Co może wkurzać mnie we wkurzającym tygodniu poprzedzającym święta? Sama idea. Nie, nie chcę tworzyć ośrodka oporu dla swojej redakcji. Pragnę jedynie tym wstępem przejść do najistotniejszego: sensu Bożego Narodzenia. Po co „rzucać hejtem”, skoro można się przytulić?

Stojąc w kolejkach przedświątecznych dostrzegłam, że jak zwykle zatracamy się w tym całym szaleństwie. Zmysł zdobywcy uaktywnia się przy ostatnich sztukach produktów w hipermarketach, promocjach w galeriach czy w walce o stoisko w kasie. Jedni wygrywają, inni z przyciętą wózkiem stopą będą kląć pod nosem i w ten sposób tworzyć najpiękniejsze życzenia świąteczne skierowane do bliźniego.

Poza tym, czuję, że bombonierkami, misiami, kosmetykami, elektronicznymi prezentami przykrywamy to bez czego te całe święta stałyby się jedynie celebracją konsumpcjonizmu oraz hedonistycznych rozkoszy. Stół wigilijny to nie tylko blat pod smakołyki tłuste i słodkie, ale również miejsce do rozmów. Trudno byłoby przetrwać trzy grudniowe dni w takim zbliżeniu z rodziną bez obopólnej akceptacji. Tak, jak w filmie Cube, trzeba ze sobą współpracować, bo w innym wypadku rozleją się żale i zapłoną oblicza pogardy. A wtedy pozostanie krzyczeć, milczeć lub oglądać wspólnie telewizję – wtedy krytyka przeniesie się na media i powtarzalność nadawanego programu. Innymi słowy: bez dobrej atmosfery wszyscy zginiemy. Jednak nie należę do sympatyków sztucznego cukru. Ani to zdrowe, ani dobre. Osobiście sądzę, iż to właśnie rodzinna atmosfera powinna stanowić cud Bożego Narodzenia, a nie czekanie na chwilę, kiedy jakiś kot czy pies wygarnie nam, jak to cieszy się, że nie jest człowiekiem.

Wnioskując: wkurza mnie wkurzający tydzień przed świętami. Mogę zaakceptować go jedynie, jeśli ma wyciągnąć z nas wszelkie demony, które nawiedziłyby polskie rodziny przy świątecznym stole. Do tego stopnia, by po zrzuceniu z siebie ciężaru złośliwości, rozluźnić spięte mięśnie oczekujące na odpieranie ataku i podejść do domowników bez złych intencji. Może nawet jakiś uśmiech się pojawi? Pamiętajcie: nie musicie się tak spieszyć, Wigilia rozpocznie się wtedy, gdy będziecie na nią gotowi. I pełni akceptacji w stosunku do osoby siedzącej/stojącej obok. Bo to w drugim człowieku kryje się sens tych świąt. Liczy się to, by chociaż raz w roku dostrzec siebie naprawdę.