamy własne rzeczy z twórczością innych artystów. To nas bawi, więc gramy tak, a nie inaczej. Reszta się nie liczy.

Szymon: Rzeczywiście, tych zespołów elektronicznych jest masa.

Ariel: I tak mniej niż gitarowych.

Daniel: Dużo jest muzyki z wielu stron.

Szymon: Elektronika jest ciekawsza, dlatego ją gramy.

Daniel: Najtrudniej byłoby nam zostać raperami (śmiech).

Szymon: Niemniej jednak każdy z nas zrobił swoje #hot16challenge na próbie! (śmiech)

Ariel: Czasami jednak pamiętamy o gitarze i wplatamy ją w swoje utwory. Po prostu zamieniliśmy jej brzmienie z rockowego na bardziej funkowe.

W tym roku zaatakowaliście czterema utworami. Czy to nie czas na EP-kę/album?

Szymon: To jeszcze nie ten etap, w którym moglibyśmy uderzać w najwyższe progi. Wszystko jest kwestią czasu.

Daniel: Zajmujemy się wszystkim sami, to też jest problemem.

Szymon: Gdybyśmy poszli do profesjonalnego studia, to pewnie zupełnie inaczej by to wyglądało. My jednak wolimy robić wszystko od początku do końca na własną rękę. To też pozwoliło nam zacząć grać koncerty. Gdybym nie uczył się samemu produkcji muzyki, to prawdopodobnie wyglądałoby to o wiele gorzej.

W swojej twórczości samplujecie wiele kontrowersyjnych utworów. Czy jest jednak artysta, którego boicie się „dotknąć” w swojej twórczości?

Szymon: Daniel szuka tych sampli w dosyć specyficzny sposób – poprzez słowa klucze, ale to długa historia. Nasz najnowszy utwór w całości złożony jest z zapożyczonych dźwięków. Raczej nie ma rzeczy, których się boimy.

 

Sprawdźcie również galerię zdjęć z koncertu, przygotowaną przez Damiana Zatorskiego: