Wczoraj wieczorem na stadionie im. Edwarda Jancarza w Gorzowie Wielkopolskim odbyło się rewanżowe spotkanie wielkiego finału PGE Ekstraligi. Drużyna Stali podejmowała ekipę Get Well Toruń, która tydzień wcześniej wygrała na swoim torze 49-41. Rewanż okazał się jednak szczęśliwy dla gospodarzy – Stali, która wygrała 51-39 i po raz dziewiąty w historii sięgnęła po Drużynowe Mistrzostwo Polski.

Od samego początku czuć było wielkie zdenerwowanie i presję, jaka udzielała się obu drużynom, a pierwszy bieg faktycznie to potwierdził. Świetnie spod taśmy wyskoczył Greg Hancock, a Kacper Gomólski jadąc przy samej kredzie próbował do niego szybko dołączyć. Niestety złapał jakąś przyczepność na nierównym gorzowskim torze i wpadł w Nielsa Kristiana Iversena. Sędzia nie miał wyboru i wykluczył z powtórki biegu Gomólskiego. Ponownie najszybszy był ,,Grin” i bieg skończył się remisem. W biegu juniorskim para gospodarzy Zmarzlik-Cyfer wygrała podwójnie i Stal objęła czteropunktowe prowadzenie. Po pierwszej serii startów gorzowianie prowadzili 13-11, ale to wciąż goście mieli w garści złote medale.

W piątej gonitwie na drugim łuku postawiło motocykl Przemysława Pawlickiego, który zahaczył Kacpra Gomólskiego i torunianin wpadł w bandę. Sędzia przerwał bieg i ponownie wykluczył Gomólskiego. W powtórce znowu najszybszy Greg Hancock i był biegowy remis. O ile w pierwszym przypadku wykluczenie Kacpra Gomólskiego było słuszne, o tyle w drugim naszym zdaniem niekoniecznie. To Pawlicki spowodował upadek lekko hacząc nogę torunianina, który jeszcze próbował utrzymać się na motocyklu i kontynuować jazdę. Wątpliwości miał nawet siedzący w studiu telewizyjnym sędzia Leszek Demski. Po siedmiu wyścigach  przewaga gospodarzy wzrosła do sześciu punktów, natomiast po dziesięciu wynosiła już osiem punktów.

W biegu jedenastym znowu można było mieć sporo wątpliwości. Tym razem do startu Krzysztofa Kasprzaka, który chyba zbyt wcześnie wyskoczył spod taśmy, ale sędzia mimo to nie przerwał wyścigu. Po dwunastu gonitwach Stal prowadziła 43-29 i to oni na tą chwilę byli mistrzami Polski. Jednak przed biegami nominowanymi torunianie Holder-Vaculik wygrali podwójnie i zmniejszyli stratę do punktów dziesięciu. Tytuł Drużynowych Mistrzów Polski miał się ważyć w ostatnich dwóch biegach sezonu. Gospodarze potrzebowali tyko czterech punktów. Torunianie musieli wygrać jeden bieg najlepiej podwójnie. W biegu czternastym pod taśmą stanęli Hancock z Przedpełskim ze strony Get Well Toruń, a po stronie gorzowskiej Iversen i Zmarzlik. Stalowcy wygrali 4-2 i w tym momencie zapewnili sobie Drużynowe Mistrzostwo Polski na żużlu. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 51-39 dla gospodarzy.

Przed i po meczu było sporo zastrzeżeń co do stanu nawierzchni gorzowskiego owalu. Jeszcze przed startem menedżer Jacek Gajewski zgłaszał swoje uwagi, które zostały przyjęte i pewnie zostały wprowadzone jakieś poprawki, lecz tor jaki był, każdy widział. Kolejną nieprzyjemną sprawą była dystrybucja biletów dla kibiców z Torunia ze strony klubu z Gorzowa. Zgodnie z regulaminem gościom przysługuje 5% biletów, czyli ok. 725 sztuk. Torunianie dostali garstkę z tego, co powinni. Swojego rozczarowania i oburzenia nie krył prezes Przemysław Termiński oraz prezes Ilona Termińska. Zapowiedzieli, że nie pojadą do Gorzowa, a wraz z nimi sponsorzy, vip-y i prezydent Michał Zaleski. Dla wszystkich fanów, którzy nie zdołali zakupić biletów na mecz w Gorzowie, klub z Torunia zorganizował wspólne oglądanie wielkiego finału na Motoarenie. Emocji było równie sporo jak w Gorzowie, a grupa ponad tysiąca osób raz była w wielkiej euforii, a raz w kompletnej ciszy. Atmosfera do samego końca była wspaniała.

Szkoda tego finału, ale zabrakło kilku cennych punktów zwłaszcza Adriana Miedzińskiego i Pawła Przedpełskiego. Być może gdyby nie wykluczenia Kacpra Gomólskiego, wynik byłby inny. Igor Kopeć-Sobczyński wprawdzie nie zdobył punktów, mimo to zaprezentował się przyzwoicie. Widać, że robi postępy, a praca z trenerem Robertem Kościechą przynosi efekty. Warto również zaznaczyć, że po raz ostatni w roli juniora pojechali wczoraj Paweł Przedpełski, Bartosz Zmarzlik i Adrian Cyfer. Po raz ostatni najprawdopodobniej w toruńskich barwach pojechał Kacper Gomólski.

Teraz będzie czas na radość ze srebrnego medalu, który przed sezonem brany byłby w ciemno, analizowanie i wyciąganie wniosków oraz kompletowanie składu na przyszły sezon. Dziękujemy za wspaniałe emocje i walkę do samego końca w każdym meczu minionego już sezonu. Dziękujemy za łzy radości i łzy smutku. Z niecierpliwością będziemy wyczekiwać startu kolejnego sezonu. Do przyszłego sezonu!

[Fot. Kuba Łączkowski ”Ambasador PGEE”]