Wszystkie trylogie filmowe mają kilka cech wspólnych. Łączy je jednakowa ścieżka dźwiękowa, jedna z części zawsze wypada gorzej przy pozostałych, a reżyserowi w pewnym momencie kończą się pomysły. Dzieło Jacksona nie jest tu wyjątkiem. Na podsumowanie przyjrzyjmy się raz jeszcze, co w produkcji zasługuje na laur, a o czym lepiej nawet nie wspominać. Oto Hobbit – jego blaski i cienie.

Pełne sale kinowe, tysiące wyświetleń w serwisach filmowych, setki wystawionych recenzji – taki bilans sprawia, że Hobbita nie można zostawić obojętnie. Medialny szum wokół produkcji rozpoczął się na długo przed jej premierą i trwał przez wiele tygodnie. Nawet teraz w odmętach internetu toczy się zażarty bój między sympatykami i przeciwnikami dzieła. Którzy z nich mają rację?

Zdecydowanie najlepszą, tolkienowską produkcją autorstwa Petera Jacksona jest Władca Pierścieni: Dwie wieże. Za nią plasują się pozostałe części przygód Frodo, Aragorna i reszty drużyny, a najnowsza trylogia nie ma nawet szans z nimi konkurować. Zbyt wiele błędów popełniono podczas produkcji, za dużo niedociągnięć w doborze obsady, za mało zgodności z książkowym pierwowzorem. Co do tego zgadzają się wszyscy, bez względu na osobiste sympatie i antypatie. Konflikt rozpoczyna się jednak, gdy spośród trzech części Hobbita próbuje się wybrać tą najlepszą.

Hobbit: Niezwykła podróż to pierwsza część trylogii. Łagodnie, bez pośpiechu prowadzi widza przez zielone stepy Śródziemia. Zachwyca pięknymi sceneriami, ukazując wnętrza Rivendell, miasta Goblinów oraz Shire, a także malownicze krajobrazy Nowej Zelandii. To także film, który w największej mierze pokrywa się z wydarzeniami książkowymi, oddając dokładnie zamysł autora. Wiele kwestii słowo w słowo zgadza się z zapisami w pierwowzorze, fakt ten jednak nie sprawia, że całość wydaje się nudna. Hobbit: Niezwykła podróż rozbudza widzów, wywołując u nich śmiech lub nagły okrzyk grozy. To produkcja lekka i przyjemna, nie pozbawiona jednak emocjonujących momentów.

Część druga to kontynuacja wyprawy krasnoludów i towarzyszącego im Bilba. Hobbit: Pustkowie Smauga nie opiera się już ściśle na znanej czytelnikom fabule, bardziej przypominając autorską kreację reżysera. Sporo w niej nowych bohaterów, pojawiają się rozbudowane, wcześniej nieznane wątki, a akcja pędzi naprzód ze zdwojoną siłą. Tratując porządek precyzyjnie ukształtowany przez Tolkiena, Jackson daje oglądającym to, czym przesiąkają wszystkie współczesne super-produkcje: pokazową walkę, pościgi i łzawe perypetie zakochanych. Wszystko to w zjawiskowym otoczeniu natury i z piękną oprawą muzyczną w tle.

Zakończenie serii to mocny kopniak, popychający całość do przodu. Hobbit: Bitwa pięciu armii, najbardziej oczekiwany przez widzów na całym świecie, stanowi obiekt nieustających sporów. Jedni krytykują go za brak właściwej walki i klimatu, jaki powinien temu towarzyszyć, inni chwalą za świetny sposób rozplanowania scen i wyrazistych bohaterów. Pewne jest jednak, że w tej części produkcji znalazło się wiele naprawdę dobrych ujęć. I wątków pobocznych, skutecznie spędzających sen z powiek zwolennikom wiernego trzymania się książkowego wzorca.

Z moją opinią, o każdym z tych dzieł mogliście się już zapoznać. Jedne chwaliłam bardziej, inne mniej. Starałam się spojrzeć na nie pod wieloma kątami, przeanalizować i jak najtrafniej ocenić. Często kierowało mną serce i bezgraniczna wprost miłość do osoby i twórczości J.R.R. Tolkiena. Teraz przyszła pora, aby z wspomnianej trójki wyłonić faworyta. Jeśli ktoś chciałby sięgnąć po kinową trylogię to niech śmiało zaczyna od filmu Hobbit: Niezwykła Podróż. To producencki majstersztyk, który trafi w gusta nawet bardzo wymagających widzów. Warto zaopatrzyć się w popcorn i nastawić na udany seans. Bo będzie taki na pewno. Miejsce drugie przyznałabym części trzeciej, Hobbit: Bitwa pięciu armii. Choć miałam do niej wiele zastrzeżeń, wiele rzeczy mi nie pasowało i na wiele z nich narzekałam całe godziny, to jest to film naprawdę znakomity. Wystarczy pominąć kilka momentów, a przed zakończeniem uzbroić się w pudełko chusteczek i można wygodnie rozsiąść się w fotelu. Brąz w tym zestawieniu uzyskuje Hobbit: Pustkowie Smauga, ale i po nie warto sięgnąć. Dla Smauga i hipnotycznego głosu Benedicta Cumberbatcha.

W kolejny wtorek rozpocznie się nowa część cyklu, którą poprowadzi druga z Ostrzycielek. Jeśli ciekawi jesteście o czym napisze to koniecznie zajrzyjcie na naszą stronę. Ze mną w filmową podróż wybierzecie się wraz z początkiem grudnia.

PIERWSZE MIEJSCE: Hobbit: Niezwykła Podróż

DRUGIE MIEJSCE: Hobbit: Bitwa pięciu armii

TRZECIE MIEJSCE: Hobbit: Pustkowie Smauga