Pamiętasz swój pierwszy dzień na studiach? Oczywiście, że tak. Jak każdy. Świat był pełen możliwości, każde drzwi stały otworem, może za wyjątkiem tych od dziekanatu, a człowiek nie wiedział jeszcze czym jest USOS.

Brzmi nieprawdopodobnie, ale tak było. Jednak od czego zaczynają się każde studia? Od podróży na nie, względnie od wybrania się na spotkanie organizacyjne/ immatrykulację/ pierwsze zajęcia. Ta druga opcja jest skierowana do rodowitych torunian, którzy tak czy inaczej również muszą pokonać pewną trasę w drodze na Uniwersytet. I nie ma co ukrywać, że zarówno oni, jak i przyjezdni zazwyczaj wybierają się dopiero na ich pierwsze zajęcia, choćby nawet odbywały się, te ich pierwsze, na których się pojawili, dopiero w listopadzie. Zanim jednak taki przyjezdny przyjedzie do Torunia, a nie jest obyty z publicznymi środkami transportu, dowie się, że bilet do samego Torunia można kupić już w stacji początkowej, nie musząc wcześniej wysiadać, przykładowo w Bydgoszczy, i kupować osobny bilet do Torunia.

A propos Bydgoszczy, przyjezdny szybko dowie się o skali animozji między miastem nad Wisłą a miastem nad Wisłą i Brdą. Choćby w sklepie z koszulkami na Szewskiej, nie wiedzieć czemu nazywanej kebabowej. Tam ujrzymy t-shirt z napisem „Bydgoszcz? Widziałem, to było straszne”. Starówka wyda się mu bardzo sporym miejsce, ale gwarantuję, już w październiku przejdziesz ją wzdłuż i wszerz. Chociaż częściej w dół, tam gdzie mieszczą się wszystkie kluby studenckie.

Jednak zanim do nich wejdzie, czy też raczej zejdzie, jeśli mieszka w akademiku przekona się, że mama nie zrobi za nas zakupów i co gorsza, nie zrobi dla nas posiłku. Zapasów bigosu i tym podobnych domowych dań pewnie nie starczy na długo, bo i bagaże przed przeprowadzką do Torunia były wypełnione po brzegi.

Tak też wypełniona była zawsze Kotłownia. Po uprzednim opróżnieniu butelki i słoików, oczywiście z ogórkami świeżo upieczony student lądował właśnie tam. „Klimatyczna melina”, to pierwsza moja myśl po przekroczeniu progów najsławniejszego klubu studenckiego Torunia. Zdradliwe kręcone schody, miejsca na parkiecie dokładnie tyle, żeby wbić szpilkę, tańsze piwo przed 21. Tego wszystkiego obecne pierwszaki mogą zazdrościć swym starszym kolegom.

A poza „Kotłownią”, było „Carpe diem” z ciągle powtarzającą się playlistą, pękającą w szwach Od Nową w czasie ogólnouczelnianych otrzęsin czy urokliwe położone w piwnicach Cesky Sen, Kadr, Przepompownia czy zaciszna Kafefajka. Odwiedzane przez setki żaków, a skoro przez setki, to i dlaczego nie przeze mnie?

Student pierwszego roku jednak zanim wybrał się na zajęcia, a październik zaczynał się akurat w weekend, mógł pomyśleć, że studia polegają tylko i wyłącznie na imprezie, bo jak nazwać 4 pierwsze dni studiów, które za każdym razem kończyły się wyjściem na miasto albo do „Kotła”.

Te wszystkie rzeczy się pamięta najwyraźniej. Tak samo jak to, że nie wiedziało się czym jest USOS i przez to trafiało się na zajęcia kompletnie nieprzeznaczone dla swojego roku. Ale weselsze, a już zwłaszcza dla profesorów zaskakiwanych pytaniami o to,  czym jest syllabus. O setce pytań do pani z dziekanatu, na które w końcu i tak nie uzyskiwało się odpowiedzi. I to pozostało niezmienne do dzisiaj.

[Fot. Angelika Plich]