Na całym Pomorzu funkcjonowało około stu większych i mniejszych obozów, w których życie straciło tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci. O jednych wspomina się często, inne bywają pomijane. Zdecydowała liczba ofiar albo co bądź wyróżniające się okrucieństwo, choć żadnego z nich nie wypada nazwać lekkim. Historię „Szmalcówki” powinien poznać każdy, kto odwiedza Toruń.

 

Od mieszczącej się wcześniej w tym miejscu fabryki smalcu „Standard” pochodziła potoczna nazwa obozu („Szmalcówka”, rzadziej „Smalcówka”) przy ulicy Grudziądzkiej (wówczas Graudenzer). Jak pisał Emil Ogłoza, słowo to wymawiały polskie usta ze drżeniem, a kto przechodził w pobliżu tych czerwonych murów wzdychał jedynie ciężko, bezsilny wobec przemocy, strzegąc się pilnie nie przyglądać zanadto, by nie zostać porwanym do niej, zbitym, ostrzyżonym częściowo i wyrzuconym z pogróżkami.”

Obóz przesiedleńczy w Toruniu utworzono w 1940 roku. Większość więźniów zamieszkiwało wcześniej miasto i okolice, ale przywożono tu Polaków z całego Pomorza. Część stanowiła inteligencja, nie brakowało też ograbionych z ziemi rolników. Początkowo głównym założeniem było przesiedlanie ich do Generalnego Gubernatorstwa. Pierwszy transport liczył 1 706 osób. Po wstępnej „selekcji” co niektórzy mogli złożyć podpis na volksliście i tym samym ocalić życie. Sposób obchodzenia się z więźniami nie różnił się od praktyk innych obozów przesiedleńczych w okupowanej Polsce:

Gestapo zabierało im prawie wszystko, zdzierano z rąk obrączki i kolczyki z uszu, odbierano też ostatni grosz, nawet dzieciom ich drobne oszczędności. W stęchliźnie, w brudzie, na cementowej podłodze, gdzie zrzadka tylko leżały garście słomy, czekali tu wygnańcy swej kolejki, aż nadszedł dzień wyjazdu.

 

W tej stęchliźnie płynęło jednak życie, bo płynąć musiało

Wspomniana słoma, będąca posłaniem więźniów, w całej historii obozu była wymieniana tylko raz. Nietrudno się domyślić, że stanowiła jedno z siedlisk bakterii i robactwa, zwłaszcza że często pełniła funkcję toalety dla dzieci. Melania Kuczyńska, więźniarka „Szmalcówki”, wspominała z żalem:

Niewyobrażalny smród i gęste, przesycone oparami kału, moczu, gnijących z brudu ciał, morowe powietrze. Więźniów dziesiątkowały choroby z głodu, zimna, robactwa, gryzoni i szczurów.

Chorych w końcu odseparowano. Podobóz dla nich powstał w dawnej drukarni przy dzisiejszej ulicy Bażyńskich (wtedy Goethestrasse). Można powiedzieć, że dzienne racje żywnościowe do tych warunków były adekwatne – kubek kawy, kromka chleba i imitacja zupy. Brutalne obchodzenie się wartowników z osadzonymi jest oczywiste, ale do masowych egzekucji w tym miejscu raczej nie dochodziło (przeznaczono do tego inne lokalizacje, jak lasy Barbarki). Szkarlatyna, odra, dyfteria i w końcu tyfus niosły śmierć na taką skalę i w takim tempie, że skutecznie mogły zastępować kule karabinów. W czasie epidemii tyfusu umierało do 30 osób dziennie.

Szacuje się, że z całego Torunia w czasie wojny przesiedlono około 5 tysięcy Polaków. Duża część z nich musiała zmagać się z trudami życia w „Szmalcówce”. Byli też robotnicy, którzy nie mieli już nigdy opuścić tego miejsca. Ich codzienną nędzę najlepiej oddaje opis Ogłozy:

O wczesnych godzinach ranka wlokły się cienie tych ludzi wybladłych, wynędzniałych, prowadzonych co dzień do ciężkiej pracy. Szli ze spuszczonymi głowami, przybici niedolą i tą straszną beznadziejnością jutra, wiedząc, że nie ujmie się za nimi nikt, bo nikt nie może. Szli głodni, schylając się nawet po źdźbła trawy, by uśmierzyć ból, szarpiący wnętrzności. A tam w „Szmalcówce”, w tej stęchliźnie, płynęło jednak życie, bo płynąć musiało, tam rodziły się dzieci i tam marły, tam wymierały rodziny całe.

 

Wspomnienia grabarza

Grabarz Feliks Rydzeński, któremu na pobliskim cmentarzu kazano grzebać zabitych i zmarłych w obozie, relacjonował:

Wobec wielkiej ilości zmarłych, a brakło już odpowiednich wolnych działek na groby, władze hitlerowskie przekazały na 3 miesiące 20 ludzi, którym polecono uprzątnąć pomniki z grobów polskich. Pomniki te rozbijano młotami, doprowadzono kolejkę i gruzy przewieziono za kostnicę, gdzie do tej pory leżą.

Ofiary obozu, będącego od jesieni 1941 roku obozem nie przesiedleńczym, a karnym, pogrzebano na czterech działkach, rozdzielono ciała dorosłych i dzieci. I działka 711 osób dorosłych, II 334 dzieci, III 91 osób dorosłych, IV 63 dzieci, razem 1199. 1 199 osób straciło życie w „Szmalcówce”. Grabarz Rydzeński zanotował, że ciała przywożono brudne, z odgryzionymi nosami i uszami. Najpewniej jakiś czas stanowiły pokarm dla gryzoni, zanim „uporządkowano” dla nich cmentarz. Wspomina też zamordowanego przedstawiciela toruńskiej inteligencji, sędziego Hoszowskiego, który bity przez strażników zakpił z niemieckiego postrzegania kultury:

Dnia 30 sierpnia 1941 r. dostarczono mi na cmentarz zwłoki sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego Adama Hoszowskiego, ur. 8 listopada 1882 r., który został pochowany pod nr. 560. Zmarłym tym zainteresowałem się, odkryłem trumnę i stwierdziłem, że zwłoki te były całe pobite, czarne od błota, miejscami ciało było poprzebijane do kości. Miał tylko na sobie strzępy koszuli, która od błota i brudu była czarna i sztywna, ubocznie powiedziano mi (przez lagrowców), że sędzia ten był bity przez kilka dni do nieprzytomności, kiedy upadł i zemdlał, oblewano go wodą i po ocuceniu bito dalej. Na cemencie w kałuży błota pozostawiono go i tam zmarł.

Tymczasem mieszkańcy Torunia byli przez niemiecką propagandę informowani, że w „Szmalcówce” przetrzymywani są kryminaliści. Rzeczywistość była zgoła inna. Ginęli tam ludzie prości, rolnicy, ich dzieci i inteligencja, a głównym powodem ich cierpień była polskość. Także dlatego na zawsze niewyjaśniona pozostanie śmierć Szweda Olafa Swensena i postępowanie z jego ciałem.

Pogrzeb odbył się pod ścisłą kontrolą policji tajnej. W kilka dni później zajechał samochód z oficerami „Gestapo”, którzy byli silnie zdenerwowani. Rozkazano mi grób tego Szweda splantować, by nie pozostało po nim śladu. Kazano mi wykreślić z ewidencji zgon i tuszem zamazać nazwisko. Pod groźbą zastrzelenia mnie kazano, bym zapomniał o tym pogrzebie. Wiadomo mi, że ci sami gestapowcy udali się do Zarządu Miejskiego; mówił mi o tym kierownik wydziału cmentarnego Matej, że musiał im doręczyć kartotekę tego Szweda, którą podarli w jego oczach. Na działce grobów, która wisiała w gabinecie Mateja pod szkłem, nazwisko Szweda tego zostało zamazane tuszem.

O likwidacji obozu zdecydowano w lipcu 1943 roku. Więźniów przewieziono do Potulic. Przez „Szmalcówkę” przewinęło się ponad 20 tysięcy osób.

 

Na podstawie:

T. S. Ceran, „Szmalcówka”. Historia niemieckiego obozu w Toruniu (1940–1943) na tle ideologii nazistowskiej, Bydgoszcz–Gdańsk 2011.

K. Ciechanowski, Ruch oporu na Pomorzu Gdańskim 1939-1945, Warszawa 1972.

T. Kuta, Imiona zbrodni, Gdynia 1965.

B. Mansfeld, Toruń i okolice: przewodnik, Toruń 1977.

E. Ogłoza, Pomorze pod okupacją niemiecką w latach 1939-1945: fragment toruński, Toruń 1945.

M. Polak, Moi dziadkowie w historii Pomorza, [w:] W. Polak red., Oni tworzyli naszą historię. Prace laureatów Wojewódzkiego Konkursu im. gen. bryg. prof. Elżbiety Zawackiej, 2009–2013, Toruń 2013.