Za kamerą Edgar Wright, a przed nią m.in. Ansel Elgort, Kevin Spacey i Jamie Foxx. Przed premierą filmu „Baby Driver” zewsząd było można słyszeć, że tego nie można popsuć. Najnowsze dzieło Brytyjczyka jest z pewnością co najmniej powiewem świeżości, a może zdecydowanie czymś więcej?

Wspólnie z Baby’m (Ansel Elgort) ruszamy w podróż, w której będziemy prowadzeni przez dźwięki różnorakiej muzyki, która w danym momencie będzie odpowiadać stanowi emocjonalnemu bohatera, bądź po prostu znakomicie będzie pasować do tła.

Młody chłopak jest kierowcą podczas brawurowych napadów i nigdy nie zawiódł Doca (Kevin Spacey). Nie ma wyboru, gdyż w wyniku życiowych błędów zbudował sobie dług u swojego szefa i w ten niezbyt moralny sposób musi go spłacać. Kiedy już to uczyni, zerwanie z mafijną przeszłością wcale nie okaże się łatwe.

Edgar Wright zadbał tutaj o każdy detal. Kiedy Baby rusza po kawę, cały świat musi tańczyć do muzyki, której akurat słucha w jednym ze swoich skarbów – iPodów. Na swojej drodze spotyka piękną kelnerkę Deborę (Lily James), która spróbuje odmienić jego życie. Oprócz niej, nasz bohater ma regularnie do czynienia z mniejszymi lub większymi świrami, z których w czołówce zdecydowanie jest Batts (Jamie Foxx). Gdzieś w tym wszystkim zawsze będzie muzyka. Podczas romantycznych wspominek z Deborą i podczas planowania napadu. Reżyser umiejętnie dobiera kawałki i tworzy z tego spójną całość. Dodatkowym atutem filmu jest jego tempo. Przez przypadek udało mi się spojrzeć w trakcie seansu na zegarek. Gdy byłem pewien, że jesteśmy w połowie, film trwał już półtorej godziny. Inteligentne pomieszanie komedii, brawurowej akcji i oczywiście kina muzycznego sprawia, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie.

Nie jest to typowe kino, które stawia na prosty przekaz. Żeby zrozumieć emocje Baby’ego, musimy wspólnie z nim sterować jego iPodem. Queen, Simon&Garfunkel, T.Rex to tylko przykłady genialnych ikon muzyki, które pomogą nam wejść do tego świata. Kiedy już oswoimy się z muzyką, przyjdzie nam przeżyć melodramat, komedię i akcję – czasem w jednej scenie.

cc_master_black

„Baby Driver” – Edgar Wright wiedział

Twórca „Scott Pilgrim kontra świat” doskonale zdawał sobie sprawę, jakich aktorów potrzebuje do tego miszmaszu gatunkowego. Znany z „Gwiazd naszych wina” Ansel Elgort wykreował autentyczną postać lekko zagubionego, ale w kryzysowych momentach potrafiącego wcisnąć gaz do dechy chłopaka. O Kevinie Spacey’m zwykło się mawiać, że jest stworzony do grania czarnego charakteru. Nie inaczej jest w tym przypadku. Kiedy Doc mówi coś swoim poważnym tonem, widzowie wiedzą, że nie pora na żarty.

Największymi wygranymi są jednak odtwórcy ról rabusiów. Buddy (Jon Hamm), Batts (Jamie Foxx) oraz Darling (Eiza González) ani przez chwile nie pozwalają na wątpliwości, czy aby reżyser nie powinien poszukać kogoś innego.

„Baby Driver” to jedna z najciekawszych propozycji tego lata. Jest oryginalny, momentami bardzo mądry, ale przede wszystkim zapewniający nam kapitalną rozrywkę. Każdy widz znajduje w nim coś dla siebie i z pewnością doceni sam pomysł Edgara Wrighta. Powtarzane jak mantrę zdanie w ostatnich miesiącach – „Hollywood nie ma koncepcji na coś nowego”, w tym przypadku nie obowiązuje. Chwała Wrightowi, że się zdecydował, otoczył odpowiednimi ludźmi, idealnie dobrał soundtrack, a potem tylko poprosił o zapięcie pasów. Jeżeli mu zaufacie, to spędzicie wspaniałe nieco ponad półtorej godziny, a po powrocie do domu zapragniecie mieć w swoich głośnikach ścieżkę dźwiękową.

Ocena autora – 9/10

„Baby Driver” i wiele innych hitów w toruńskich kinach Cinema-City, zobacz repertuar na https://www.cinema-city.pl/

Chcesz być na bieżąco z eventami, które odbywają się w Cinema-City? Zapraszamy do polubienia strony kina na  Facebooku oraz Instagramie