Ocena redaktora

7.5
Fabuła
9
Obsada
6.5
Reżyseria
8
Muzyka

W zeszłym tygodniu bohaterem recenzji była szwedzko – duńska produkcja Most nad Sundem. Wydawało się, że nie można jej dalej pociągnąć, a jednak to zrobiono. Tak samo jest z serialem, któremu poświęcony jest dzisiejszy tekst. Luther, dzieło Brytyjczyków, zakończył swój żywot w 2013 roku po trzech sezonach. Parę miesięcy temu BBC ogłosiło, że jeszcze w tym roku zostanie wyemitowany czwarty sezon. Cieszyć się, nie cieszyć? Każdy zna taki serial, który już dawno powinien się skończyć, ale kolejne odcinki były dokręcane, bo przynosiło to zyski. Czy kontynuacja będzie korzyścią dla widza, czy tylko dla kieszeni twórców?

To najpierw podstawy. Luther wcale nie opowiada historii szesnastowiecznego reformatora. Wyemitowany w 2010 roku serial swoim tytułem nawiązuje do nazwiska londyńskiego detektywa, Johna Luthra (Idris Elba). Na pierwszy rzut oka jest takim bohaterem, jakiego oczekują widzowie – piekielnie inteligentnym, z ciętym dowcipem, przystojnym, niezależnym (Sherlock, House). I taki butny bohater do tej pory łamał zasady kierując się mimo wszystko dobrem drugiej osoby, potencjalnej ofiary. W przypadku Luthra zrobiono dwie istotne zmiany w tym powszechnym już „schemacie”. Przede wszystkim, nosi ze sobą odznakę, a jego koledzy go lubią (w przypadku niepokornych policjantów zazwyczaj jest na odwrót). Nie możemy być też wcale pewni, czy Luther przy łamaniu zasad myśli o dobru innego człowieka. Już pierwszy odcinek nakazuje zastanowić się, czy detektyw nie jest po prostu sadystą i czy jego sposób wymierzania sprawiedliwości nam odpowiada.

Luther-2-630x418

[źródło: http://www.tvovermind.com/]

Już pierwsze sceny robią wodę z mózgu. Jeszcze zanim zostaną wypowiedziane jakiekolwiek słowa, świat okazuje się być wywrócony do góry nogami, bowiem to morderca ucieka przed policjantem, przerażony tym, co może mu się stać. W wyniku nieszczęśliwego splotu wydarzeń morderca trafia w śpiączce do szpitala. Sprawa jest o tyle delikatna, że sam detektyw odsuwa się na kilka miesięcy od swojego dotychczasowego życia. Kiedy wraca, prawie obrośnięty legendą Luther dostaje jako partnera nieco naiwnego, kierującego się ideałami Justina Ripleya (Warren Brown). Będą się docierać, ale będzie to najłatwiej rodząca się przyjaźń spośród wszystkich Melów Gibsonów i Danny’ch Gloverów tego świata.

Luther i Ripley wspólnie pracują nad pewnym zagadkowym morderstwem. Małżeństwo w średnim wieku zostało znalezione martwe przez ich córkę Alice Morgan (Ruth Wilson). Luther zaczyna swój koncert i choć można było ten moment odwlec i pozwolić akcji się rozkręcić, nie wykładać wszystkich atutów detektywa na stół, nie żałuję, że od razu zestawiono tę dwójkę bohaterów. Alice i Luther będą utrzymywać ze sobą kontakty już do końca serialu i jest to zdecydowanie najmocniejszy element całej opowieści. Będąc po stronie Luthra, na początku Alice mnie irytowała, bo odznacza się przerażającą inteligencją, połączoną z brakiem uczuć. Potem jednak, kiedy wzajemnie się oswoją, zaczęłam doceniać kunszt, z jakim została napisana jej postać. Mamy na pewno dwójkę bardzo inteligentnych ludzi, ale trudno rozstrzygnąć, kto z nich jest dobry, a kto zły.

Pierwszy sezon mocno skupia się właśnie na takiej walce ludzi o różnych systemach wartości. Nie można być pewnym żadnego bohatera, może z wyjątkiem Ripleya, który będzie zawsze dokonywać wyborów, których oczekuje od niego widz. Wszystko to odbywa się na tle wielu morderców, ponieważ w każdym odcinku jest rozwiązywana inna sprawa. Równolegle Luther walczy z Alice, która jest dokładnym odcbiciem żony detektywa, Zoe (Indira Varma, znana choćby jako żona Lucjusza w Rzymie). Ze względu na kiepski stan psychiczny głównego bohatera, który obserwujemy w pierwszym odcinku, Zoe postanawia o separacji. Jej mąż jest przekonany, że po prostu musi pozbierać się psychicznie i będzie jak dawniej. Do pracy wraca, do żony również chce. Tymczasem ona poznała kogoś innego. Żona jest jednocześnie wielką siłą, a zarazem słabością Luthra. Bo chociaż nie chcemy, by nasz detektyw był rozkojarzony z powodów emocjonalnych, a jednocześnie zmagania tego wielkiego, przerażającego swoją posturą człowieka, desperacko zakochanego w swojej żonie są wciągające.

BB239768@LUTHER web use

[źródło: http://www.tvovermind.com/]

W drugim sezonie następuje sporo zmian. Przez wszystkie odcinki ciągnie się jedna sprawa, poza tym dokonują się personalne roszady. Pojawiają się nowe osobowości, relacje Luthra i Alice nabierają coraz głębszego wymiaru, jednocześnie ciągle ktoś próbuje dokręcić śrubę niepokornego detektywowi. Ten ostatni motyw zawsze się pojawia, tutaj jest on o tyle ciekawszy, że założyć Luthrowi kaganiec starają się dwie różne osoby i z całkowicie odmiennych powodów. Osiągnie on apogeum w trzecim sezonie, gdzie ścigać go będzie George Stark (grany przez Davida O’Harę; lista jego filmów jest ogromna, ale chyba najłatwiej jest przypomnieć go sobie jako Alberta Runcorna w pierwszej części Insygniów Śmierci). To również jest ten moment, kiedy widz kibicuje Luthrowi bez względu na to, co się wydarzy.

Wraz z końcem ostatniego odcinka trzeciego sezonu pożegnałam się z serialem. Są kury znoszące złote jajka, które powinno się było przerwać dla dobra historii (koronnym przykładem dla mnie jest tu Dexter, który nie powinien mieć trzech ostatnich sezonów), ale chęć zysku na to nie pozwala. W przypadku Luthra jednak nakręcono dopiero trzeci sezon, można zatem spokojnie zrobić jeszcze dwa, które mają sens – tym bardziej, że jeden sezon to od czterech do sześciu odcinków. Jestem więc bardziej pełna nadziei niż obaw.

W przypadku Luthra obok świetnie napisanej historii należy zwrócić uwagę na rzemiosło wykonania. Słyszy się każdy szelest materiału, przełykaną ślinę czy pocieranie dłoni o zarost. Tak jak techniczne sprawy zostały dopięte na ostatni guzik, tak i genialnie dobrano obsadę. W 2010 Idris Elba nie był gwiazdą o światowej rozpoznawalności, którą zyskał dzięki roli w Thorze. Podobnie było z Indrią Varmą czy Ruth Wilson. Luther jest na pewno jednym z najlepiej zagranych seriali, które widziałam. Podobnie jest z muzyką. Chyba najbardziej znany utwór w serialu wykonuje Sia, której rozpoznawalność 5 lat temu była nieporównywalnie mniejsza jak dziś. 5 lat temu każda decyzja wydaje się, że została podjęta ze względu na dobro serialu. Mam nadzieję, że ten wysoki poziom utrzyma się w czwartym sezonie.