Urządzenia rozruchowe pewnie z nadejściem zimy spowodują kolejki w sklepach. Nie ma nic bardziej denerwującego, niż samochód, który nie chce zapalić. Duże, ciężkie i szybko rozładowujące się boostery, powoli zaczynają odchodzić w niepamięć. Rozwój technologii litowo-jonowej spowodował, że nowoczesny awaryjny starter ma teraz rozmiar kieszonkowy. Czy to możliwe, aby akumulator nie większy od dużego smartfona był w stanie zadziałać jako samochodowy akumulator rozruchowy?

Czym charakteryzują się klasyczne boostery?

Tradycyjne boostery są dużymi, ciężkimi urządzeniami rozruchowymi, które po podłączeniu do rozładowanego akumulatora samochodu, umożliwiają jego rozruch. Jednak te urządzenia przestały być modne. Przynajmniej jeśli chodzi o rynek amatorów. Najpopularniejsze są niewielkie wielofunkcyjne powerbanki, za pomocą których można podładować telefon, odtwarzacz USB albo nawet laptop, które jednocześnie posiadają krokodylki, które można podłączyć do akumulatora w samochodzie.

Wysoki prąd rozruchowy

Wspólna cecha tych urządzeń to wysoki prąd rozruchowy. Od od 150 do 950 A. W środku znajdują się ogniwa litowo-jonowe, albo  litowo-polimerowe. Pojemność tych ogniw jest nieduża, dużo mniejsza niż w typowym akumulatorze samochodowym. Jednak w tym przypadku decyduje zdolność do szybkiego oddawania prądu. Zestaw akumulatorków akumulatorków litowo-polimerowych z dobrej jakości elektroniką, ma taką siłę, że może odpowiednio zasilić rozrusznik, nawet u dużego diesla. Jednocześnie od jakości elektroniki jest zależne bezpieczeństwo użytkownika. Baterie litowo-jonowe łatwo wysadzić albo w inny sposób zepsuć. Usterce ogniw mogą towarzyszyć gwałtowne zjawiska (pożar, wybuch itp.).

Na co zwracać uwagę?

Oczywiście powerbanki mogą być lepsze i gorsze. Jednak samodzielnie możesz skontrolować tylko niektóre sprawy. Po pierwsze, jakość kabli rozruchowych oraz zacisków, czyli krokodylków. Muszą być miedziane, bo stalowo-miedziane stawiają większy opór i uniemożliwiają rozruch samochodu.

[Artykuł sponsorowany]