Chociaż to nie toruńska drużyna wygrała rozgrywki Enea Ekstraligi, to przyćmiła wszystkie pozostałe zespoły. Nie stawienie się na rewanżu w dwumeczu finałowym przejdzie do historii nie tyle samego speedwaya, co całego polskiego sportu.

Ciężko nie zacząć podsumowania od tego co wydarzyło się w Zielonej Górze. Takiego wstydu jak tam, toruńscy kibice jeszcze nie doświadczyli, a przecież ten klub nie istnieje od wczoraj i nie raz, nie dwa obok wielkich sukcesów zdarzały się tak samo duże porażki. Po tej obecnej ciężko się będzie jednak podnieść i los jedynego klubu w Polsce, który nigdy nie spadł z najwyższej klasy rozgrywkowej wisi na włosku. Kary jakie posypią się na ekipę z Torunią mogą być na tyle duże, iż przerosną możliwości zespołu z Grodu Kopernika.

Pastwiąc się jednak nad decyzjami zarządu Unibaxu nie można zapomnieć o tych, którzy wygrali mistrzostwo Polski. Stelmet Falubaz Zielona Góra od początku rozgrywek był zaliczany do jednego z faworytów całej ligi. I chociaż dopiero kontuzja Crisa Holdera, która podcięła skrzydła zespołowi z Torunia, sprawiła, iż ekipa z województwa lubuskiego wyszła na prowadzenie w tabli rundy zasadniczej, to należy podkreślić, że od samego początku drużyna dowodzona przez Jarka Hampela bardzo dobrze sobie radziła. Zwłaszcza Stadiom Miejski był twierdzą praktycznie nie do pokonania. Popularne „Myszki” wygrały tam prawie wszystkie mecze, tylko raz uznając wyższość Unibaksu, jeszcze w rundzie zasadniczej. Powiedzieć więc, że zielonogórzanie zasłużyli na końcowy tryumf to tak jakby nic nie powiedzieć.

Brązowe jaskółki

Pechowcami fazy play-off stali się natomiast zawodnicy z Częstochowy. Miejscowy Dospel najpierw w dramatycznych okoliczność przegrał rywalizacje w półfinale z Toruniem, a później w podobny sposób stracił brązowy medal. „Lwy” tuż po starcie piętnastego wyścigu miały brązowy krążek w kieszeni, ale na ich nieszczęście tarnowianie mieli Kołodzieja w swoim składzie, który tego dnia był super szybki. Częstochowa może czuć się więc największym przegranym w bitwie o medale, ponieważ po rundzie zasadniczej wydawało się, że to oni będą rywalizować z Falubazem o złoto, a na koniec okazało się, że muszą obejść się bez żadnego medalu. Czysta kwintesencja fazy play-off.

Gdy ktoś się smuci, ktoś inny się raduje. Tym razem z kolejnego medalu w kolekcji cieszy się Unia Tarnów, która przecież ledwo załapała się do finałowej czwórki. Uważana przez wielu za kandydat do zajęcia co najwyżej miejsca 5-7 zaskoczyła wielu i ucieszyła swoich kibiców sporym sukcesem. Wystarczyła solidna, chociaż bliższa przeciętności jazda przez rundę zasadniczą sezonu i nagły wyskok formy Janusza Kołodzieja, który w meczu o trzecie miejsce zdobył trzynaście oczek. Przy zestawieniu z sześcioma punktami jakie zdobył ten żużlowiec podczas ostatniej wizyty w Częstochowie widać, iż był to bardziej przypadek niż stała zasada. Zresztą gdy popatrzy się na klasyfikację najlepszych zawodników sezonu to próżno na czołowych miejscach szukać zawodników z Tarnowa. Dopiero na 11. pozycji jest Artiom Łaguta (2,09 pkt/mecz), a na 14. wspominany już Kołodziej (2,073 pkt/mecz).

Upadek Rzeszowa

Z grona zespołów zajmujących miejsca 5-7 im niżej tym… więcej zadowolonych. Kiedy Stal Gorzów przegrała walkę o czołową czwórkę na pewno nie czułą się zbyt dobrze, aczkolwiek widząc, że tarnowska Unia, która była ekipą lepszą zaledwie o włos, cieszy się teraz z brązowego medalu to zapewne wielu fanom i zawodnikom zwiększyło się ciśnienie. Takich spojrzeń w górę uniknęła ekipa z Leszna, która już dość dawno skupiła się na tym, by pewnie zmieścić się w trójce bezpiecznych drużyn. Zeszłoroczny Mistrz Polski szybko pozbył się złudzeń, iż może być czarnym koniem rozgrywek, a przełomowa była porażka na swoim torze z Betardem Spartą Wrocław w ósmej kolejce. Z tym Betardem, który tak szczęśliwie, dopiero w ostatniej kolejce zapewnił sobie utrzymanie w najlepszej lidze świata, i który jest zapewne najbardziej zadowolonym zespołem, nie licząc samych medalistów. Cudem wygrana walka z rzeszowską Marmą sprawiła, że ekipa ciągnięta praktycznie za uszy przez Taia Woffindena pozostała w gronie najlepszych.

Zupełnie inne nastroje są we wspomnianym już Rzeszowie. Miejscowa Marma cel miała jasny: walka o któryś z medali, co mieli zapewnić Pedersen, Walasek czy Okoniewski. Rzeczywistość okazała się być dużo bardziej brutalna, a najlepszym podsumowaniem sezonu było ostatnie spotkanie. Zawodnicy sponsorowani przez PGE musieli jedynie wygrać z ekipą z Bydgoszczy, która już była pewna spadku. I chociaż walczyli do samego końca, przedłużając swoje szanse do ostatniego wyścigu to i tak przegrali 46-44 i żegnają się z Enea Ekstrligą. Podobny los spotkał składywegla.pl Polonię Bydgoszcz, a także Lechmę Start Gniezno, ale ich degradacja nie jest zaskoczeniem dla żadnego fana speedwaya.

Obecny sezon był bardzo gorący, a rywalizacja czy to o miejsca 1-4, czy o utrzymanie miała miejsce do samego końca. Widać, że żużel podnosi się ze sporego dołka i dlatego tak ważne jest co wydarzy się z toruńską ekipą. Tylko mocne i twarde sankcje, przeciwstawiające się takim sytuacjom w przeszłości mogą pomóc wizerunkowi Ekstraligi. Mimo wszystko warto będzie oglądać nowe rozgrywki, które będą przecież w zmienionej formie, bowiem do rywalizacji stanie zaledwie osiem ekip. W miejsce Rzeszowa, Bydgoszczy i Leszna zobaczymy ekipę z Renaulta Wybrzeża Gdańsk, chociaż przystąpienie do rozgrywek ekipy z nad morza nie jest jeszcze pewnikiem.