Jeden z najważniejszych twórców muzyki elektronicznej w Polsce. Aktywnie działa już od ponad 15 lat, kiedy to założył własną wytwórnię Recognition. Potwierdzeniem jego aktywności mogą być chociażby dwie wydane płyty w tym roku czy wiele koncertów, np. na OFF Festivalu. Podczas Technodromu Jacek Sienkiewicz zaprezentował swój nowy projekt „Tumult Hands”, który współtworzy z Jurkiem Przezdzieckim. Zanim jednak wystąpił, opowiedział nam o boiler roomie, festiwalach i muzyce techno w Polsce.

 

Byłeś pierwszym polskim artystą, który został zaproszony do przedsięwzięcia zwanego Boiler Room. Jakie to uczucie, gdy słucha i ogląda cię tyle osób?

Bardzo sobie cenię to, że organizatorzy zaprosili mnie jako pierwszego. Było ciekawie, choć trochę bałem się o swój sprzęt. Ci ludzie momentami wymykali się spod kontroli i było to stresujące. Nie zawsze odpowiada mi granie w otoczeniu dużej ilości nieznanych mi ludzi, szczególnie jak gram live. To skomplikowane, by skupić się na tym, co ktoś może zrobić, zamiast na sprzętach i miksowaniu.

Niemniej to fajne, że widownia cię otacza. Dzięki temu nie ma żadnego dystansu pomiędzy artystą, a odbiorcą.

To faktycznie jest fajne, aczkolwiek czasem wybór tej widowni można kwestionować. Różnie to bywa. Koniec końców wszystko się udało i dobrze wspominam ten wieczór.

 

 

W tym roku grasz również na OFF Festivalu. Jakkolwiek na Boiler Roomie grałeś dla publiczności, która była głównie nastawiona na muzykę techno, tak na OFF-ie wystąpisz przed publicznością z wielu środowisk muzycznych.

Być może gram na OFF-ie z tego powodu, iż w tym roku wydałem kilka różnych płyt. Nie są związane tylko z techno. Są to eksperymentalne rzeczy – od ambientu do noise’u. Być może organizatorzy OFF-a zauważyli, że robię nie tylko muzykę taneczną, ale również idę w eksperymenty i muzykę psychodeliczną, i stąd mnie zaprosili. Taki też będzie mój set. Zróżnicowany, na którym będzie można posłuchać muzykę – od różnych, dziwnych dźwięków i zdarzeń do rytmicznych rzeczy, które znajdują się na moim ostatnim albumie.

Zauważamy tutaj „popularyzację” muzyki techno. Kiedy zaczynałeś na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych nie było zarówno tak wielkiej sceny, jak i publiczności.

Zgadza się. Ten niegdyś niszowy gatunek rozwinął się przez lata. Teraz jest on taki sam jak inne i rządzi się tymi samymi prawami. Mamy festiwale, magazyny, audycje radiowe i eventy takie jak dziś. Kiedyś był to underground.

Twoja edukacja muzyczna jednak nie była nastawiona od początku na techno. Słuchałeś chociażby dużo hip-hopu.

Muzyka była obecna w moim życiu od zawsze. Moi rodzice słuchali dużo rocka, jazzu, bluesa. W połowie lat 90. była fala nowej muzyki, m.in. hip-hopu. Przez chwilę sam zainteresowałem się nim, aczkolwiek szybko to zweryfikowałem i poszedłem w brzmienia elektroniczne, bez słów. Wykrystalizowało się to na pierwszych imprezach warszawskich w tamtych latach.

A co było motywatorem i inspiracją? Dla sceny elektronicznej wówczas to był czas nowości – rave, IDM…

Przede wszystkim – na początku lat 90 było ciężko o dostęp do płyt. Między innymi, dlatego nie był to dla mnie czas nowości. Wiesz, ja miałem wtedy mniej więcej 18 lat. Nie było aż takiego dostępu do Internetu, trudno było podążać za nowościami. Zdobywało się je od ludzi zza granicy. Nie byliśmy wtedy w Unii Europejskiej, więc nie było to takie łatwe. Mając 17 czy 18 lat nie masz dużo pieniędzy, aby ich wydawać na wyjazdy za granicę i na nowości płytowe. To były zarówno koszty, jak i czas. Młodzi ludzie nie pamiętają takich czasów. Na poważnie to zaczęło się od kilku znajomych, którzy przywozili płyty z Berlina i Londynu. Później sami zaczęliśmy jeździć i poszukiwać. Kupowaliśmy nowe rzeczy i tak to się zaczęło. Od początku wiedzieliśmy, co kupujemy i do dziś ten gust oscyluje wokół podobnych brzmień, artystów czy nawet labeli.

A jak to jest z dzisiejszą kondycją sceny techno w Polsce?

Zależy, o czym mówimy. Wydaje mi się, że jest dużo młodych i ciekawych artystów, którzy bardzo entuzjastycznie podchodzą do sprawy i próbują tworzyć swoją muzykę. Nawiązując jeszcze do naszej refleksji o starych czasach – dzisiaj jest to o wiele łatwiejsze. Możesz ściągnąć jakiś software i zrobić coś ciekawego. Nie musisz mieć profesjonalnego studia. Kiedyś to było bardziej skomplikowane. Wydaje mi się, że jest wielu ludzi którzy coś robią, aczkolwiek ludzie powinni poszukiwać czegoś swojego. Niestety, niektórzy zbyt często oglądają się za tym, co robią inni DJ-e i producenci. Często brakuje im indywidualnego podejścia. Niemniej jest potencjał. Jest chociażby wiele ciekawych festiwali…

No właśnie, jeździsz na nie? Audioriver Festival, Tauron Nowa Muzyka Festiwal?

Tak, grałem kiedyś na Audio (w 2007 i 2009 roku – przyp. red.).

A tak prywatnie?

Szczerze mówiąc, to prywatnie nie jeżdżę już na żadne festiwale. Moja działalność skupia się tylko wokół produkcji muzyki. Muszę przyznać, że najeździłem się na takie eventy w swoim życiu. Nie wiem, kto by musiał zagrać, abym pojechał go posłuchać.

A ja się cieszę, że Autechre grają na Tauronie w tym roku…

To bardzo miło, bo to również jeden z moich ulubionych i bardzo ważnych dla mnie zespołów. Pamiętam jak byłem ze znajomymi na ich koncercie w latach 90. w Pradze, a później w Berlinie i Amsterdamie. To również ważny zespół dla sceny elektronicznej. Na mnie również wywarł spory wpływ. Do dziś ich supportuję, śledzę i uważam, że jest to ważny zespół, który podąża swoją drogą, nie zważając na to, co dzieje się wokoło.

 

 

[fot. Materiały prasowe]