Ona – roztańczona wokalistka z wiatrem we włosach, on – gitarzysta o duszy małego diabła. Poznali się bliżej dzięki alkoholowym uniesieniom, a już w tę środę poznacie, jak reagują na siebie na scenie w klubie Carpe Diem.

 

Little White Lies to łódzki zespół uznawany gatunkowo za psychodelic rock. Grupa powstała w 2011 roku, jednak w muzycznym świecie zaistnieli trochę później. Są jednym z większych objawień ubiegłego roku. Przed wydaniem swojej pierwszej płyty wystąpili na Heineken Open’er Festival, za to ich debiutancki album ukazał się jesienią 2012 roku. Little White Lies utworzyli Kasia Katee Bartczak oraz Zbyszek Krenc. Od czerwca wraz z nimi gra perkusista Piotr Gwadera.

Zespół wystąpi w środę w klubie Carpe Diem.  Wstęp wolny. Start o godzinie 20.

Oto link do wydarzenia na Facebooku dla zainteresowanych:

https://www.facebook.com/events/228924997268752/?ref=ts&fref=ts

 

W celu zachęcenia Was do udziału w koncercie, zamieszczamy krótki wywiad z ubiegłego roku.

 

Wasz zespół nosi nazwę Little White Lies, myślicie że wszyscy kłamią?

Zbyszek Krenc: Ludzie często ukrywają mroczne strony osobowości. Każdy nosi w sobie pierwiastek kłamstwa.

Kasia Bartczak: My mamy akurat sporo tajemnic, więc nazwa całkowicie pasuje do naszych charakterów.

Kiedy gracie przed publicznością też oszukujecie?

Z. K. : Spójrz, prawda z nas kapie (wskazuje na siebie i Kasię, oboje zupełnie spoceni i zmęczeni).

K. B. : Na scenie pokazujemy siebie totalnie, bez ściemy, gramy, bo czujemy muzykę. Jednak sam moment powstania zespołu jest owiany tajemnicą…

Legendy głoszą, że wszystko zaczęło się od wina. Alkohol zbliża ludzi i jak widać podsuwa całkiem ciekawe pomysły.

Z. K. : Na pewno dodaje pewności siebie, bo możesz nam nie wierzyć, ale tak naprawdę na początku byliśmy bardzo nieśmiali.

K. B. : Spotkaliśmy się i zamiast pobrzdąkać, od razu zajęliśmy miejsca przy wzmacniaczach, dużo gadaliśmy o tym jak widzimy muzykę. W międzyczasie wypiliśmy dwie butelki wina, co pogłębiło poczucie, że nadajemy na tych samych falach. Złapaliśmy za sprzęt: Zbyszek wziął gitarę, ja mikrofon – od razu powstało coś niezwykłego!

IMG_0414

Promujecie pierwszą płytę, która w spolszczeniu brzmi przebrane diabły.

Z. K. : Mały diabełek siedzi w każdym z nas i czeka na okazje. Wszystko zależy od hierachii wartości, ale tak na serio, ta nutka zła prowadzi często do przyjemności.

Waszej płycie towarzyszy dużo goryczy i pesymizmu. Świat przedstawia się tylko w ciemnych barwach?

Z. K. : Człowiek jest najbardziej twórczy, kiedy jest mu źle. Radość powoduje, że tracimy kontakt z rzeczywistością. Najpiękniejsze piosenki tak naprawdę mówią właśnie o smutku.

Ale w miłości widzicie lepszą perspektywę.

K. B. : Nie jesteśmy stworzeni dla samotności.

Z. K. : Nawet na scenie gramy we dwójkę, tworzy się intymny nastrój, zaczynamy reagować na siebie, pojawia się chemia. To wszystko działa też na publiczność, oni czują to, co dzieje się między nami.

Nie tworzycie dla pieniędzy.

Z. K. : To jest po prostu nasze. Bez względu na to czy odnieślibyśmy sukces, to muzyka zawsze grałaby w naszych duszach. Nigdy nie sprzedam swojej gitary.

K. B. : Nawet pod prysznicem i tak byśmy grali dalej.

To wasza pierwsza płyta. Co proponujecie początkującym zespołom?

Z. K.: Cierpliwość. Gdybym zaczynał od nowa, to musiałbym mieć dużo energii. Trzeba się bardzo starać. Anonimowych zespołów nikt chętnie nie zaprasza, media nie chcą mówić o kimś, kto nie jest popularny i nie pociągnie tłumu fanów za sobą. Trudno się wybić, więc zostaje tylko uzbroić się w cierpliwość i gonić za marzeniami.

Oficjalny fanpage zespołu:

https://www.facebook.com/littlewhiteliespl?fref=ts

 

[Fot: archiwum zespołu]