Pora na trochę klasyki. W ramach tygodnia polskiej muzyki chciałabym zafundować wam trochę sentymentalną wycieczkę do lat 80., kiedy to moim skromnym zdaniem powstawały największe przeboje polskiego rocka. Choć zabrzmi to może dziwnie wszystkie albumy, które wybrałam towarzyszyły mi za sprawą moich rodziców przez całe dzieciństwo w swoich oryginalnych, winylowych wydaniach. Myślę, że fakt, iż słucham ich do dzisiaj z mp3, jest świetnym dowodem na to, że nie tak łatwo zmienić raz zaszczepiony gust muzyczny. ;)

Maanam „Maanam”

Debiutancki krążek zespołu wydany w ’81 roku. Energiczny, szybki i porywający. Słysząc te kawałki, aż chce się poderwać z miejsca i rzucić w wir tańca. Na płycie znalazło się między innymi słynne Boskie Buenos , drugi singiel zespołu, które stało się jednym z jego najbardziej rozpoznawalnych przebojów. Osobiście uwielbiam ten album za teksty Olgi Jackowskiej. Pomimo swej pozornej lekkości, zawierają sporo prawdy o codziennym życiu „szarego człowieka”. Szare miraże zamykające stronę B płyty pomimo, iż powstały czterdzieści lat temu zdają się idealnie opisywać nasze pokolenie i zawsze zostawiają mnie w lekkie j rozterce. Album zawiera również jeden z moich ukochanych utworów Oddech szczura, który uznaję za cudowny popis dykcji Kory. W dzieciństwie godzinami próbowałam nadążyć za nią, a jednocześnie nie połamać sobie języka. Koniec końców nigdy mi się to nie udało, ale piosenka pozostała ze mną do dzisiaj.

Perfect „UNU”

Płyta, której nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu. Album z 1982 roku, na którym znajdują się wszystkie z pośród moich ulubionych piosenek tego zespołu. I chociaż uwielbiam solówki gitarowe Perfectu moje serce (ponownie) skradły ich teksty. Nad tym krążkiem spędziłam długie godziny dyskusji z moim tatą. Do dzisiaj z resztą uwielbiam słuchać, jak opowiada o znaczeniu tych tekstów dla jego pokolenia. Właśnie na tym krążku znalazł się, chyba najsłynniejszy utwór w historii zespołu – Autobiografia, opowiadająca o zawikłanej drodze życiowej pewnego muzyka. Trafił na niego również kolejny z moich ulubionych „językołamaczy” piosenka – Chce mi się z czegoś śmiać. Pomimo szybkiego tempa utworów, większość z nim ma według mnie charakter dość refleksyjny, a przynajmniej skłaniający do przemyśleń.

Lady Pank „Lady Pank”

Kolejna debiutancka płyta z 1983 roku – zdecydowaniem mam słabość do początków wielkich legend. Album mówi sam za siebie i to dosłownie, bo teksty są proste i przejrzyste, chociaż moim zdaniem mają w sobie ledwie dostrzegalną nutkę melancholii. Vademecum skauta, to mój zdecydowany ulubieniec z tej płyty. Piosenka towarzyszyła mi w okresie mojego małego buntu przeciwko właściwie wszystkiemu.  Sam utwór jest dość przewrotny, bo chociaż składa się z samych „dobrych rad”, wiadomo, że są to wyświechtane formułki, a nikt nie lubi takiego pouczania. Album zawiera również ogromny hit zespołu Mniej niż zero. Mało kto wie, że piosenka doczekała się wersji angielskojęzycznej, w dodatku z teledyskiem. Ale zaufajcie mi – ta piosenka to doskonały przykład na to co „dobre bo polskie”.

Dżem „Najemnik”

Bez przebojów z tej płyty nie wyobrażam sobie żadnego karaoke. I nie muszę chyba nikogo przekonywać, że teksty z ’89 nadal są aktualne. Krążek oprócz tych przyjemnych zawiera kilka naprawdę refleksyjnych kawałków, a wśród nich tytułowego Najemnika. Prawie sześciominutowy utwór z cudowną solówką gitarowa i rozwiniętą stroną instrumentalną, której mogłabym słuchać godzinami. Osobiście mam ogromny sentyment do tej płyty, bo Wehikuł czasu, to jeden z tych utworów, które tata podśpiewywał w kuchni gotując, a Kaczor coś ty zrobił to z kolei piosenka, którya przywitał mnie rankiem po studniówce. Temu utworowi nie da się odmówić ponadczasowości.

Budka Suflera „Za ostatni grosz”

I na zakończenie zespół, który już za niecały miesiąc odwiedzi Toruń podczas swojej pożegnalnej trasy koncertowej A po nocy przychodzi dzień. Do dzisiaj pamiętam tę cudowna tekturową okładkę, wymiętą i zniszczoną przez czas, która kurzyła się na stojaku z winylami. Rzeczywiście wyglądała jakby kosztowała nie więcej niż 10 groszy. Krążek zawiera dwie z moich ulubionych ballad: tytułowy Ostatni grosz, utwór do którego zespół stworzył swój pierwszy teledysk oraz Nie wierz nigdy kobiecie, które znalazło się dopiero na reedycji płyty z ’96 roku (uznajmy, że mam tę wersję). Płyta jest znacznie spokojniejsza od pozostałych, ale ponownie – nie mogłam się oprzeć magii tekstów.